[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pojechał do rodziców, żeby pomóc w przygotowaniach do uroczystych zaręczyn. Po raz
pierwszy od tygodni Cass była wolna.
Tato też się ucieszył, bo to oznaczało, że czeka go miłe sam na sam z Giovanną. Dałam
mu wydruk e - maila od mamy i nie spuszczałam z niego oczu, kiedy go czytał. Szczęka mu
opadła z wrażenia.
- Boże drogi! - jęknął w końcu. - Tej kobiecie już zupełnie odbiło!
- Może i tak - stwierdziłam. - Uważam, że powinieneś jak najszybciej odpowiedzieć na
pozew, bo jeszcze się jej odwidzi.
Podniósł na mnie wzrok i zmarszczył czoło.
- To trochę dziwne, nie wydaje ci się? Przecież dzieci powinny namawiać rodziców,
żeby byli razem.
- A chciałbyś, żebym tak robiła?
- No, nie, ale...
- Tato, nie jestem dzieckiem. Rozwód rodziców nie oznacza już dla mnie końca
świata.
Przez chwilę milczał. Jego wzrok znowu spoczął na e - mailu.
- Barbara Dick będzie musiała się bardzo postarać, żeby ją przebić - stwierdził i
parsknął śmiechem.
Zostawiłam go w tym momencie, wzięłam taksówkę i pojechałam do Cass. Dekoracje
bożonarodzeniowe wyglądały ślicznie i znowu przypomniały mi o Danie. Nagle opanowało
mnie pragnienie, żeby do niego zadzwonić i opowiedzieć mu o mamie. Ubawiłby go fakt, że
kobieta, która patrzyła na niego z góry, bo nie miał regularnych dochodów i nie pasował do
jej nadętych przyjaciół, zamieszkała teraz z kimś o imieniu Angelica.
Cass potrafiła słuchać. Ostatnio ją zaniedbywałam - wszystko przez tak zwaną
przyjazń z Nicolą - ale teraz siedziałyśmy razem w jej schludnym mieszkanku na kwiecistej
kanapie, sączyłyśmy zdrową herbatę ziołową i było zupełnie tak jak dawniej.
- Coś ci chyba umknęło - powiedziała, gdy przedstawiłam jej szczegóły ostatniego
wyskoku mamy.
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Jeśli ona nie zamierza wrócić w najbliższej przyszłości, w Stanley został pusty dom.
Cass skomentowała zmianę orientacji seksualnej mojej matki jedynie przewróceniem
oczami. Bardziej obchodziły ją kwestie praktyczne.
- Liczyłam na to, że tato tam wróci - odparłam. - Ale jakoś niezbyt mu ten pomysł
przypadł do gustu.
- Miałam na myśli ciebie - powiedziała. - Przecież to ty szukasz mieszkania.
- Ja! - Byłam zszokowana. - Mam wrócić do domu?
- To zupełnie co innego. Twoich rodziców już tam nie ma. Pomyśl o przestrzeni i
wygodzie. Pomyśl o zimowym popołudniu przy ciepłym piecu kuchennym.
- Ale ja się nie mogę wyprowadzić z Leeds.
- Przecież nie mówię, żebyś się wyprowadziła na zawsze. Tylko na jakiś czas, aż
wszystko się poukłada.
- A co z pracą?
- Przecież pociągiem to tylko pół godziny. Tyle samo przebijasz się przez miasto w
porze szczytu. Z centrum do Dana jechało się nawet dłużej. A skoro o Danie mowa... -
Przyjrzała mi się uważnie. - Naprawdę miło się zachował.
- To dobrze.
Nie byłam pewna, czy chcę rozmawiać o Danie. Bałam się, że Cass wydusi ze mnie
wszystko. I tak się stało. Wspominała o nim ciągle, jakby miała do spełnienia dziękczynną
misję. W końcu opowiedziałam jej wszystko - o Libby i o Aisling. O zniszczonych płytach.
Oraz o randce Dana z Sarą, na której pojawiłam się u boku Tima.
Cass wysłuchała spokojnie moich zwierzeń. Siedziała na kanapie, w niebieskiej,
flanelowej piżamie w misie. Nawet w czymś takim wyglądała rozsądnie i godnie. Byłam
absolutnie pewna jej współczucia, tylko że na tym świecie człowiek nie powinien być
niczego pewien. Dosłownie wmurowało mnie w ziemię, kiedy pokręciła głową i stwierdziła,
że jestem szurniętą jędzą, która powinna się leczyć na głowę...
Dan sprawdził maile, a potem wyłączył komputer. Zdarzało mu się jeszcze zaglądać,
czy nie przyszedł list od Sary Daly. W pewnym sensie za nią tęsknił. Co było głupie, bo
dobrze wiedział, że to była Jo, a nie żadna Sara.
Przyszedł jeden mail - od Jedskiego, który poinformował go o swojej nowej stronie
internetowej i dziękował za świetne pomysły. Dan nagle zrozumiał, że jeśli nie będzie
bardzo uważał, to też może skończyć jako smętny, stary maniak, w którego życiu liczy się
tylko muzyka.
Pod wpływem chwilowego impulsu wystukał szybką odpowiedz.
Na litość boską, Jedski, zacznij żyć.
Dan
* * *
Po wybuchu Cass milczałam. A potem, kiedy już nie mogłam dłużej znieść ciszy i
ponieważ wkurzyła mnie etykietka wariatki, zapytałam ją, czy zaręczyny z Sidem to dobry
pomysł.
- Znasz go zaledwie od miesiąca - przypomniałam jej. - I jest od ciebie dużo młodszy.
Przez chwilę mi się przyglądała, a potem skinęła głową.
- Tak, jestem pewna, że to dobry pomysł - powiedziała tylko.
Zazdrościłam jej tej pewności.
Potem poszłam do domu. Gdy dotarłam na miejsce, z ulgą stwierdziłam, że tato jest
sam. Spał sobie smacznie na rozkładanej sofie i pochrapywał jak jednosilnikowy samolot
podchodzący do lądowania. Przechodząc obok niego na palcach, potykałam się o
porozstawiane wszędzie pudła. Zdałam sobie sprawę, że Cass być może ma rację.
Powinnam przenieść się na jakiś czas do domu rodziców.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]