[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Erling z jednym z gwardzistów pojechali w stronę wzgórza. Reszta podróż-
nych patrzyła, jak obcy człowiek odskoczył najpierw w tył i mocniej ściągnął
lejce swego konia, ale nie odjechał. Widzieli, że Erling wita się grzecznie, rozma-
wiali przez chwilę, następnie obcy ukłonił się i ruszył za Erlingiem.
 Przyjmijmy go uprzejmie  powiedział Móri.  Dolg ma chyba rację, on
nie jest niebezpieczny.
 W gospodzie to nic nie jadł  poinformowała Taran.
 Nieustannie tylko patrzył na mnie i na Villemanna. Myślę, że to biedny
żebrak, którego trzeba nakarmić.
 Nie, żebrakiem na pewno nie jest  zaprotestowała Theresa.  Jest w nim
jakaś wielka godność. No dobrze, już tu są.
Wstali, żeby przywitać nowo przybyłego. Jeden ze służących zajął się koniem,
a nieznajomy z rękami wsuniętymi w szerokie rękawy kaftana kłaniał się uprzej-
mie. Nie był to człowiek młody i nawet już nie w średnim wieku, miał w sobie
coś władczego.
 Zwróciliśmy uwagę, że pan nas obserwował  rzekła księżna spokojnie.
 Prosimy na kolację, a przy okazji zechce nam pan wytłumaczyć, czym zwró-
ciliśmy pańską uwagę.
Wszyscy usiedli znowu, obcy również. Poczęstowano go jedzeniem, a on wy-
jaśnił:
 Jesteście państwo orszakiem, w którym podróżuje wiele budzących uwagę
osobistości. Przede wszystkim wasza wysokość, ale i wielu innych. Najbardziej
jednak interesują mnie te dzieci. . .
70
 Tak, to jasne  przyznała Theresa.  Dolg nie jest zwyczajnym chłopcem.
Ale czy pan sobie czegoś od nas życzy?
 Chciałbym państwa ostrzec  oznajmił nieznajomy.  Przyjechałem dzi-
siaj z północy. Otóż przed paroma dniami, niedaleko stąd, spotkałem złych ludzi.
Najpierw nie zwróciłem uwagi na ich rozmowę, bo mnie to przecież nie dotyczy-
ło. Dopiero po kilku godzinach, kiedy zobaczyłem państwa w gospodzie, skoja-
rzyłem sobie różne sprawy. Nie do końca, rzecz jasna, i dlatego nie miałem odwagi
wprost się do państwa zwrócić.
 Proszę nam opowiedzieć o tych złych ludziach  poprosił Móri.  Ale
najpierw chcielibyśmy poznać pańskie nazwisko i czym się pan zajmuje. . .
Obcy popatrzył na niego swymi ciemnoniebieskimi oczyma.
 Byłem rabinem  oznajmił.  Ale teraz zwróciłem się ku mistycyzmo-
wi. Państwo wiedzą z pewnością, że my, %7łydzi, mamy długą tradycję, jeśli o to
chodzi.
 Tak  potwierdził Móri.  Kabała, hasydyzm, Haggada, nieznane Księgi
Mojżeszowe. . .
 Widzę, że pan jest bardzo wykształcony  rzekł rabin z uśmiechem. 
Ale to zauważyłem od razu. Moje imię brzmi Etan, a historia, którą mam do
opowiedzenia, jest następująca: Ludzie, których rozmowę podsłuchałem, przybyli
z zachodu. Są w drodze do domu po wypełnieniu ważnego zadania. Odwozili do
Francji pewną kobietę i tam oddali ją innym, bowiem ona najwyrazniej miała być
przewieziona dalej. Zrozumiałem z tego, że mężczyzni, o których opowiadam, to-
warzyszyli jej jedynie w podróży. Z rozmowy wynikało, że kobieta była więzniem
i pilnowano jej przez całą drogę. Ona pochodzi z waszego rodu, księżno.
 Tiril  szepnęła Theresa.
 Tak, oni wymieniali takie imię. I imię księżnej pani również, dlatego sko-
jarzyłem to sobie, kiedy państwa spotkałem.
Wszyscy milczeli spoglądając na siebie nawzajem.
