[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To zale\y wyłącznie od średniej.
- Ach, ju\ się cieszę na te nie kończące się przemówienia
i uściski dłoni.
Wiedział jednak dokładnie, dlaczego chciała się pojawić
na tej uroczystości. Bardzo przyło\yła się do nauki. No i
wyglądała dzisiaj... po prostu wspaniałe! Krótka, dopasowana
sukienka, buty na obcasach i ten delikatny, nietypowy dla niej
makija\. Jej widok a\ zapierał dech w piersiach. W całym
Dower House nie będzie dziś nikogo, kto by się za nią nie
obejrzał. Bez względu na płeć i wiek. Przyszło mu do głowy,
\e być mo\e powinna mieć na sobie coś skromniejszego i
mniej wyzywającego. Pewnie pani Warburton uniesie groznie
brew, gdy ją zobaczy, ale nie chciał psuć córce nastroju swoim
gderaniem. Zapracowała sobie na ten sukces i pozwolił jej się
nim w pełni delektować.
- Kto będzie rozdawał w tym roku nagrody? - zapytał,
parkując samochód.
- Jakaś absolwentka, która zrobiła karierę -
odpowiedziała, szukając zaproszenia w torebce. - Amanda
Garland - przeczytała na głos.
Stopa Daniela zsunęła się ze sprzęgła i samochód skoczył
\abką do przodu. Silnik zgasł. Daniel z trudem opanował
dr\enie rąk.
- Nigdy o niej nie słyszałam.
- Prowadzi agencję sekretarek w Londynie - wyjaśnił po
chwili. - Bardzo ekskluzywną. Czasami wynajmuje od nas
kierowców.
- Jaka ona jest?
Dan odwrócił się w stronę Sadie.
- Nie mam pojęcia. Marzę jedynie o tym, \eby nie
okazała się jakąś straszną gadułą.
Przy wejściu czekało kilka uczennic młodszych
roczników, które miały za zadanie zaprowadzić spóznionych
gości na ich miejsca.
Pani Warburton była ju\ w trakcie swojego powitalnego
przemówienia. Sadie natychmiast zniknęła w tłumie
kole\anek. Daniel zaś, nie chcąc robić zamieszania, zajął
pierwsze wolne miejsc w tylnym rzędzie. Patrzył bez
większego zainteresowania na przesuwające się po scenie
postaci. Nie kończący się szereg nagrodzonych w dziedzinie
sportu, za najlepsze wyniki w nauce, za najlepsze projekty.
Cały czas próbował zgadnąć, którą z siedzących tam kobiet
jest Amandą Garland.
Natychmiast przypomniał mu się ten jesienny, ciepły
poranek, kiedy \artował sobie z szefowej Mandy. Mandy...
Mandy... Bo\e, nie mógł zapomnieć jej głosu, jej śmiechu...
Chwilami zbyt trudno było mu z tym wszystkim \yć. Dzwięki
i obrazy powracały z tak ogromną siłą i tak natarczywie, i\
zdawało mu się, \e tego nie zniesie. Nagle wyrwał go z tych
rozmyślań znajomy głos. W pierwszej chwili nie zrozumiał
jeszcze, co się dzieje. Zebrani nagrodzili oklaskami kolejną
osobę na podium. Podniósł głowę. Na podium stała Mandy.
- Jak zapewne większość z was zauwa\yła - zaczęła lekko
i z humorem - naprawdę nie powinnam tu stać. - Na widowni
rozległ się cichy szmer. - Nie potrafiłam jednak odmówić
Pameli i doszłam do wniosku, \e być mo\e rzeczywiście uda
mi się was, uczennice Dower House zainspirować do
podejmowania trudnych wyzwań i przekonać, \e warto jest
\yć intensywnie. Nie mam na myśli wyłącznie cię\kiej pracy.
Najwa\niejszą sprawą jest mieć marzenia i wyznaczyć sobie
konkretny cel. A potem konsekwentnie dą\yć do jego
realizacji. Kiedy się czegoś naprawdę bardzo, ale to bardzo
chce, \aden wysiłek nie jest zbyt wielki. No có\, osiągnęłam
wszystko, czego pragnęłam. A poza tym bóle krzy\a,
spuchnięte kostki i nieustającą zgagę. - Te ostatnie uwagi
wzbudziły śmiech na sali.
Mandy... Nie mógł uwierzyć. To była ona.
- Być mo\e mniej by mi to przeszkadzało, gdybym mogła
się wygodnie wyciągnąć, unieść stopy do góry. Ale
niezale\nie od tego, jak bardzo bolą mnie plecy, jak bardzo
mam spuchnięte nogi i jak bardzo jestem niewyspana, dzień w
dzień muszę wstawać o godzinie siódmej, aby punktualnie o
ósmej trzydzieści być w biurze. Inaczej osiągnięcie
czegokolwiek byłoby niemo\liwe. A jak dotąd, prowadzenie
agencji było sensem mojego \ycia. - Czule pogłaskała brzuch.
Jest w cią\y? Wstał powoli, \eby lepiej ją widzieć.
- Jednak ostatnio moje \ycie zmieniło się nieco.
Chciałabym, abyście właśnie dzisiaj zastanowiły się nad tym,
jakie macie marzenia i niezwłocznie przystąpiły do ich
realizacji. Czas szybko ucieka... - Przerwała, zauwa\ywszy, \e
ktoś w ostatnim rzędzie wstał. To był on. Zamarła, nie mogąc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]