[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w klatkę. Zachwiał się, a Gaines poszedł do przodu. Pozostali mężczyzni zebrali się wokół,
żeby się rozerwać.
Strażnicy zaczęli się trochę niepokoić, ale Gaines wyraznie powiedział im, żeby nie
przeszkadzali. Nie wiedział, jak zareaguje DeLuca na to, co miał mu do powiedzenia,
rozważał nawet możliwość, że zacznie go obrzucać wyzwiskami, dlatego chciał, żeby
zostawiono ich samym sobie. Nie był przygotowany na walkę, ale jeżeli DeLuca tego chciał,
dostanie.
Gaines wiedział, jak groznym przeciwnikiem mógł być DeLuca, ale nie przejmował
się tym zbytnio. Sam trochę walczył, a lata pracy w kopalni zrobiły zeń twardego mężczyznę.
Jeżeli nawet DeLuca pobije go, może przynajmniej zacznie z nim rozmawiać.
Skulony puścił serię szybkich ciosów wymierzonych w brzuch, nie dając mu czasu
odetchnąć, potem odskoczył. Zrobił błąd. DeLuca trafił go prawym w podbródek i Gaines
poczuł, jak zawirowało mu w głowie. Wykorzystując przewagę DeLuca zbliżył się i
zaatakował. Gainesowi zrobiło się miękko w kolanach, próbował się cofnąć, ale o mało nie
potknął się o drugą nogę. DeLuca szedł za ciosem chcąc dokończyć walkę, ale Gaines zdołał
uskoczyć przed sierpowym, potem zebrał się w sobie i walnął tamtego z całej siły poniżej
pasa.
DeLuca skurczył się. Gaines nie dał mu czasu na odpoczynek, i po krótkiej serii
ciosów zakończył walkę silnym uderzeniem w splot słoneczny. DeLuca natychmiast znalazł
się na ziemi próbując złapać oddech, zaś więzniowie zaczęli się rozchodzić. Mieli nadzieję
zobaczyć, jak człowiek z zewnątrz dostaje lanie, ale srodze się zawiedli.
Uspokojeni strażnicy wrócili do swoich zajęć, a Gaines czekał, aż DeLuca przyjdzie
do siebie. On sam sporo oberwał, wydawało mu się, że uszy ma wielkości słonia Dumbo i nie
bardzo mógł spokojnie oddychać.
Po chwili DeLuca odezwał się:
- Twardy z ciebie gość.
- Niekoniecznie - odpowiedział Gaines.
- Nigdy byś mnie nie dostał, jakbyś walczył fair.
- Tak mi się wydawało - przytaknął Gaines.
DeLuca wyciągnął dłoń.
- Pomożesz mi?
- O nie - uśmiechnął się Gaines.
- Pewnie - DeLuca odwzajemnił uśmiech. - Nie dziwię ci się.
Powoli wstał.
- Przez jakiś czas będę chodził jak kaczka.
- Na to wygląda - mruknął Gaines. - Powinieneś coś z tym zrobić. Za bardzo się
denerwujesz.
- Próbowałem, ile razy. Tylko zawsze wszyscy mają coś do mnie, a ja tego nie lubię.
- Sam się o tym przekonałem. Możemy gdzieś porozmawiać w cztery oczy?
- Tylko tutaj - poinformował go DeLuca.
Gaines opowiedział mu o tunelach, o drużynie, którą organizowali, o
niebezpieczeństwach czyhających w czasie wyprawy.
- Co ja z tego będę miał? - zapytał DeLuca na koniec.
- Wychodzisz stąd, po pierwsze.
- Nie jest mi tu zle.
DeLuca rozejrzał się dookoła.
- Dają jeść trzy razy dziennie i nikt mi nie próbuje podskoczyć.
- Tak ci się tu podoba? Robisz pompki, a inni tam za ciebie giną? DeLuca, szkoda,
żebyś tu gnił.
Tamten starł krew spod oka i wytarł dłoń o spodnie.
- A co potem? - zapytał Gaines. - Możesz mieć nadzieję, że cię tylko wywalą z wojska
za dyscyplinę. Jak się zgodzisz, będziesz mógł zacząć na nowo, z czystym kontem.
- Możesz to załatwić? - DeLuca zapytał bardziej zaciekawiony niż przekonany.
- Ja nie - przyznał Gaines - ale przychodzę w imieniu ludzi, którzy mogą. Daję ci
słowo.
- Kto cię tu przysłał?
Gaines powiedział mu o Carterze.
- Nigdy o takim nie słyszałem.
- Nie szkodzi. On słyszał o tobie.
DeLuca potrząsnął głową.
- I chce mnie? Z takimi papierami?
- Tak. Prawdę mówiąc papiery są w porządku, nie wspominając o pewnych
nielicznych kłopotach z dyscypliną. Udowodniłeś, że potrafisz walczyć.
- To by się zgadzało.
Gaines nie powiedział mu, że jego głównymi zaletami, była nieustępliwość i niski
wzrost. Carter chciał ludzi mniej więcej o rozmiarach Wietnamczyków, którzy nie mieliby
specjalnych kłopotów z pracami w tunelu. Większość Amerykanów była po prostu za duża.
- Jest niebezpiecznie? - dopytywał się DeLuca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •