[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszyscy członkowie wyprawy nigdy nie zapomną, jak wyglądał ich roboczy
namiot.
Odłożyła na bok zdjęcia szlaku, którym dawno temu mogły ciągnąć
karawany. Rano pokaże je profesorowi Sandersowi. Może profesor zechce
- 45 -
S
R
rozszerzyć teren badań albo zorganizować nowy obóz po zalaniu Wadi Hirum
wodą.
Było już pózno, gdy położyła się do łóżka. Nie było tak wygodne jak
luksusowe łoże w rezydencji Tuarega czy nawet sofa w jego namiocie. Noga
pobolewała ją od nadmiernego wysiłku w ciągu dnia.
Jednak to wszystko było nieważne w porównaniu z żalem, jaki czuła na
myśl, że jutro pewnie po raz ostatni zobaczy Tuarega. Niestety nie będzie żadnej
okazji, żeby się jeszcze spotkać.
Rano Liza ucieszyła się, że ból się zmniejszył. Noga była jeszcze trochę
sztywna w kostce, ale dobrze się goiła.
Przypomniała sobie, jak Tuareg nosił ją na rękach. Potem ogarnęły ją
wspomnienia z dzieciństwa. Zadrżała. Nigdy nie zapomni tej nocy, gdy umarła
matka.
Była wtedy sama i bardzo się bała. Chyba oszalałaby ze strachu, gdyby
Tuareg się nie zjawił, gdy nadciągała burza piaskowa. Nie miał pojęcia, jak
ważna była dla niej jego obecność.
Godzinę pózniej usłyszała warkot helikoptera. Podjechała na wózku i
wyjrzała z namiotu. Doktor al Biminan schodził po schodkach w towarzystwie
Tuarega. Serce zabiło jej mocno w piersi. Chwyciła aparat i zrobiła teleobiek-
tywem zdjęcie, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć, co ona robi. To zdjęcie było
tylko dla niej.
Tuareg ruszył wprost do jej namiotu. Miał na sobie białą koszulę rozpiętą
pod szyją i ciemne spodnie. Rękawy koszuli były podwinięte aż do łokci.
Wyglądał tak, jakby na krótką chwilę zrobił sobie przerwę w pracy. Czy nosił
szaty tylko podczas pobytu na pustyni?
Z bijącym sercem patrzyła, jak się zbliża. %7ładen mężczyzna nie robił na
niej takiego wrażenia jak on.
- Dzień dobry - powiedziała, gdy podszedł do niej z towarzyszącym mu
lekarzem.
- 46 -
S
R
- Jak pani noga? - zapytał.
- Znacznie lepiej, dziękuję. Już prawie mnie nie boli.
Doktor al Biminan uśmiechnął się i powiedział coś do niej po arabsku.
- Doktor mówi, że przywiózł dla pani but ortopedyczny. Powinna go pani
nosić, dopóki noga zupełnie się nie wygoi - wyjaśnił.
Lekarz szybko obejrzał chorą nogę, a potem włożył jej but usztywniający
nogę w kostce. Liza ostrożnie wstała z wózka.
- Dziękuję. Teraz będę mogła już trochę chodzić.
- Proszę nie nadwyrężać prawej nogi - powiedział lekarz.
Uśmiechnął się do Lizy, skinął głową i skierował się do wyjścia.
- Już idziecie? - spytała.
- Doktor chciałby obejrzeć wykopaliska. W Soluddai coraz głośniej o
waszych odkryciach. Czy znalezliście jakieś nowe skarby?
- Nic specjalnie pasjonującego. Ale zrobiłam zdjęcie porcelanowej
figurki. Profesor Sanders mówił, że ją panu wczoraj pokazywał. Prawda, że jest
wspaniała? - Liza wyjęła fotografię ze stosu zdjęć, które wywołała poprzedniego
dnia wieczorem.
- Piękna - odpowiedział, wpatrując się w zdjęcie. Potem podniósł głowę. -
Moja matka cieszy się, że panią poznała. Mam od niej list. - Wyjął z kieszeni
kopertę i podał ją Lizie.
Liza przeczytała kartkę napisaną po angielsku. Yasmin al Shaldor
zapraszała ją do siebie na weekend i ponawiała zaproszenie na przyjęcie
urodzinowe bratanicy.
Liza spojrzała na Tuarega.
- Pana mama zaprasza mnie w odwiedziny. Zmrużył lekko oczy.
- Tak?
Podała mu kartkę. Przebiegł ją wzrokiem, po czym wyraz jego twarzy się
zmienił.
- Jeśli zamierza pani przyjąć zaproszenie, to przyślę po panią helikopter.
- 47 -
S
R
Liza jeszcze raz przeczytała kartkę. Dlaczego Tuareg tak dziwnie się
zmienił? Rozmowa z jego matką była bardzo miła, ale uważała ją za nic
nieznaczący incydent. To zaproszenie było dla niej niespodzianką.
- Bardzo chętnie bym przyszła - powiedziała - tylko że wzięliśmy z sobą
wyłącznie robocze stroje. Nie mogę się tak zjawić na przyjęciu.
- Proszę się nie martwić. Moja matka na pewno to zrozumie. Zresztą
przed wizytą u niej może włożyć pani suknię w kwiaty, którą nosiła pani w
mojej rezydencji.
- Nie wiem, czy to wypada - odparła Liza niepewnie.
Jego matka nosiła bardzo eleganckie kreacje. Z drugiej strony jednak
Yasmin wiedziała, że Liza pracuje przy wykopaliskach, więc na pewno nie
zdziwi się, że wygląda raczej skromnie.
Tuareg obserwował ją z napięciem. Kiedy ich spojrzenia się spotkały,
szybko odwrócił głowę.
- Czy to była jakaś miska? - zapytał, biorąc do ręki odłamek skorupy.
Skinęła głową.
Odłożył ostrożnie czerep na stół
- A więc przyjdzie pani?
- Tak. Proszę podziękować w moim imieniu matce. Czy pan tam będzie?
- Nie. Oprócz domu obok mojej rezydencji matka ma apartament w
wieżowcu w centrum miasta. Tak jest wygodniej, bo ojciec często podróżuje.
- Czy to przyjęcie odbędzie się w Soluddai?
- Tak. Niestety muszę już wracać. W piątek o czternastej przyślę po panią
helikopter. Czy obowiązki pozwolą pani wyjść o drugiej?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]