[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spodobało dzisiejsze zachowanie Melity. która przecież
przeciwstawiła się jej rozkazom, kiedy postanowiła
towarzyszyć Rose - Marie w barakach niewolników.
Niemożliwe też, by nie doprowadził jej do wściekłości
sposób, w jaki hrabia przyznał rację niewolnikom, ani fakt, że
właściwie nagrodził ich dodatkowymi racjami żywności i
obietnicą uwolnienia od kar.
Czyżby naprawdę madame Boisset pogodziła się z takim
upokorzeniem? - zastanawiała się Melita idąc po schodach. -
To zupełnie nie pasuje do jej charakteru!"
Choć powtarzała sobie, że to absurdalne, nie mogła się
pozbyć uczucia, iż w uprzedzająco grzecznym zachowaniu
madame kryło się coś złowieszczego. Wiedziała na pewno, że
madame zamierzała ją odprawić i odesłać z powrotem do
Anglii. Przecież nieposłuszeństwo wobec jej rozkazów było
doskonałym po temu pretekstem. A tymczasem madame
Boisset była wprost ujmująca.
To bardzo dziwne. Zupełnie tego nie rozumiem" -
pomyślała Melita.
Pragnęła, żeby hrabia już wrócił. Chciała opowiedzieć mu
o wszystkim, co się wydarzyło. On na pewno potrafiłby to
wyjaśnić. Wiedziała, że do tej pory dotarł już do Saint - Pierre
i być może właśnie szedł do banku. Ta myśl sprawiła, że
Melita zaczęła się modlić o powodzenie jego przedsięwzięcia.
Skoro rodzina hrabiego była tak dobrze znana, to chyba
bankierzy mu zaufają?
Błędem byłoby zaciągnięcie zbyt dużej pożyczki.
Mogłaby się kiedyś okazać kamieniem u szyi. Na początek nie
była im potrzebna wysoka suma. Chociaż Melita niewiele
wiedziała na temat rolnictwa, nie mogła się pozbyć wrażenia,
że zbiory, które widziała, kiedy hrabia wiózł ją do Vesonne -
des - Arbres, były obfite i wyglądały nad wyraz dorodnie.
Dzięki pożyczce mogliby przetrwać zimę. Jedno było pewne -
bez względu na to czy bieda zajrzy im w oczy, ich niewolnicy
nigdy nie będą głodować.
Melita dotarła do szczytu schodów i skierowała się do
pokoju lekcyjnego, by poukładać zabawki i złożyć nuty.
Potem zajrzała do sypialni Rose - Marie. Dziecko spało
mocno. Pochyliła się nad dziewczynką i okryła ją
prześcieradłem, które Rose - Marie odrzuciła, bo kiedy szła
spać, było jeszcze bardzo ciepło.
Wyprostowała się, popatrzyła na śpiącą dziewczynkę, a
potem na zawieszony nad łóżkiem portret matki. Obie były do
siebie uderzająco podobne. Ten sam wykrój oczu, ust, niemal
identyczne owale twarzy. Głos który Melita słyszała z ust
Leonore ostatniej nocy. mógłby należeć do Rose - Marie.
Ta myśl nasuwała dziewczynie dziesiątki pytań, na które
nie potrafiła znalezć odpowiedzi. Melita poszła do swojej
sypialni.
Zapaliła świece stojące przy łóżku, a kiedy się odwróciła,
z zaskoczenia krzyknęła cicho. W drugim końcu pokoju, na
stole, leżała lalka!
Było to dzieło Philippe'a i dziewczyna w pierwszej chwili
pomyślała, że to on musiał ją tu położyć, wiedząc, że Melita ją
znajdzie i da Rose - Marie. Podeszła bliżej i spostrzegła coś
znajomego w kształcie i kolorze sukni lalki. Ze zdumieniem
uświadomiła sobie, że portret w dziecinnej sypialni i figurka z
liści przedstawiały tę samą osobę.
Bez najmniejszych wątpliwości była to podobizna Cecile!
Biały liść zastępował twarz, a brązowe zwoje po bokach
wyobrażały włosy. Suknia z odsłoniętymi ramionami i biały
koronkowy szal były dokładnie takie same jak te, które malarz
przedstawił na portrecie zawieszonym nad łóżkiem Rose -
Marie.
Szeroka spódnica została uformowana z białych liści
jakiejś dziwnej rośliny, niemal takich samych jak połyskliwy
muślin, który miała na sobie Cecile.
Melita stała patrząc na lalkę i czuła w głowie zamęt.
Dlaczego Philippe zrobił dla niej lalkę wyobrażającą Cecile?
Oczywiście nie był to pomysł kalekiego niemego chłopca,
lecz jego babki, Leonore, mambo, dla której jak Melita
wiedziała, nie było żadnych tajemnic.
Dlaczego? - zachodziła w głowę. - Dlaczego?"
