[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piekł, miecz u boku zawadzał, kubek za nadrą go dusił tak mu pilno
było pomścić doznaną zniewagę. Do nocy odjechali od obozowiska
daleko, o znalezienie drogi już się Dobek nie obawiał myślał tylko,
co z Niemcem zrobić.
Przebić go mieczem było nader łatwo, ale rozbolałemu człowieko-
wi tej zemsty było za mało.
Gdy nocą już stanęli na nocleg i konie pętać przyszło, aby je puścić
na paszę, Dobek się zakręcił powiadając, że postronki zagubił, a kilka
tylko pęczków zapaśnego łyka znalazło się u siodła. Niemiec człowiek
zawsze przezorny, swój sznur mocny ofiarował, ale Dobkowi wydał się
on za cienkim.
We dwóch więc wzięli się z niego grubszy skręcić Hengo poma-
gał ochoczo. Ogień już był wielki pod starym dębem rozpalony i plunął
jasno.
Bardzo zręcznie pętlę splótłszy Dobek milcząc przystąpił do Niem-
ca i nim się ten postrzegł, zarzucił mu ją pod pachy. Wziął to sobie za
żart Hengo, nie domyślający się jeszcze niebezpieczeństwa, gdy drugi
koniec sznura przez gałąz przerzuciwszy chwycił Dobek i szarpnąwszy
nim, już krzyczącego Niemca nad ogniem zawiesił, skrępowanego tak
silnie, iż się wywinąć nie mógł. Sznur potem Dobek umocował, a sam
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
78
nieco opodal spokojnie się położył na trawie, ogień tylko podkładając,
aby Hengo upiekł mu się żywcem.
Stało się to tak szybko, iż Hengo, rażony nagle, przytomność pra-
wie utracił. Dobek zbyt był wzburzony, aby nawet mógł łajać iskrzy-
ły mu się oczy, leżał, patrzał i nasycał się.
Jęczącym głosem Niemiec się śmierci wypraszał, lecz nie otrzymał
słowa odpowiedzi, ogień tylko podkładał Dobek coraz silniejszy,
rzucając weń, co mógł ściągnąć gałęzi. Dym i płomień, coraz się wyżej
podnosząc, już zdrajcę ogarniały. Jęczał coraz słabiej i sznur poruszany
okręcał się z nim wśród płomieni.
Tymczasem, gdy jęki ustawać zaczęły, mściciel konie oba na po-
wrót ściągnął z paszy, pokładł ładunek na nie, nałożył uzdy i wyczeki-
wał tylko, rychłoli Hengo w męczarniach skona, aby się od trupa odda-
lić.
Miotając się jeszcze Hengo coraz słabszym odzywał się głosem.
Oczekiwanie znużyło znać Dobka, bo chwyciwszy oszczep, rzucił
nim w piersi i dobił nieszczęśliwego.
Odszedł potem od ogniska, a wkrótce ciało urwane z gałęzią padło
w ogień, żar i iskry rozpryskując dokoła, objęły je płomienie. Naj-
mniejszej już wątpliwości nie było, iż Hengo odżyć nie może, skoczył
więc Dobek na koń splunąwszy na trupa i szybko się oddalił.
Lżej mu się potem zrobiło, a że noc dosyć jasna dozwalała ciągnąć
dalej, ledwie cokolwiek koniom na polance spocząwszy ruszył śpiesząc
nie do domu, ale na prost ku jezioru Lednicy, gdzie się spodziewał zna-
lezć w pochodzie już wojewodów i ziemie.
Kto by go był ujrzał naówczas pędzącego niecierpliwie ku swoim z
wieściami, jakie zdobył na wyprawie myślałby, że go jędze i wiły
lasami gnały, tak pilno mu było co najprędzej dostać się do Piastuna i
swojej gromady.
Ze wszystkich polańskich mirów co do oszczepu i procy zdatnym
było Piastun naprzód zebrał u Gopła. Tu mnogi ten lud tysiącznikom,
setnikom, dziesiętnikom rozkazawszy podzielić, nad oddziałami sta-
wiąc dowódców, wojewodów, którzy jemu tylko winni byli posłuszeń-
stwo, Piastun zebrał wojsko daleko liczniejsze, niż obrona wymagała.
A choć wojakiem nie był, ale prostym bartnikiem, z rojami tymi tak
sobie umiał poradzić, iż po raz pierwszy, zamiast kup bezładnie rozbie-
gających się po lasach i polach, złożył wojsko, które i Niemcom mogło
być groznym.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
79
Uzbrojenie też, choć proste, lepszym teraz było, bo wojewodowie i
ich tysiącznicy sami każdego opatrywali, aby z gołymi nie szedł ręka-
mi. Ci, którym koni nie stawało, szli pieszo, uzbroiwszy się w cięższe
oszczepy, pociski i tarcze.
Ponieważ innej zbroi na ciele nie mieli, tarcze te służyły w zastęp-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]