[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cóż, trzeba czekać. Mnie jest łatwiej - zauważył. - Emocje mną nie targają.
Już miała mu oświadczyć, że on nie wie, co to są emocje, ale ostatnio zaczęła
podejrzewać, że w jego przypadku nie chodzi o brak emocji, a raczej lęk przed ich
okazaniem.
Wróciła myślą do Daisy.
- Staram się skupić na czasach, kiedy byłyśmy z Daisy razem - powiedziała.
- Nie obwiniasz waszej matki, prawda?
- Na swój sposób usiłowała nas chronić. Matkę kocha się bezwarunkowo.
Dziecko obdarzyłoby ją taką miłością. Wierzyła naiwnie, że Daisy też będzie
do tego zdolna.
- Ojciec Daisy był hazardzistą. Zadłużył się, nasz dom był obciążony hipo-
tecznie w trzech bankach. Potem pożyczył pieniądze od lichwiarzy i zniknął. Mama
nigdy nie widziała listów z banku. Podejrzewam, że czekał na listonosza i spuszczał
je z wodą w toalecie. Mama dowiedziała się, że coś nie gra, kiedy pojawili się ko-
mornicy.
- To przestępstwo, powinien trafić za kratki.
S
R
- Najpierw trzeba by go złapać. Potem udowodnić winę. Dwaj lichwiarze gro-
zili mamie, przyłożyli nóż do szyi Daisy.
Ivo przeklął, a robił to tak rzadko, że Belle szeroko otworzyła oczy.
- Dlaczego nie poszła na policję?
- Może bała się o nasz los, jak to zrobi?
- Tak mi przykro.
- Spakowała tyle, ile mogła unieść, i uciekłyśmy.
- Cztery lata? %7łyłyście tak cztery lata?
- Coś się w niej załamało. To mój ojciec miał być tym złym. Pił, bił ją, aż jed-
nej nocy wpadł do kanału i utonął. Ojciec Daisy wyglądał i zachowywał się jak
dżentelmen. Powiedział mamie, że wyjeżdża na kilka dni w interesach, i podczas
gdy ona prasowała jego koszule, opróżnił jej portmonetkę. Jej świat się zawalił, nie
potrafiła się pozbierać.
- Mimo to Daisy chce znalezć tego człowieka?
- Bezwarunkowa miłość - powtórzyła. - Złych rodziców kocha się tak samo
jak dobrych.
- Nie wtedy, kiedy nie wiesz, co to jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczy-
łaś.
Ivo czuł, że nie powinien porównywać swojego dzieciństwa z tym, co przeży-
ła Belle. Ale ona się przed nim otworzyła. Zasłużyła na to, by usłyszeć od niego
prawdę. Podobnie jak ona żył w kłamstwie. Miał już dość kłamstw. Jeśli ktoś go
zrozumie, to właśnie Belle.
- Moi rodzice nie kochali się i nas też nie kochali.
Belle zmarszczyła czoło.
- Myślałam... miałeś wszystko. Wakacje we Francji i Włoszech. Rozmawiali-
ście o nich z Mirandą.
- A słyszałaś, żebyśmy wspominali o naszych rodzicach?
Zamyśliła się.
S
R
- Nie, chyba nie.
- Ledwie ich znaliśmy. Nie mieli ochoty się nami zajmować, nawet z pomocą
niani. Posłali nas do szkół z internatem, gdy tylko było to możliwe. Nasi dziadko-
wie byli tacy sami.
- Nie wiedziałam.
- Oboje ukrywaliśmy coś przed sobą.
- Z kim spędzaliście wakacje?
- Co roku z inną rodziną. Nasi rodzice zajmowali się swoimi sprawami. Ro-
mansami. Kiedy osiągnęliśmy wiek, gdy mogliśmy stać się dla nich interesujący,
utonęli. Zawsze było dla mnie tajemnicą, co robili razem na tym jachcie.
- Bardzo mi przykro.
- Nie ma powodu. Niektóre rodziny były wspaniałe. Niektóre wakacje zapa-
miętaliśmy, i te wspominamy.
- A inne?
- Przetrwaliśmy do chwili, kiedy jakaś ciotka zabierała nas z powrotem do
szkoły.
- Tego też nienawidziliście.
- Za mocno powiedziane. Ale w szkole również brakowało ciepła. Kogoś, kto
by cię przytulił.
Zdał sobie sprawę, że ściska jej dłoń jak tonący. Puścił ją, a Belle się podnio-
sła i obeszła stolik.
Ivo wstrzymał oddech. Objęła go za szyję i przytuliła. Jednym uściskiem zbu-
rzyła mur, którym się otoczył. Przylgnął do niej, czując pod powiekami łzy. Belle
odchyliła głowę i spojrzała na niego.
- Chodzmy do domu, Ivo.
Jej zapach był jak balsam dla jego duszy, a pokusa, by przyjąć jej zaproszenie,
wręcz nieznośna. Tylko co potem?
- Nie mogę.
S
R
Nie wierzył, że to powiedział. Przecież pragnął wziąć ją znów w ramiona, ale
wreszcie pojął różnicę między miłością i pożądaniem. W miłości nie chodzi o sie-
bie, o branie, ale o dawanie, o to, by zrobić to, co najlepsze dla drugiego człowieka.
Posadził ją i sam usiadł, unikając wzroku odrzuconej kobiety.
- Myślałem - rzekł - że wszystko rozgryzłem i obmyśliłem. %7łe wypadłaś z ru-
tyny przez tę wyprawę w Himalaje i poczułaś zmęczenie dotychczasowym życiem.
Myślałem, że wystarczy trzymać się blisko, wskazać ci nowy kierunek...
- Ivo...
- Pozwól mi skończyć. Wierzyłem - podjął - że jeśli znajdziesz coś, co zapełni
ci życie, zapomnisz i wszystko znów będzie po staremu.
- O czym miałabym zapomnieć?
- %7łe zrobiłaś zły interes. %7łe poczucie bezpieczeństwa bez miłości, bez rodzi-
ny, bez... dzieci nigdy ci nie wystarczy. Pragnąłem cię do szaleństwa. Może gdy-
bym wcześniej zrozumiał, że oczekujesz czegoś więcej, znalazłbym siłę, żeby
odejść. Wierzyłem, że oczekujesz jedynie poczucia bezpieczeństwa. Albo chciałem
w to wierzyć, bo w ten sposób mogłem zagłuszyć swoje sumienie. Powiem ci
prawdę.
- Jaką prawdę? - Zciągnęła brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]