 Ilu było tych ludzi?  zapytał Móri bezbarwnym głosem.
 Czterech.
 Dokąd wieziono moją żonę?
 Tego się nie dowiedziałem. Myślę, że oni nie wymieniali żadnej nazwy.
Erling wyprostował się.
 Rabinie Etan. . . Wyświadczył nam pan wielką przysługę. Jedziemy właśnie
na ratunek córce księżnej, Tiril, która jest moją przyjaciółką z młodych lat, żoną
pana Móriego i matką tych dzieci. Gdyby zechciał pan jeszcze dzisiaj wieczorem
pokazać nam drogę do miejsca, w którym zatrzymali się ci ludzie, bylibyśmy panu
bardzo wdzięczni.
 Chętnie to uczynię, ale zaczekajmy do rana. Mamy czas.
 To dobrze, bo wszyscy potrzebujemy wypoczynku. Zaraz jednak pojawiły
się kłopoty. Móri w żadnym razie nie chciał zabierać dzieci na spotkanie z ludzmi,
71
którzy mogli zachowywać się gwałtownie. Dolga tak, bo on posiadał tajemniczą
siłę, ale jeśli chodzi o blizniaki, to powinny być jakieś granice! Nigdy w życiu nie
zmieni tej decyzji, upierał się.
 Ale przecież nie możemy ich tak po prostu zostawić tutaj w Feldkirch 
protestował Erling.  Nawet gdyby Theresa i ktoś ze służących z nimi zostali, to
i tak w obcym mieście są narażone na wielkie niebezpieczeństwo. W gospodzie
może ich spotkać Bóg wie co.
 Zabrać ich nie możemy, to jeszcze bardziej niebezpieczne, a poza tym po-
trzebujemy na to spotkanie wszystkich naszych ludzi  westchnął Móri.
 Wiem, wiem  mruczał Villemann ponuro.  Ja i Taran, babcia i Edith
zawsze przeszkadzamy, zawsze jesteśmy niepotrzebni, jak dzieje się coś pełnego
napięcia.
Rabin przyglądał im się spod na wpół przymkniętych powiek. Taran otwarcie
podziwiała pelerynę rabina. Szepnęła do Dolga, że nigdy jeszcze nie spotkała tak
interesującego człowieka. Rabbi Etan zwrócił się powoli ku niej i uśmiechnął się
zamyślony.
Wszyscy widzieli, że księżna jest bardzo przygnębiona tym, że nie będzie
mogła jechać z innymi i nieprędko dowie się czegoś więcej o Tiril.
 Wasza wysokość  powiedział rabin.  Mówiła pani, że ma krewnych
w pobliżu Feldkirch. Może dzieci mogłyby zostać u nich?
Twarze dzieci posmutniały, ale księżna się uśmiechnęła.
 Mój kuzyn, oczywiście! Ernst von Virneburg! Byliśmy kiedyś dobrymi
przyjaciółmi. Myślę, że dzieci będą mogły tam pozostać, dopóki my nie wrócimy.
Nie wiem tylko, gdzie się znajduje jego siedziba.
 Ja znam rodzinę von Virneburg  oznajmił rabin łagodnym głosem. 
To niedaleko stąd. A poza tym będzie po drodze, bo to w tym samym kierunku,
w którym pózniej pojedziemy.
 Zwietnie  ucieszył się Móri.
 Tylko jedno zastrzeżenie  rzekł rabin Etan.  Baron Ernst nie żyje. Teraz
jego syn, Albert, jest właścicielem dworu.
 Alberta to ja prawie nie pamiętam  powiedziała księżna nieco spłoszona.
 Jest ode mnie tyle młodszy.
 O ile wiem, to on ma dzieci  dodał rabin.  I chyba właśnie w wieku
tych dwojga, więc się może nawet dobrze składa. Jego żona jest trochę chorowita,
trochę neurotyczka, pokazuje się rzadko. Myślę jednak, że dzieci będą tam mogły
spędzić bardzo miły dzień.
 A jeżeli wy nie wrócicie?  zaniepokoił się Villemann.
 Wrócimy jutro wieczorem, możesz mi wierzyć  zapewnił go ojciec. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •