[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kretyńską inwazją. Owszem, możemy przy tym zginąć, ale uważam, że jesteśmy to winni i
sobie, i gospodarzom.
Przyznaję, plan nie był oryginalny i więcej było w nim dziur niż sera, ale nic
lepszego nie przyszło mi już do głowy. Wywiązała się zaciekła dyskusja, ale w końcu ktoś
rozsądny wpadł na pomysł, by przeprowadzić głosowanie i reszta poszła już sprawnie.
Większość poparła mój projekt (pewnie dlatego, że nie wiedziała, jak wycofać się z tego z
twarzą) i pod moim przewodnictwem zmieniliśmy miejsce postoju na budynki przylegające
do placu, miejsca przyszłej egzekucji. Położyliśmy się spać, ja zaś zdawałem sobie sprawę, że
część z moich wojaków zniknie do rana jak sen złoty, ale na to nie było rady. Miałem jedynie
nadzieję, że nie będzie to przeważająca część.
Obudziłem się, gdy zaczęło się przejaśniać, i odsunąłem pluszowego misia
zasłaniającego mi widok, jako że na punkt dowodzenia wybrałem sklep z zabawkami. Po
kilku minutach na placu pojawili się pierwsi żołnierze, to znaczy oficerowie i podoficerowie,
gdyż szeregowca nie było wśród nich ani jednego. Potem nadjechała kawalkada samochodów
z Zennorem, sztabem i dziesięcioma zakładnikami. Brak szeregowych upraszczał sprawę,
jakby jednak doszło do strzelaniny, idealnym i podstawowym celem dla każdego
szeregowego jest jego kapral, sierżant lub znajomy oficer. Zanim zaprowadzono względny
porządek, rozległ się klekot gąsienic i naprzeciw mojego okna stanął pluton czołgów.
Przyznaję, że tego się nie spodziewałem.
Podobnie jak i tego, że Zennor wyciągnie z kabury pistolet i wystrzeli w szybę
sklepu zabawkarskiego.
- Wyłaz, diGriz! -wrzasnął. - Zabawa się skończyła!
Cóż było robić? Wyszedłem. Przez drzwi naturalnie, nie przez okno. Przyjrzałem się
sytuacji. Lufy czołgów w większości kierowały się na budynki zajęte przez moich pod-
opiecznych, a nad wszystkim unosił się złośliwy śmiech Zennora.
- Naprawdę sadziłeś, że ci się uda? - spytał Zennor z niedowierzaniem. - Durniu,
miałem wśród was moich ludzi! Chciałbyś zobaczyć jednego z nich?
Uniósł lewą dłoń i z grupy podoficerów wyszedł ktoś w mundurze szeregowca, ale z
wąsem i w ciemnych okularach. Gdy zdjął jedno, a odkleił drugie, poznałem go bez trudu.
- Kapral Gow, żeby to najjaśniejsza cholera wzięła!
- Szeregowy Gow, i to przez ciebie, gnojku! - warknął tenże. - Rozwaliliby mnie,
gdybym nie był dość bogaty, by się wykupić. A wszystko przez takie gówno jak ty! Teraz
wyrównałem rachunki. Gdy zaczęły się dezercje, zaraz zgłosiłem się na ochotnika i cały czas
byłem w kontakcie z panem generałem. Teraz przywrócą mi rangę, a ty pójdziesz do piachu,
gdzie jest miejsce dla takich glist!
- I kto to mówi? Dupek do kwadratu...
- Możesz sobie gadać, szpiegu, i tak siedzisz już po uszy w gównie.
- Siedzisz - przytaknął Zennor, celując mi między oczy. - Ciekaw jestem, o czym
myślisz, wiedząc,że umrzesz, i to zaraz?
30
Miewałem już w życiu chwile bezradności, ale przyznaję, że tak zle jeszcze nie było.
Obstawiony zewsząd uzbrojonymi cymbałami czekającymi z radością, aby tylko nacisnąć na
spusty. I jeszcze uzbrojona armia pomocników za plecami. A co gorsza, zupełny brak
pomysłów.
- Milczysz? - Zennor niespodziewanie opuścił broń. - Strach cię obleciał? No to
napocisz się jeszcze, bo najpierw pooglądasz sobie egzekucję innych. Tych tchórzliwych
świń, które chciały do mnie strzelać. I całej dziesiątki zakładników, naturalnie. Zawsze
dotrzymuję słowa i teraz oświadczam, że zabiję cię osobiście. Ale na samym końcu.
- Nie, jeśli ja zabiję cię pierwszy - warknąłem, nie mając już nic do stracenia i
ruszyłem ku niemu.
A on uciekł!
Niedaleko, co prawda, bo tylko do szeregu zakładników, ale zawsze. Złapał jakąś
babcię i przystawi jej broń do skroni.
- Jeszcze jeden krok, a ona zginie na początek. Wierzysz mi, diGriz?
Głupie pytanie, pewnie, że mu wierzyłem. W tej właśnie chwili usłyszałem za
plecami jakiś tumult i odwróciłem się. Zennor też. Z bocznej ulicy wypływał tłum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]