[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oknem... - Wzruszyła ramionami.
Phillipzmarszczył brwi.
- Mówisz dziwne rzeczy... Nie wiem, dlaczego ktoś
miałbycię obserwować.
Alexotworzyła usta, ale zrezygnowała i nie powie-
działa nic.
- Cosię stało, Alexandra?Czycoś jest niewporząd-
ku? - Wyczuł, że nie chodzi tylko o sprawę, o której
przedchwilą wspomniała. Miała muchyba coś ważnego
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
91
do powiedzenia. Coś przed nimukrywała? - Czymu-
sisz wracać do Chicago wcześniej, niż myślałaś? - za-
pytał.
- Nie. - Alexandra zagryzła wargi. - Muszę ci coś
powiedzieć; coś ważnego, co powinnambyła powie-
dzieć dawno temu...
Zaniepokoił się. Słowa Alex brzmiały poważnie.
Co zataiła? Pewnie jest mężatką! Wprzeszłości by-
wał już zauroczonymężatkami - z których kilka da-
wało mudo zrozumienia, że chętnie zwiążą się z nim,
nie zważając na męża i dzieci. Phillip nigdy jednak
nie pozwolił sobie na romans z mężatką. Ogarnęła go
złość.
- Na pewno okłamałaś mnie z tą historią o ucieczce
sprzedołtarza! Jesteś mężatką, prawda?
- Nie, nie! Historia jest prawdziwa. I naprawdę się
cieszę, że zerwałamz Robertem, bo dzięki temupo-
znałamciebie! - Do oczu Alexandry napłynęły łzy.
Miał ochotę je otrzeć i przytulić Alex, jednak po-
wstrzymało go podejrzenie, że usłyszy od niej coś
okropnego.
- Oco chodzi?
- Nienazywamsię...
Wtymmomenciedrzwi się otworzyłyi wpadł praw-
nik księcia, BarnabyJacobs.
- Cosię stało?! - warknął doniegoKinrowan, znie-
cierpliwiony.
- Widzę, że już chyba wiesz... - zaczął Jacobs,
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
92
uśmiechając się kwaśno. Popatrzył na Alexandrę. -
Przepraszam, niewiedziałem, żemaksiążę gościa...
- Ocochodzi?!
Jacobsskrzywił się, wciąż spoglądającnaAlex.
- Czy ta młoda dama to przypadkiemnie ta pani,
która...
- Tojest AlexAnderson. Treserkakoni rodzinyCon-
nellych. Alex - to mój prawnik, Barnaby Jacobs. Jest
moimdługoletnimprzyjacielem. Zdaje się, że zapo-
mniał dziś o dobrych manierach i jakoś trudno mu się
wysłowić.
- Przepraszam, cieszę się, że... Nieważne. - Jacobs
wyraznie odetchnął z ulgą, choć wciąż nie było wiado-
mo, oco muchodzi. Zerkał to na Alexandrę, toznów
na księcia.
- Phillipie, słuchaj, mamdo ciebie sprawę absolut-
nie niecierpiącą zwłoki. Musimyporozmawiać natych-
miast!
Kinrowanprzesunął dłonią powłosach.
- Nagle wszyscy chcą mi powiedzieć coś nie-
zmiernie ważnego... - Adwokat zrobił zdziwioną mi-
nę. - Chodzcie do biblioteki, oboje - zdecydował
książę. - Tambędziemy mogli spokojnie porozma-
wiać.
Wcale nie czuł się spokojny. Patrzył na zgaszoną
Alexandrę, targany strasznymi podejrzeniami. Jedyna
kobieta, zktórą miał ochotę się związać odtakdługiego
czasu, po dwóchspędzonychz nimnocachrozmyśliła
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
93
się?! Dlaczego?Niemiał pojęcia, coodniej usłyszy.
Oco chodzi?...
- Siadajcie - polecił. - Jesteś starszy od Alexandry,
Barnaby, więc mówpierwszy.
- Wygląda na to, że jednak nie wiesz, o co chodzi
- zaczął Jacobs. - Lepiej usiądz.
- Dziękuję, wolę stać.
- Jesteś pewien, że nie powinniśmy porozmawiać
wczteryoczy?
- Mów, cosię stało.
- Dobrze. - Adwokat otworzył teczkę i wyjął jakieś
papiery. - Pewna młoda kobieta twierdzi, że jesteś oj-
cemjej dziecka.
Phillippopatrzył szerokootwartymi oczami.
