[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Edward... Warszawa to swoją drogą strasznie plotkarskie miasto. Nic się tu nie ukryje.
- Od kogo dowiedziała się pani o zamordowaniu pani Rosickiej?
- Od Edwarda oczywiście. Telefonował do mnie. Potem przeczytałam nekrolog...
- Czy pani znała osobiście panią Rosicką?
- Tak, kiedyś ją poznałam, ale to było dawno.
- A od kiedy datuje się pani znajomość z inżynierem Rosickim?
- To już parę lat, może trzy, może cztery lata. Doprawdy dokładnie nie pamiętam.
- Kiedy po raz ostatni widziała pani pana Rosickiego?
- Niedawno. Chyba przedwczoraj. Spotkaliśmy się w Aazienkach.
Suchecki poczuł, że traci grunt pod nogami. Był przygotowany na to, że dziewczyna
będzie wszystkiemu zaprzeczać. Wtedy przedstawiłby jej cały materiał daktyloskopijny,
odciski palców na ławce na niedopałkach papierosów, na notesie Rosickiego.
Miał przecież dowody, że ona spotkała się z Rosickim w Aazienkach i myślał, że ją
tymi dowodami przygwozdzi. Teraz to wszystko okazało się niepotrzebne, bez znaczenia, bez
sensu.
Patrzyła na niego wyczekująco tymi swoimi ogromnymi, aksamitnymi oczami.
- Czy chciał mnie pan jeszcze o coś zapytać?
- Tak. A raczej nie. To nie jest pytanie. Chciałem tylko pani powiedzieć, że pan Rosicki
nie żyje.
Bezgłośnie poruszyła wargami i dopiero po chwili szepnęła:
- A więc jednak dotrzymał słowa.
- O czym pani mówi?
- No przecież popełnił samobójstwo. Prawda?
- Skąd pani to wie?
- Edward mówił mi o tym, ale myślałam, że mnie tak straszy, nie wierzyłam, żeby...
- Dlaczego pan Rosicki miał panią straszyć samobójstwem?
- Spotkałam się z nim w Aazienkach, żeby mu powiedzieć, że musimy się rozstać.
Edward bardzo mnie kochał, ale nie starał się nawet mnie namawiać, żebym przy nim została.
Powiedział tylko, że ma dosyć życia i że postanowił ze sobą skończyć. Nie wierzyłam.
Wyśmiałam, go. yle się stało, bardzo zle. Powinnam była się nim zająć, nie zostawiać go w
takiej depresji. %7łałuję. Biedny Edward.
- Dlaczego pani zdecydowała się na to zerwanie?
Wzruszyła ramionami.
- Po prostu znudziło mi się. Wie pan jak bywa. Zresztą już od pewnego czasu tak się
jakoś między nami zaczęło psuć. Edward był ode mnie dużo starszy. Doszłam do przekonania,
że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć.
- Czy pani może zainteresowała się kimś innym?
Potrząsnęła głową.
- Nie. Nie w głowie mi te rzeczy. Przynajmniej na razie. Zraziłam się do mężczyzn. To
egoiści. Myślą tylko o sobie. Edward niby mnie tak bardzo kochał, a nie pomyślał o tym jaką
wielką sprawi mi przykrość tym swoim idiotycznym samobójstwem. Teraz tak to wygląda jak
bym ja była temu winna, że on się otruł.
- Skąd pani wie, że Rosicki się otruł? - spytał prędko Suchecki.
Przez porcelanową twarz przesunął się nagle jakby cień niepokoju, ale mogło to być
złudzenie.
- Edward mówił mi, że się otruje. Spytałam go czym ma zamiar się truć? Odparł, że
cyjankiem potasu. To zdaje się bardzo mocna trucizna.
- Owszem. To bardzo mocna trucizna - przytaknął Suchecki. - Ciekawe gdzie inżynier
Rosicki zdobył cyjanek potasu?
- Tego nie wiem. Ale Edward miał tylu różnych znajomych, przyjaciół. Pewnie ukradł
jakiemuś chemikowi czy aptekarzowi. Nie mam pojęcia.
Suchecki pokiwał głową.
