[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtedy, dziesięć lat temu.
Maggie spojrzała na bezwładną teraz dłoń Lou-
elli. Krucha, drobna dłoń. Czy ta dłoń mogła nacis
nąć spust strzelby? Maggie podniosła wzrok i zoba
czyła, że Louella zapadła w spokojny sen.
Co robić? - zastanawiała się, odsuwając ostrożnie
dłoń Louelli. Zadzwonić na policję? Spojrzała zno
wu na spokojnie śpiącą starszą panią. Nie, nie
potrafiłaby tego zrobić. Zdecydowała się zawiado
mić Joyce.
U Ageech nikt nie odpowiadał. Maggie wes
tchnęła. Trudno, musi zadzwonić do Reikera. Zo
stawiła mu wiadomość na automatycznej sekretarce
i wróciła do Louelli.
W progu salonu natknęła się na Stana.
- Och, przestraszył mnie pan.
- Przepraszam. - Stan spojrzał z troską na teś
ciową. - Wszedłem od tyłu. Pies śpi jak zabity
w kuchni. Louella dała mu chyba jakiś proszek
nasenny, żeby nie hałasował.
Maggie chciała biec do kuchni, ale Stan ją za
trzymał.
- Wszystko w porządku. Nic mu nie będzie.
Najwyżej będzie trochę nieprzytomny, jak się obu
dzi.
- Szeryfie... Stan. - Wybrała mniej oficjalną
formę. - Właśnie usiłowałam się do was dodzwonić.
Wygląda na to, że Louella siedzi tutaj od dobrych
kilku godzin.
465
- Przepraszam. Bardzo z niÄ… zle, coraz gorzej, od
kiedy ta sprawa wybuchła, ale nie chcemy oddawać
jej do zakładu.
- Nie. - Dotknęła ramienia Stana. - Mówiła mi,
że nie śpi po nocach i... - Maggie zaczęła chodzić po
pokoju. Jak powtórzyć to, co usłyszała od Louelli?
Stan jest jej zięciem, do tego szeryfem.
- Ja słyszałem wszystko, Maggie.
Odwróciła się do niego przejęta, pełna współ
czucia.
- Co teraz zrobimy? Jest taka słaba, krucha. Nie
chcę, żeby karano ją za coś, co wydarzyło się tyle łat
temu. Jeśli jednak go zabiła...
- To, co powiedziała, nie musi być prawdą.
- Stan potarł kark.
- To brzmiało logicznie - podjęła Maggie.
- Wiedziała o pieniądzach. Może rzeczywiście
schowała je w kufrze, potem zapomniała, wyparła
z pamięci, bo przypominało o... - Maggie pokręciła
głową. - To jedyne wytłumaczenie czyjejś obec
ności tamtej nocy w domu, kiedy wystraszyły mnie
hałasy. Ona potrzebuje pomocy. Nie policji i proku
ratora, ale lekarzy.
Na twarzy Stana odmalowała się ulga.
- Będzie miała pomoc. Najlepszą, jaką uda się
nam znalezć.
Maggie oparła dłonie na stole.
- Ona bardzo cię kocha. Zawsze wyraża się
o tobie w najlepszych słowach. Zrobi wszystko,
żeby was oboje zadowolić. - Wzrok Maggie padł na
466
leżące na stole zdjęcie, przedstawiające Morgana
i Stana. Teraz wszystko się skończy. Louella dość
już wycierpiała...
Nie wiedzieć dlaczego przypomniały się jej słowa
Reikera: Znalezliśmy obrączkę. Bardzo ozdobną,
grawerowaną, z trzema maleńkimi brylancikami...
Joyce Agee powiedziała nam, że to obrączka jej
ojca".
Ale na zdjęciu William nie miał obrączki, Stan
tak.
Podniosła głowę. Stan wiedział, nie musiał pat
rzyć na zdjęcie. W śmiertelnej panice rzuciła się do
ucieczki. Stan dogonił ją, kiedy mocowała się
z przeklętymi drzwiami, klnąc w duchu, że tak długo
zwlekała z naprawą.