- Co?!... Toznaczy, założyłasprawę oustalenieoj-
costwa?
- Właśnie. - Barnabynałożył okularyna swój kar-
toflowaty nos i odczytał nazwisko, pokazując księciu
dokument. - Pani Angelica Terro wyznała, że miała
z tobą romans około dziesiątego stycznia zeszłego
roku..
- Dwie przeklęte noce! - huknął Phillip. Alexan-
dra patrzyła, zaszokowana. Teraz Kinrowan pożało-
wał, że brała udział wtej dyskusji. - To była przy-
padkowa znajomość. Popełniłembłąd. Byłemwów-
czas smutny i czułemsię samotny - i zrobiłemto, co
zrobiłem...!
- Spałeś znią, czytak?- upewnił się adwokat.
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
94
- Tak, tak, spałem... Ale używałem prezerwatyw. To
mało prawdopodobne, żeby zaszła ze mną w ciążę.
Pewnie stało się to z kimś innym.
Phillip nawet nie próbował myśleć, co sądzi o nim
wtej chwili Alexandra. Nigdy nie porzuciłbykobiety
z dzieckiem. Ani nie spałby z żadną bez antykon-
cepcji.
- Tochybaniemojesprawy- odezwałasię Alex.
- Wyjdę, żebypanowiemogli jeswobodniejzałatwić...
- Mówiła pospiesznie, tonemzdradzającymsilne napię-
cie emocjonalne. - Phillipie, gdybyś chciał ze mną po-
rozmawiać, będę wstajni.
- Rzeczniewyglądatak, jaksądzisz- zapewnił po-
nuro Kinrowan.
Alexskinęłagłową, aleodwróciłasię. Wyszła.
- Mówiłem, że powinniśmy porozmawiać wcztery
oczy... - mruknął Barnaby.
- Jasne. Poradzę sobie z tym. Ato niedorzeczne
oskarżenie najlepiej zignorujmy. Mamnadzieję, że pani
Terrozdasobiesprawę, żeniemasposobunaudowod-
nienie mi ojcostwa.
Prawnikwestchnął.
- To nie jest takieproste. Jeśli niebędzieszsię znią
procesował, narobiszsobietylkowięcej kłopotów.
- Jakto?! Przecież niezrobiłemniczłego, pozaod-
byciemparu stosunkówseksualnych z dorosłą osobą,
za obopólną zgodą. Jakoś nie słyszałem, żebyto zde-
legalizowali!
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
95
Jacobs popatrzył na przyjaciela po ojcowsku. Był
wtakimwieku, żemógłbybyć ojcemPhillipa - anawet
myślał o nimczasami jak o synu.
- Jeśli nie przeciwstawisz się jej wsądzie, będzie
tak, jakbyś przyznał się do ojcostwa.
- Co za idiotyzm! -krzyknął Phillip. -Czy myślisz,
żetojakiś podstęp, którymadoprowadzić dowyciąg-
nięcia ode mnie pieniędzy? Amoże ta dziewczyna ma
jakieś kłopoty i uciekła się do kłamstwa, ponieważ nie
widzi innego sposobuporadzenia sobie z sytuacją?Jeśli
tak jest, mogę jej pomóc.
Jacobsoparł dłoń naramieniumłodszegoprzyjaciela.
- Jesteś zbyt hojny- powiedział. - Jeśli dasz jej te-
raz pieniądze, może grozić ci płacenie jej aż do chwili,
kiedydzieckoskończydwadzieściajedenlat; albojesz-
czedłużej. Topoważnasprawa, któramożezaciążyć na
całymtwoimdalszym życiu.
Phillippoczuł skurcz wżołądku. %7łe też stało się coś
takiego, i to akurat wczasie, kiedywłaśnie zaczął po-
znawać Alexandrę! Myśleć, że może być ona dla niego
kimś wyjątkowym, mieć nadzieję na trwały związek.
Ateraz - co Alexo nimsądzi?!
- Dobrze więc, zgadzamsię na badanie krwi czy
DNA. Skoro okaże się, że nie jestemojcem, problem
zostanie rozwiązany.
- Ajeśli jesteś ojcem? - Barnaby patrzył Phillipo-
wi woczy. Trudnobyło Kinrowanowi znieść tospoj-
rzenie.
janessa+AScarlett
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
96
- Myślisz, że kłamię?!
- Nie. Powstrzymaj się na razie z badaniem. Zoba-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]