[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze przed chwilą miała powiadomić o finansowej katastrofie fundacji.
Stojąca z tyłu Caroline zaczęła klaskać w dłonie, a po chwili wszyscy wstali i
urządzili Amirze owację na stojąco.
Amirze łzy płynęły po policzkach. Były to łzy szczęścia. Wzruszona
Caroline objęła ją mocno.
 Jestem z ciebie dumna  powiedziała.  Nie przypuszczałam, że ci się
uda. Przepraszam cię, że stchórzyłam i chciałam odejść.
 Doskonale cię rozumiem  uspokoiła ją Amira.  Ja też już zwątpiłam
we wszystko  dodała.
Usiadła przy biurku i zaczęła przeglądać pocztę. Jedna z kopert zwróciła
jej uwagę. Było na niej logo renomowanej firmy prawniczej i nosiła napis:
 Poufne, do rąk własnych". Otworzyła ją i wyjęła pojedynczą kartkę papieru.
Informacja dotyczyła anonimowego darczyńcy. Spojrzała na datę. List został
wysłany, kiedy ona była w Windsong, jeszcze zanim trafiła do szpitala. Nic
dziwnego, że wiadomość z banku tak zaskoczyła jej współpracowników. Oni
nie otwierali jej listów.
W trakcie czytania zobaczyła akapit, który ją zmroził. Ta darowizna
zostaje przekazana pod warunkiem, że Amira Forsythe zrezygnuje z pracy w
Fundacji Nadziei i nastąpi to w dniu przekazania funduszy przez właściwy
bank. To nie był koniec listu, ale ona już nie widziała dalszych słów.
Była zdruzgotana. Ma zrezygnować? Natychmiast? Nie przypuszczała, że
jest jeszcze coś, co może jej sprawić tak ogromny ból. Przecież już została
wystarczająco doświadczona. Radość, że nadal będzie mogła prowadzić swoją
104
R
L
T
ukochaną fundację, okazała się przedwczesna. Zaczęła czytać dalej. Warunki
były jasno sformułowane. Jeśli zostanie, decyzja o przyznaniu darowizny
będzie uchylona. Jeśli odejdzie, fundacja będzie miała zapewniony stały do-
pływ gotówki na prowadzenie swojej misji.
Amira wstała od biurka. Drżały jej dłonie, a przed oczami latały ciemne
płatki. Jeśli wyraża zgodę, to wystarczy, że podpisze ten dokument i
przefaksuje go do firmy prawniczej. Zrobiła to.
Resztę dnia w fundacji spędziła w całkowitym otępieniu. Nie ucieszyła
jej nawet wiadomość od Casey, która donosiła, że wkrótce odbędzie swoją
wymarzoną podróż. Została w biurze po wyjściu wszystkich pracowników.
Położyła na biurku Caroline list od prawników anonimowego darczyńcy. Jutro
rano wszyscy się dowiedzą, że Amira już tu nie wróci.
Przez chwilę spacerowała po biurze, które nie było już jej miejscem
pracy i działania. Pogasiła światła, zamknęła drzwi, a klucz wrzuciła do środka
przez szparę na listy.
Wracała do domu, nie starając się nawet zachować pozorów spokoju i
opanowania, na co jeszcze umiała się zdobyć, kiedy wybierała się do fundacji z
tą fatalną wiadomością. Porażka, nagła euforia i kolejna, osobista porażka.
Kiedy wchodziła do swojego apartamentu, zdała sobie sprawę, że jest
całkowicie samotna i w okropnej sytuacji finansowej. Powodowana ambicją
poleciła Geraldowi, by wziął z banku ogromną pożyczkę i przekazał te
pieniądze Brentowi. Była pewna, że urodzi dziecko i tym samym spełni
wymogi testamentu Isobel. A teraz...
Jedyną pociechą była Fundacja Nadziei, która nadal będzie
funkcjonować, chociaż bez jej udziału. Ale to ona powołała ją do życia, to
dzięki niej wiele chorych dzieci będzie mogło spełnić swoje marzenia, choć jej
własne marzenia legły w gruzach.
105
R
L
T
Wzięła prysznic, włożyła bluzę i spodnie od dresu i zrobiła sobie herbatę.
