[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tycznie! Kopnąłem tego kogoś w kostkę i wyrwałem się gwałtownie z czułych
objęć. Wpadłem na jakiś mebel, wyrżnąłem w coś głową, aż zobaczyłem gwiaz-
dy. Pojaśniało. Obok stał Wiatr Na Szczycie z lampą w ręku. Na mój widok oczy
rozszerzyły mu się ze zdumienia, następnie poczerwieniał, a jego twarz ściągnęła
się w grymasie gniewu.
 Wytłumacz mi, młody człowieku. . .   w powietrzu pojawiały się kolejno
staranne znaki pisma   co robisz o tej porze w mojej sypialni!? Lekcje szer-
mierki odbywają się na zewnątrz, tutaj nie mam zamiaru niczego cię uczyć!
 Czy ja wyglądam na dziewczynę?! Nawet w nocy!?  odpaliłem natych-
miast, trzęsąc się ze zdenerwowania. - Co ty chciałeś zrobić?
Widziałem, że z trudem zachowuje spokój.
 Tego już za wiele. Masz dziesięć sekund, zanim cię stąd wyrzucę. A jutro
staniesz pod ścianą u zarządcy, przysięgam na Matkę Zwiata.
Tego się po nim nie spodziewałem.
 Mamy trupa. Dwa trupy  wypisałem w powietrzu i skuliłem ramiona, bo
zrobił ruch, jakby chciał mną potrząsnąć.
Postawił lampę na stole i zaczął się pospiesznie ubierać.
 Na Miłosierdzie. . . Kamyk, w co ty się wplątałeś? Kto i gdzie?
 U nas. A kto, nie wiemy.
 Trzeba zawiadomić strażnicę.
 Nie mogę. Ze względu na Nocnego Zpiewaka. Dowiesz się na miejscu.
Było mi zimno. Wiatr Na Szczycie zauważył to i rzucił mi swój płaszcz.
193
 Wkładaj! Głupi pomysł, biegać w środku zimy w samej koszuli.
Już na miejscu Wiatr Na Szczycie starał się odtworzyć przebieg wydarzeń.
Sługa Zwycięskiego Promienia Zwitu zginął jako pierwszy, w sposób łagodny, od
trucizny. Prawdopodobnie przeznaczona była dla chłopca, ale nie zjadł czy też
nie wypił tego, w czym była. Morderca czekał na zewnątrz, pragnąc stwierdzić,
czy jego podstęp się powiódł. Nie spodziewał się kłopotów, bo miał przy sobie
jedynie łatwą do ukrycia linkę. Może myślał, że zatrute danie spożyje tylko Iskra,
a ze sługą łatwo sobie poradzi. A może odczekiwał po prostu pewien czas, by bez
przeszkód przeszukać komnatę. Na swoje nieszczęście zetknął się z młodym ma-
giem. Na głowie zabitego widniały głębokie, wypalone ślady, tam gdzie dosięgły
go dłonie Iskry. Gdyby przeżył, bezpowrotnie straciłby całą urodę. Największa
jednak zasługa przypadła Nocnemu Zpiewakowi, który nadszedł w odpowiednim
momencie.
 Zawsze mówiłem, że ochrona jest tu dziurawa jak portki żebraka  narze-
kał Wiatr Na Szczycie, z urazą wypisaną na twarzy.   Ale kto słucha wytatu-
owanego dzikusa? Strażników jest za mało i łażą jak śnięci. Cały Krąg rozleniwił
się bezwstydnie.
 Pantery też zawiodły  dodałem nieśmiało, bo te wielkie koty były dumą
i ukochaniem Mistrza Iluzji. To on domagał się przed laty ich sprowadzenia. Sam
doglądał ich hodowli i tresury. Toteż żachnął się.
 To tylko zwierzęta. Moje kotki dobre są na złodziei i takich, co próbują prze-
lezć przez mur z zewnątrz. Ten tutaj przygotowywał się od dłuższego czasu. Ma
ubranie służby kuchennej. Pewno najął się do pracy, nie spieszył się i zdążył
przejść tutejszym zapachem.  To Zamek ma swój własny zapach?  A jakże.
Wszystkie ubrania pierze się w tym samym rodzaju mydła. Każdy mieszkaniec
jest nim przesiąknięty. Pozostało jedno pytanie, które nurtowało nas wszystkich.
Kto i dlaczego zlecił zabójstwo Zwycięskiego Promienia Zwitu?
Wiatr Na Szczycie tylko wzruszył ramionami.  Może on sam nam to powie,
jak obudzi się jutro, a właściwie już dzisiaj.
Iskra spał na łóżku Nocnego Zpiewaka, zwinięty w ciasny kłębek. Nie próbo-
waliśmy go budzić. Za radą Mistrza Iluzji, Stworzyciel skorzystał z talentu, by
usunąć ciała. Zamienił je w coś podobnego do mokrego piasku, co bez trudu dało
się zebrać w kubły i rozsypać w ogrodzie. Deszcz zrobił nam przyjemność i roz-
padał się na dobre, rozmywając kopczyki. Był to bardzo dziwny pogrzeb. Wiatr
Na Szczycie obiecał Nocnemu Zpiewakowi, że będzie trzymał język za zębami.
Nie ręczył jednak za Iskrę. Ostatecznie cała ta sprawa dotyczyła przede wszyst-
kim jego i to on powinien zdecydować  wszcząć śledztwo, zachować wszystko
dla siebie czy wrócić do domu, pod opiekuńcze skrzydła rodziny.
194
* * *
Następnego dnia nikt nie zauważył nic szczególnego. W jednej z kuchni samo-
wolnie porzucił pracę posługacz. Nikt się tym specjalnie nie przejął. Poszła plotka,
że  ten mały arystokrata oddalił osobistego służącego, będąc pewnie niezadowo-
lony z jego usług. Włochaty Stworzyciel był dziwnie czymś przybity, a w cza-
sie zajęć lekcyjnych zasnął z głową na książce i znów naraził się nauczycielowi.
Dwóch chłopców zostało w łóżkach z powodu bólu gardła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •