[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z nim zerwać. Nie sądziła jednak, że on potraktuje to tak, jakby
odwołała spotkanie, a nie rezygnowała ze wspólnej przyszłości!
Teraz przekonała się, jak bardzo są sobie obcy. Ona miała sta-
roświeckie poglądy i zaręczyny naprawdę coś dla niej znaczyły.
- Posłuchaj, Caitlin - rzekł po chwili z promiennym uśmie-
chem, który stracił już dla niej swój czar. - Doceniam to, że
S
R
pierwsza odważyłaś się o tym powiedzieć. Między nami ostat-
nio... No wiesz, brakowało nam ognia. Po prostu się wypalił.
- Odwaga nie ma z tym nic wspólnego - odparła i poczuła
nagle, że się czerwieni.
Przypomniała sobie Angusa. To on doprowadził do tego, co
się stało. Czy była mu za to wdzięczna? Chyba nie. Wtedy czuła
się zbyt wzburzona, a teraz nie potrafiłaby znalezć właściwych
słów.  Dziękuję ci. Całując mnie, sprawiłeś, że przejrzałam na
oczy...?" Przecież to bez sensu.
Spędziła ze Scottem jeszcze pół godziny, omawiając różnego
rodzaju sprawy: kogo poinformują o swojej decyzji, kiedy
zwrócą sobie rzeczy, które od siebie pożyczyli. Na koniec oddała
mu zaręczynowy pierścionek i pożegnali się krótko.
Kiedy przebierała się w szpitalu w pielęgniarski kitel, dotar-
ło do niej wreszcie, że jest wolna, ale wcale nie była w nastroju,
by to uczcić. Nie miała jednak wątpliwości, że Scott tego wie-
czoru wesoło się zabawi.
Rozpoczęła pracę o trzeciej. Wpół do czwartej skończyła się
zajmować nowo przyjętym pacjentem, a pół godziny pózniej
zobaczyła nagle, jak na oddział wchodzi Angus.
- Wyglądał teraz całkiem inaczej. Nie jak starszy brat Rachel,
lecz prawdziwy lekarz. Miał na sobie ciemne spodnie, białą
koszulę i jedwabny krawat o ładnym deseniu.
Siedziała właśnie w gabinecie pielęgniarek i wpisywała do
karty dane nowego pacjenta, przeglądając jednocześnie wyniki
badań pani Reid. Nowotwór był złośliwy i szybko się rozrastał.
Wykryto też liczne przerzuty w jamie brzusznej i kościach.
Chorej dawano zaledwie kilka tygodni życia. Stwardnienie roz-
siane spowodowało, że nie zauważono w porę objawów roz-
wijającego się nowotworu. Teraz lekarze mogli jej tylko poda-
S
R
wać środki przeciwbólowe. Doktor Marr z pewnością czuł się
okropnie, a przecież nie była to jego wina.
Rozmyślając w ten sposób, Caitlin dostrzegła Angusa i od
razu postanowiła, że nie będzie się przejmować. On jednak
zauważył jej smutną minę.
- Dobrze się czujesz, Caitlin? - zapytał, dotykając jej ręki.
Drgnęła.
- Tak. Martwię się tylko o jedną z naszych pacjentek.
- O pacjentkę? - W jego głosie zabrzmiało powątpiewanie.
- Chorą, z naszego szpitala - odparła sucho i dobitnie, po
czym zdała sobie sprawę, że nie powinna tak się do niego
odzywać. - O mój Boże! - westchnęła cicho.
- Słucham?
- Ach! Nic takiego.
- Więc o kogo chodzi?
- Proszę?
- O jaką pacjentkę tak bardzo się niepokoisz? Wyglądasz na
zdenerwowaną.
Rozzłościł ją jeszcze bardziej tym, że nie chciał jej
dać spokoju. Nie mógłby tak po prostu nie zwracać na nią
uwagi?
- O panią Reid, która...
- Rozumiem. Myślałem, że może chodzi o moją pacjentkę.
- Przecież ty jesteś pediatrą, a to jest oddział dla dorosłych.
Co tutaj właściwie robisz? - zapytała, patrząc na niego groznie.
A więc wcale nie przyszedł tutaj po to, aby się z nią zobaczyć.
Powinna poczuć się lepiej z tego powodu, ale tak się nie stało.
Z drugiej strony, skoro zjawił się tutaj w jakiejś swojej sprawie,
nie powinien zwracać uwagi na nią, a ona mogłaby udawać, że
go nie widzi.
S
R
- Może jeszcze jej nie ma - powiedział, pochylając się nad
biurkiem. - Czy mogę zobaczyć? - Sięgnął po karty pacjentów
leżące przed Caitlin.
- Doktorze Ferguson, proszę mi powiedzieć, kogo pan szu-
ka, a ja postaram się go znalezć - odparła dobitnie.
- Oczywiście, ale wydaje mi się... - Spojrzał w kierunku
wejścia. - Oto i ona - powiedział na widok przystojnej, czarno-
włosej kobiety, prawdopodobnie w jego wieku, która wyglądała
na mocno zdenerwowaną.
- Doktorze Ferguson! - zawołała kobieta z wyrazną ulgą.
- I jak on się czuje? - spytał Angus troskliwie. - Byłem tu
już wcześniej, przed lunchem, ale...
- Och, niezbyt dobrze. Chciałabym bardzo, żeby było już
po wszystkim.
- Proszę sienie denerwować - uspokajał ją, kładąc delikat-
nie rękę na jej ramieniu.
Caitlin poczuła się głęboko rozczarowana. Nagle przyszło
jej do głowy, że do Angusa lgną wszystkie kobiety. Zaczęła
więc podejrzewać, że wtedy w niedzielę najzwyczajniej chciał
wykorzystać jej chwilę słabości. Powinna pamiętać, że on ma
trzydzieści pięć lat i nie jest żonaty. Najwyrazniej nie lubi sta-
łych związków. Rachel mówiła jednak o nim tyle dobrych
rzeczy...
Po chwili Caitlin, przeglądając listę swych pacjentów, natra-
fiła na imię i nazwisko Elise Best. Kobieta miała trzydzieści pięć
lat i była rozwiedziona. Chciała ofiarować jedną ze swych nerek
jedenastoletniemu synowi, Williamowi. Operację przewidziano
na następny dzień.
Co się ze mną dzieje? - zastanawiała się Caitlin. Jak mogę
mieć mu za złe, że próbuje pocieszyć tamtą kobietę, kiedy ona
S
R
naprawdę tego potrzebuje? Angus właśnie opuścił rękę i powie-
dział do Elise Best:
- Musimy jeszcze zrobić pani kilka badań.
- A ja myślałam...
- Wiem. Przeszła już pani dziesiątki badań, kiedy sprawdza-
liśmy, czy w ogóle przeszczep jest możliwy. Ale teraz musimy
się upewnić, czy nic się nie zmieniło od tamtej pory i czy nie
ma żadnej infekcji.
- Tylko że ja...
- Wiem, że pani się niecierpliwi.
- Zwłaszcza po tym, jak powiedział mi pan w poniedziałek,
że William mógłby nie doczekać wyznaczonego terminu.
- Prawdę mówiąc, nie sądzę, żeby teraz było jakieś opóz-
nienie. - Angus rozłożył szeroko ręce. - Zostanie pani tutaj, a ja
pójdę zobaczyć, jak William się czuje po dzisiejszych dializach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •