[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła głównie z nim - mówił jednostajnym, opanowanym głosem, w któ-
rym nie było ani odrobiny więcej ciepła, niż gdy rozmawiał z innymi
pracownikami. Jego ręka nie dotknęła ani jej łokcia, ani talii, ani ra-
mienia. W biurze, w otoczeniu swych pracowników, Drew Charles
zachowywał wszelkie zasady dobrego wychowania. Nie można było
tego samego powiedzieć o pracownikach.
S
R
Zanim Daran zorientowała się, co się właściwie dzieje, mężczyzna o
imieniu Leo, który miał być osobą nadzorującą jej pracę, przysunął się
bliżej i niedbałym acz poufałym gestem objął jej szczupłe ramiona.
- Winien jestem panu podziękowanie, senatorze. Doktor Patterson
może okazać się osobą, której nam potrzeba.
Władczość malująca się w rażący sposób na jego twarzy mówiła
więcej niż same słowa. Po raz pierwszy Daran przyjrzała mu się z bli-
ska. Miał może trzydzieści kilka lat, był średniego wzrostu i budowy, i
bardzo przystojny - według ogólnie przyjętych norm. Fakt, dla którego
Daran nie dostrzegła tego od razu, był oczywisty. W tym biurze nor-
my narzucał szef. Przy nim wszyscy wydawali się bardzo przeciętni.
Głos senatora, teraz nieco mocniejszy, zabrzmiał jak echo jej włas-
nych myśli.
- Doktor Patterson jest tu po to, żeby pracować, Leo. Miej to na
uwadze. Będę oczekiwał od was obojga wiele wytężonej pracy, aż do
zakończenia przesłuchań.
Ostrzegawczy dreszcz, przebiegający jej po plecach, był wywołany
nie tyle jego słowami, co ostrym spojrzeniem, którego przerażająca
siła usunęła z jej ramienia rękę Lea. Nie było wątpliwości, że w swo-
im biurze senator nie zamierza tolerować łączenia obowiązków zawo-
dowych z przyjemnościami. Ale czy rzeczywistość, którą Daran znała
dotąd z własnego doświadczenia, nie była właśnie taka? W grze, nazy-
wanej polityką, nie ma miejsca na romantyzm. W przypadku Billa po-
lityka stała się początkiem i końcem. Liczyła się tylko ona. Drew już
jej udowodnił, że jest nie tylko politykiem, ale i człowiekiem. Była
jednak przekonana, że jego reakcja w tej sytuacji została zaplanowana
jako lekcja dla niej. Gdy będzie z nim pracować, nie będzie miejsca na
głupstwa - to było jasne jak sionce. Mimo to mogła, przynajmniej na
razie, spokojnie dostosować się do tej podstawowej zasady. Jeżeli ma
pracować tak ciężko, jak to zasugerował, bezsenne noce, takie jak ta
ostatnia, mogłyby okazać się szkodliwe.
S
R
Zebranie trwało nie dłużej niż godzinę. O ósmej trzydzieści Drew
przeprosił wszystkich i udał się na nieoficjalną odprawę w Departa-
mencie Stanu. Gdy wszyscy rozeszli się do swoich zajęć, Daran pozo-
stała w pokoju z nieco spokojniejszym teraz Leo Alterisem i dwoma
innymi doradcami naukowymi. Odetchnęła z ulgą uznając, że albo
przestroga Drew wpłynęła tak bardzo na zachowanie tego człowieka,
albo też nawał pracy, z którą teraz mieli się uporać, pozbawił go nie-
czystych myśli. Wystarczyło, że nie musiała martwić się o niepro-
szone zaloty gorliwego adoratora. Było zbyt wiele rzeczy znacznie
ważniejszych, bo dotyczących Ustawy o Prawach Nieletnich.
Jej pokój hotelowy nigdy nie wyglądał tak wspaniale, jak tego wie-
czoru, kiedy wróciła wreszcie po pracy, zupełnie wyczerpana. Przez
większą część dnia nie opuszczała biura, pracowicie wyjaśniając i
udowadniając słuszność swoich poglądów często sceptycznie na-
stawionemu Leo Alterisowi. Było to dla niej pewnym zaskoczeniem,
gdy dowiedziała się, że właśnie on jest odpowiedzialny za brzmienie
większej części ustawy. Fakt ten usprawiedliwiał część jego niechęci
do jakichkolwiek zmian. Resztę mogła zawdzięczać Drew i jego spo-
radycznym uczestnictwom w dyskusji. Słowa mogły być sformułowa-
ne prze Leo, ale myśli bez wątpienia wypłynęły od senatora. Lista ar-
gumentów, którą Daran przygotowała przed tym niezwykłym spot-
kaniem w Hartford, musiała długo czekać, zanim okazała się przydat-
na. Nie ustępowała ze swoich pozycji, przedstawiając szczegóły i
liczby, które miały wykazać, dlaczego dany punkt ustawy nie będzie
skuteczny, a inny okaże się za słaby, by zmienić przez lata ukształto-
waną sytuację.
Jedną z przyczyn sporu był system sądownictwa dla młodocianych.
Problem ten nie dawał jej tego wieczora spokoju. Następnego ranka,
gdy, po przerwie umożliwiającej grupie harcerzy obejrzenie biura, ze-
spół pracujący nad Ustawą o Prawach Nieletnich spotkał się ponow-
nie, Daran postanowiła udowodnić swą rację.
- Posłuchaj, Leo - zaczęła, rozkładając papiery przed pochylonym
nad biurkiem ciemnowłosym mężczyzną. - Nie wystarczy zaznaczyć,
że sprawa powinna być skierowana do sądu możliwie jak najszyb-
S
R
ciej", a nawet w przeciągu trzech miesięcy od daty wpłynięcia skar-
gi". Nie masz nawet pojęcia o tym, co się dzieje. Zostaje wniesione
oskarżenie przeciwko osobie nieletniej - oskarżenie o ucieczkę z domu
wniesione przez rodzica, oskarżenie o pobicie wniesione przez star-
szego człowieka, wychowawcę z domu poprawczego, czy nawet
oskarżenie o kradzież wniesione przez właściciela sklepu - i natych-
miast zaczyna się proces, który trwa bez końca. - Pochylona do przodu
w krześle zajadle broniła swoich racji. - Najpierw należy ustalić, czy
oskarżonym jest właśnie ten nieletni. Potem, jeżeli będzie to potrzeb-
ne, należy przydzielić mu adwokata. Jesteś w błędzie, jeżeli myślisz,
że przeciętny prawnik reprezentujący młodocianego przestępcę jest
gotowy, tylko dlatego, że został wyznaczony przez sąd, ze szczerym
oddaniem służyć dobru tego dziecka. Nie jestem nawet pewna, czy
przy tak przytłaczającej ilości biurokracji, przez którą trzeba prze-
brnąć, jakikolwiek prawnik okazałby się dobry. Kiedy wreszcie roz-
poczyna się proces, sędzia może wysłuchać oskarżenia, potem zawie-
sić sprawę do następnego dnia, następnego tygodnia albo na trzy mie-
siące. To hańba, choć niektórzy nazywają to sprawiedliwością.
Przerwała, żeby zaczerpnąć powietrza. Leo nie spuszczał z niej
swych ciemnych oczu, a jedynym gestem uczynionym w stronę sena-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]