To pytanie powtarzała w myślach bez ustanku. Stała i
przyglądała się lalce. Podobieństwo uchwycone przez
Philippe'a nie pozostawiało najmniejszych wątpliwości. Lalka
była tak śliczna, że żal było pomyśleć, iż za tydzień czy dwa
przecudna figurka stanie się kupką zwiędłych liści.
Melita długo stała wpatrując się w lalkę. Potem, ciągle nie
mogąc znalezć odpowiedzi na pytanie, które nieustannie do
niej wracało, powoli zaczęła się rozbierać.
Znalazła się w sypialni dosyć wcześnie. Zastanawiała się,
czy nie poczytać jeszcze w łóżku, ale doszła do wniosku, że
jednak pójdzie spać. Poprzedniej nocy nie wypoczęła
należycie i była bardzo znużona po emocjach i niepokojach
minionego dnia. Zmęczyły ją niespodziewane wydarzenia,
następujące tak szybko jedno po drugim, uwieńczone
dziwnym zachowaniem madame Boisset przy kolacji. Nie
miała już siły nawet myśleć.
Wsunęła się do łóżka i odwróciła, żeby zdmuchnąć
świecę. Wyraznie czuła obecność lalki w pokoju. Z trudem
powstrzymywała się, by nie patrzeć w tamtą stronę. W
ciemności przytuliła twarz do poduszki.
Przez sen usłyszała czyjeś wołanie.
Obudziła się i natychmiast pomyślała o Rose - Marie.
Nadsłuchiwała, podobnie jak poprzedniej nocy, kiedy
wyławiała z ciszy nieuchwytne pomruki bębna. Nagle
usłyszała głos tak bliski i wyrazny, że nie miała pewności, czy
przypadkiem nie rozlega się w jej własnych myślach:
Zajrzyj za obraz, zajrzyj za obraz!"
To był głos Cecile! Głos, który poprzedniej nocy. w lesie,
wydobywał się z ust Leonore.
Melita usiadła. Była tak wzburzona, że bicie jej serca
rozlegało się chyba głośnym echem w sypialni.
Zajrzyj za obraz!" - usłyszała znowu.
Ktoś do niej mówił. Ale kto? Musiała działać natychmiast.
Doświadczała tego samego uczucia, które poprzedniej nocy
kazało jej pójść do dżungli. Podniosła się z łóżka.
W pokoju kładły się długie cienie, ale przez odsłonięte
okna wpadało wystarczająco dużo blasku księżyca, by mogła
rozróżnić zarysy mebli.
Otworzyła drzwi i poszła do sypialni Rose - Marie. W
pokoju unosiła się woń kwiatów, której Melita nie czuła
wcześniej. Dziewczyna podeszła do łóżeczka. Mała poruszyła
się sennie i wyszeptała:
- Mamo! Mamusiu!
Melita zamarła w bezruchu. Dziecko miało zamknięte
oczy i z całą pewnością nie mówiło do niej. Podniosła wzrok
na obraz.
Czy to było złudzenie, czy rzeczywiście postać Cecile
przez chwilę emanowała jasną poświatą? Melita czuła czyjąś
obecność w pokoju. Obecność kogoś, kogo nie mogła
zobaczyć.
Potem, jakby wykonując czyjeś polecenia, chwyciła ramę
portretu i odsunęła go od ściany.
Nic się nie stało.
Drugą dłonią przesunęła po tylnej stronie obrazu. Coś tam
było!
Pociągnęła delikatnie i tajemniczy przedmiot, przyklejony
do bocznej ramy, pozostał jej w palcach. Opuściła obraz na
miejsce. W ciemnościach widziała jedynie, że trzyma w ręku
kartkę papieru i kopertę. Pomyślała, że właśnie to miała
znalezć.
Kiedy wychodziła, Rose - Marie nawet się nie poruszyła.
Melita wróciła do swojej sypialni. Zapaliła świece przy
łóżku, by móc sprawdzić, co zostało tak przemyślnie ukryte.
Była to zwykła złożona kartka papieru oraz
zapieczętowana koperta z jednym słowem: Etienne". Melita,
rozkładając kartkę, czuła, jak narasta w niej podniecenie.
Nachyliła się ku świecy. Pismo było okrągłe, nie wyrobione i
łatwe do odczytania, jak pismo dziecka.
3 maja 1839
Ja, Cecile Marie Louise, hrabina de Vesonne, ustanawiam
niniejszym moją ostatnią wolę.
Zapisuję wszystko, co posiadam, mojemu
najukochańszemu mężowi, Etienne'owi, hrabiemu de
Vesonne.
Cecile de Vesonne
Niżej dodano jeszcze: Eugenie - podpis. Jeanne - podpis."
Przy każdym imieniu widniał krzyżyk nakreślony niewprawną
dłonią.
Melita przez dłuższą chwilę wpatrywała się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]