- Bardzo prawdopodobne. Ale wróćmy jeszcze do pani Rosickiej. Wspomniała pani, że
kiedyś przypadkowo pani i ją poznała.
-Tak.
- I że to było bardzo dawno?
- Tak. Parę lat temu.
- Czy potem nigdy już pani jej nie widziała?
- Nie. Raczej unikałam spotkania z żoną Edwarda. Pan rozumie?
- Czy pani prowadzi wóz? - spytał niespodziewanie Suchecki. Spojrzała na niego
zaskoczona.
- Czy prowadzę wóz? Tak, oczywiście. Mam prawo jazdy.
- Czy ma pani także i samochód?
- Miałam Syrenkę", ale ją w zeszłym roku tak rozbiłam, że... Teraz nie mam żadnego
wozu.
- Pani mieszka w Leśnej Podkowie, prawda?
- Tak. Przecież pan wie.
- I, o ile się orientuję, zajmuje pani willę siostry.
- Tak. Siostra z mężem wyjechała za granicę. Szwagier jest na placówce handlowej.
- Czy pani szwagier ma samochód?
- Tak. Wartburga".
- Ale chyba wozu nie zabrał ze sobą?
- Nie. Zostawił w garażu.
- To pani się świetnie udało. Może pani jezdzić tym Wartburgiem".
Potrząsnęła głową.
- Niech pan sobie wyobrazi, że wcale nie jeżdżę. Obiecałam szwagrowi, że nie będę
używała jego wozu. Nawet nie mam kluczyków.
- Najwidoczniej szwagier wolał nie ryzykować po tej pani przygodzie z Syrenką.
- Och, to wcale nie była moja wina. Kierowca ciężarówki na skrzyżowaniu...
Suchecki przerwał jej ruchem ręki.
- Mniejsza z tym. To było dawno, a zresztą ja nie mam nic wspólnego z milicją
drogową. Sam nie dorobiłem się jeszcze własnego samochodu i przyznaję, że nie bardzo
orientuję się w kodeksie drogowym. Chciałbym jeszcze panią zapytać, czy pan Rosicki
wspominał pani coś o tym, że jego żona otrzymała spadek?
- Spadek? Nic o tym nie słyszałam. Któż mógł jej zostawić spadek?
- Podobno jakiś zamożny wujaszek. Tak się jakoś dziwnie składa, że spadek otrzymują
ludzie przeważnie albo po cioci albo po wujku. Więc pani rzeczywiście nie słyszała o tym, że
pani Rosicka dostała spadek?
- Nic nie słyszałam. Nawet się dziwię, że Edward mi o tym nie powiedział. Może
zapomniał, a może nie chciał zdradzać przede mną tajemnic rodzinnych.
- Czy pan Rosicki miał zamiar rozwodzić się z żoną?
- To możliwe. Nie rozmawiałam z nim na ten temat.
- A pani nie namawiała go, żeby się rozwiódł?
- Nie. Po co? Przecież nie miałam zamiaru wychodzić za niego za mąż. To byłoby
śmieszne. Mogłabym być jego córką.
- Czy pani gdzieś pracuje?
- W tej chwili nie.
- To z czego pani żyje?
- Z oszczędności.
- A jaki jest pani zawód?
- Jestem artystką.
- To dosyć szerokie pojęcie.
- Jestem aktorką filmową. A w ogóle co to pana obchodzi czym ja się zajmuję?
Suchecki uśmiechnął się. Po raz pierwszy w czasie tej rozmowy blondyna o
aksamitnych oczach straciła cierpliwość.
- Przepraszam. Ma pani rację. Być może, że jestem trochę zbyt ciekawy. Nie jest
również wykluczone, że pani jest zmęczona. Proponuję żebyśmy na dzisiaj skończyli tę
pogawędkę. Dziękuję pani. Mam rudzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
Obdarzyła go uroczym uśmiechem.
- Będzie mi bardzo miło, panie kapitanie. Jest pan wyjątkowo sympatycznym
mężczyzną.
Suchecki przez chwilę patrzył w zamyśleniu na drzwi za którymi zniknęła piękna pani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]