- Uspokój się. - Mówił cicho, z wysiłkiem. - Nie
chcę zrobić ci krzywdy. Muszę się zastanowić.
- Położył dłoń na kaburze. - Usiądzmy.
Cliff pił już drugą filiżankę kawy, chociaż znacz
nie chętniej napiłby się whisky. Zrobił z siebie
kompletnego idiotę przed Maggie. Skrzywił się na tę
myśl i wbił wzrok w laminowany blat baru. Zapach
smażonych kiełbasek i jajek sadzonych jakoś nie
budził w nim apetytu.
Co on najlepszego zrobił? Jaka kobieta przy
zdrowych zmysłach odpowiedziałaby tak" na wy
krzyczane wściekłym głosem oświadczyny? Nic
dziwnego, że Maggie wysłała go do wszystkich
diabłów. Z drugiej strony, monologował w duchu,
467
nie należał do kalifornijskiego gwiazdozbioru pięk
nych oraz bogatych i nie zamierzał dla Maggie
zmieniać sposobu bycia. Nie oczekiwał też, że ona
zmieni swój. Dokonała tego, zanim pojawił się w jej
życiu.
Zaklął, kierując obelgi pod własnym adresem. Nie
spotkał jeszcze nikogo, kto tak szybko zadomowiłby
się w nowym miejscu. Niepotrzebnie wpadł w panikę,
kiedy wspomniała o wyjezdzie do Los Angeles.
Przecież wróci. Ta ziemia stała się dla niej ważna
i być może to był początek ich więzi, chociaż oboje
upierali się, że nie mają ze sobą wiele wspólnego.
Wróci, powtórzył. Okazał się idiotą, myśląc, że
ślubem zagwarantuje sobie jej powrót. Maggie do
niczego nie można zmusić. Zostanie w Morganville,
bo tego chce. I za to jÄ… kocha.
Powinien jej to powiedzieć. Odsunął niedopitą
kawę. Powinien był jej powiedzieć, że jest w niej
zakochany od wielu tygodni i że uświadomił to sobie
dopiero dzisiaj. Kiedy zobaczył jej twarz opromie
nioną różowym brzaskiem, dech mu zaparło. Spo
jrzał na zegarek. Rozstali się ponad godzinę temu.
Uznał, że zdążyła się wyspać. Kobiecie przed po
rządnymi oświadczynami godzina zdrowego snu
w zupełności wystarczy. Pogwizdując cicho, rzucił
pieniÄ…dze na ladÄ™.
Jechał przez miasteczko, nadał pogwizdując, gdy
na jezdnię wpadła rozgorączkowana Joyce i zaczęła
wymachiwać, by stanął.
- Cliff!
468
Wyskoczył z samochodu.
- Któreś z dzieci?!
- Nie, nie. - Joyce chwyciła go za ramię. Nadal
była w tej samej sukni, co na tańcach, tylko wcześ
niej starannie ułożone włosy rozsypały się w nieła
dzie. - Chodzi o mamę - wydusiła wreszcie, łapiąc
powietrze. -Nie kładła się dzisiejszej nocy do łóżka.
Nie ma jej. Stan też zniknął.
- Znajdziemy LouellÄ™. - Cliff odgarnÄ…Å‚ jej kos
myki z twarzy tym samym gestem, do którego
nawykł, odkąd byli dziećmi. - Pewnie poszła na
spacer...
Joyce mocniej zacisnęła palce na ramieniu Cliffa.
- Myślę, że poszła do starego domu. Jestem
pewna. To nie pierwszy raz.
Cliff pomyślał o Maggie i ogarnął go niepokój.
- Maggie jest w domu. Zajmie siÄ™ niÄ….
- Z mamą jest coraz gorzej i gorzej. - Głos Joyce
drżał. - Cliff, wydawało mi się, że robię dobrze, że
tak właśnie trzeba.
- O czym ty mówisz?
- Skłamałam, kiedy policja mnie przesłuchiwa
ła. Skłamałam bez zastanowienia, ale wiem, że
dzisiaj zachowałabym się tak samo. - Przytknęła na
moment palce do nasady nosa, opuściła dłoń i spo
jrzała na Cliffa z jakimś upiornym spokojem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]