Musiała się zastanowić, jak zarobić pieniądze i jak się zorganizować na dalsze
życie, a raczej przetrwanie. O spłacie pożyczki wolała tymczasem nie myśleć.
Siedziała, trzymając w ręku notatniki, w którym miała robić obliczenia, ale
okazało się, że nie ma czego obliczać.
Wstała zrezygnowana i poszła do głównej rezydencji. Meble w
pokrowcach robiły ponure wrażenie. Dawno tu nie była. Od razu zaczęła
wchodzić na piętro. Przystanęła na chwilę przed portretem babki.
 Wygrałaś  powiedziała.  Gdziekolwiek jesteś, powinnaś być
zadowolona.
Szła dalej, zastanawiając się kolejny raz, dlaczego Isobel była tak okrutna
dla swojej jedynej wnuczki. Ale chyba się nigdy tego nie dowie. Jak zwykle,
usiadła na podłodze przed portretem ojca, usiłując zaczerpnąć z tego widoku
trochę otuchy.
Po raz kolejny myślała o tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie
straciła rodziców. Ale takie rozmyślania nie prowadziły do niczego. Nie zmieni
przeszłości. Nie wypełni wyrażonej w testamencie woli Isobel.
Nie pamiętała już głosu ojca ani pieszczot matki. Nawet te wspomnienia
bladły wraz z upływem lat. Pamiętała tylko, że była kochana. I to było
cudowne. Tak bardzo teraz tego pragnęła.
 Amiro?
 Brent?  Amira zerwała się na równe nogi.
Miotały nią sprzeczne uczucia. Pierwszym odruchem była radość, że go
widzi, że jest taki męski i tak niesłychanie przystojny w spłowiałych dżinsach i
czarnym swetrze, że jest mężczyzną, na którym mogłaby się oprzeć. Jednak po
chwili przypomniała sobie, że to on uknuł spisek, żeby ją zniszczyć, bo nie
106
R
L
T
mógł zapomnieć tego, co się zdarzyło przed ośmiu laty. Chciał się na niej
zemścić w tak okrutny sposób.
 Nie zamknęłaś frontowych drzwi i nie reagowałaś na dzwonek, więc
wszedłem. Martwiłem się o ciebie. Nie chciałaś mnie widzieć, kiedy byłaś w
szpitalu. Chciałem sprawdzić, jak się czujesz  mówił Brent.
Amira wyprostowała się i obrzuciła go chłodnym spojrzeniem. Była teraz
prawdziwą księżniczką Forsythe, choć nikt by nie zgadł, ile ją to kosztowało.
 Nie powinieneś się martwić. Jak widzisz, nic mi nie jest  oświadczyła
chłodnym tonem. Wyjdz, zanim się całkowicie rozkleję, modliła się w duchu.
 Ja tylko... chciałem powiedzieć, że nie miałem racji. I chciałem cię...
przeprosić.
Przeprosić? Amira nie wierzyła własnym uszom. Ten silny, pewny siebie
mężczyzna przyznaje, że popełnił błąd? Widać było, że chce jeszcze coś
powiedzieć, ale potrząsnął tylko głową i zaczął schodzić ze schodów.
 Zaczekaj!  krzyknęła, bo nagle poczuła ogromny żal, a jednocześnie
ogarnął ją gniew. Udawał zainteresowanie ich umową i z zimną krwią
wykorzystał to, by doprowadzić ją do ruiny. A w ostatnich tygodniach było im
ze sobą tak dobrze. To też była gra z jego strony.
Brent zatrzymał się w połowie schodów.
 Nie możesz powiedzieć  przepraszam" i odejść, jakby się nic nie stało.
Może jest ci nawet przykro, ale co z tego? Przepraszasz mnie za to, że czyhałeś
na moją zgubę? Jeśli tak, to możesz te swoje przeprosiny...
Brent szybko wbiegł po schodach, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do
siebie. Drżała w jego objęciach.
 Wiem. Zachowałem się jak łajdak To, co zrobiłem, co planowałem,
było niewybaczalne. Ale proszę cię, Amiro, daj nam jeszcze jedną szansę.
107
R
L
T
Amira nie wierzyła własnym uszom. Takiego go jeszcze nie znała. Brent [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •