[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czuła wyraźną woń drewna i wosku do polerowania mebli,
a w tle bardzo męski i bardzo pociągający zapach mieszkań­
ca tego domu.
Znalazłszy się w królestwie Kita, Amanda zrozumiała, że
układ sił jest tu nieco inny niż w domu. Do tej pory miała
wrażenie, że panuje nad sytuacją, tu czuła się znacznie bar­
dziej niepewnie. Tymczasem Kit dołożył drewna do kominka,
wyprostował się i spojrzał na nią. Refleksy ognia nadawały fa­
scynujący odcień jego włosom.
- Chodź do mnie, Amando - powiedział na poły zaprasza­
jąco, na poły rozkazująco.
158
Zahipnotyzowana brzmieniem jego głosu i spojrzeniem
ciemnych oczu, jak w transie wykonała polecenie.
- Zdejmij, proszę, płaszcz.
- Wolałabym nie.
Nie zważając na jej słaby opór, sam rozpiął jej guziki.
- Nalegam. W przeciwnym razie teraz zgrzejesz się, a kiedy
wyjdziesz na dwór, zmarzniesz. - Niedbale przerzucił okrycie
przez oparcie krzesła. - Cieszę się, że przyszłaś.
- Mało brakowało, a stchórzyłabym.
- Boisz się?
Skinęła głową.
- Pana, siebie... - Odwróciła głowę.
-I tego, co może się zdarzyć - dodał cicho.
- Pewnie tak. Ale ma pan rację. Musimy porozmawiać.
- Mamy o czym...
Jego bliskość wyraźnie nie sprzyjała koncentracji, więc
Amanda przezornie się odsunęła.
- Wygodnie się panu mieszka w tym domku?
- Pani ojciec zadał sobie wiele trudu, żeby tak było. Służą­
ca codziennie przychodzi posprzątać i sprawdzić, czego po­
trzebuję.
- Służąca? - zainteresowała się Amanda. - Która?
- Sadie Jenkins.
Amanda zdrętwiała.
- Sadie? Ależ Sadie jest...
Kit puścił do niej oko.
- Jest dobra w tym, co robi, miło na nią popatrzeć, ma
anielską buzię i potrafiłaby zagadać na śmierć.
- Doskonale wiem, jak wygląda Sadie - odparła Amanda
159
ostrzej, niż zamierzała. - Sadie jest również okropną plotka­
rą, wyjątkowo rozwiązłą, i nie skąpi swych wdzięków nikomu,
więc wszyscy mężczyźni w Eden Park jedzą jej z ręki.
-I to wiem. - Uśmiechnął się, podążając za jej myślą. - Nie
martw się jednak. Staram się ją ignorować, kiedy jest w pobli­
żu. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Zazdrosna jesteś, ko­
chanie?
Poczuł na sobie mordercze spojrzenie oliwkowych oczu.
- Miałabym być zazdrosna o służącą? Co to, to nie!
W każdym razie nie przyszłam rozmawiać o tym, co się
dzieje w domu.
- Nie. Przyszłaś porozmawiać o nas i to wydaje mi się
o wiele ciekawsze.
- Z pewnością zdaje pan sobie sprawę z tego, że nie może
być żadnych „nas". Czyżby mimo swego racjonalizmu nie ro­
zumiał pan, że nie ma sensu marzyć o niemożliwym?
- Dlaczego? Bo jesteś córką bajecznie bogatego kupca, a ja
jedynie trenerem koni? - Przybrał sceptyczną minę. - Zdaje
się, że nazwałaś mnie kiedyś „najemnym pracownikiem".
To były rzeczywiście jej własne słowa, tym bardziej się
zmieszała. Kit mógł nie mieć ani tytułu, ani żadnych podstaw
do roszczenia sobie miana dżentelmena, ale zdążyła się już zo­
rientować, że jest honorowym i dumnym człowiekiem.
- Owszem. I bardzo przepraszam. Bez względu na to, co
pan sobie o mnie myśli, brak tytułu nie ma dla mnie naj­
mniejszego znaczenia, chociaż może mieć dla mojego ojca.
Trochę go tym rozbawiła.
- A jednak pomimo mojej niskiej pozycji jego reakcja na
nasze małżeństwo pewnie by cię zaskoczyła. Proszę pomyśleć,
160
jaki byłby szczęśliwy, gdyby dowiedział się, że wyszłaś za mąż
i w końcu dasz mu wnuki, których tak bardzo pragnie.
- Nie jestem na to gotowa. A i pan nie może uczciwie po­
wiedzieć, że podjął przemyślaną decyzję.
Uśmiechnął się.
- Staram się być elastyczny i dostosowywać do sytuacji.
- Nie przeczę, że to ja jestem odpowiedzialna za ten koszmar.
- Koszmar? - Zmarszczył czoło wyraźnie urażony. - Przy­
kro mi, jeśli w ten sposób postrzegasz nasz związek. On wcale
nie musi być koszmarem, to zależy tylko od ciebie.
- Nie? Chyba ma pan rację. - Zrobiła pauzę dla lepszego
efektu. - Dlatego właśnie chcę rozwodu. Nie widzę innego
rozwiązania.
Kit przyglądał jej się bacznie przez dłuższą chwilę, a potem
pokręcił głową z irytującym spokojem.
- Może wobec tego powiesz mi, w jaki sposób zamierzasz
przeprowadzić to w tajemnicy przed ojcem.
- Nie wiem. Jeszcze nie zastanawiałam się nad procedura­
mi prawnymi, ale zamierzam zrobić to wkrótce. Zapewne wy­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •