[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy ubieranie, bo noga przestała dawać mu się we
znaki. Zgodnie z przewidywaniami w czwartek i pią-
tek przez jego gabinet przewalił się tłum pacjentów.
Mieszkanie z Helen okazało się ciekawym do-
świadczeniem. Do porannych incydentów już więcej
nie doszło, dzięki czemu nie zwariował. Prawdę mó-
wiąc, po pracy widywał ją rzadko. Tylko wtedy, gdy
wpadała do domu między jednym zajęciem a drugim.
Zaczął podejrzewać, że go unika.
Była uprzejma, nawet zapraszała go na różne im-
prezy, ale czuł, że robi to, bo jest dobrze wychowana,
a on za nic w świecie nie chciał jej krępować. Noga
w gipsie komplikowała wiele spraw, więc chętnie prze-
bywał w domu. Jako zdeklarowany mól książkowy
skrzętnie korzystał z tej okazji.
Jednak nawet wtedy, gdy był pogrążony w lekturze,
nie potrafił o niej nie myśleć, gdy była w domu, a na-
wet gdy wychodziła, czuł jej obecność. Wszystko pa-
chniało jej perfumami. Fotel w salonie, łazienka, szafa
zapchana jej rzeczami. Wszędzie stały jej bibeloty: foto-
grafie, pamiątki oraz kaczki, dziesiątki kaczek. Z drew-
na, ceramiki i mosiądzu.
S
R
- Skąd te kaczki? - zapytał.
- Zbieram je. - Wzruszyła ramionami. - Od lat.
Kolekcjonerka kaczek. Stuprocentowa domatorka.
Jego uwagę przyciągały nie tylko jej pamiątki. Przy-
pominała mu o niej ściereczka przewieszona przez
uchwyt piekarnika i wazon z kwiatami, które co kilka
dni przynosiła z ogrodu, a jej głos nagrany na auto-
matycznej sekretarce nie pozwalał mu zapomnieć, że
znajduje się w jej domu.
Pod koniec tygodnia miał już dosyć zamknięcia
w czterech ścianach z jej zapachem, jej głosem i jej
durnymi kaczkami. Nie był przyzwyczajony do ta-
kiego nasilenia bezczynności. Frustrował go brak mo-
toru oraz możliwości wyruszenia, gdzie poniosą oczy.
Czuł się uwięziony, co czasami wręcz doprowadzało
go do szału.
W niedzielny wieczór Helen się nad nim ulitowała.
- Zabieram cię stąd - powiedziała. - Daję ci dzie-
sięć minut na ubranie.
Podniósł wzrok znad książki. Stała przed nim w ob-
cisłych dżinsach i koronkowej bluzce na guziczki, tego
samego koloru co jej pamiętna nocna koszulka. Pod
wycięciem bluzki dostrzegł brzeg różowej koronki,
która zapadła mu w pamięć tego dnia, kiedy zgarnęła
go z buszu. Tym razem miała rozpuszczone włosy, na
wargach błyszczyk, a na rzęsach grubą warstwę tuszu.
- Gdzie idziemy?
- Do pubu. Noc quizow - wyjaśniła nonszalancko.
Patrzył na nią z powątpiewaniem. Nie był pewien,
czy widząc ją w takim stroju, potrafi trzymać ręce przy
sobie, gdziekolwiek będą. Nie lepiej zostać tutaj?
Stała nad nim, czekając na odpowiedz.
S
R
- Musisz wyjść z domu, a po drugie brakuje nam
dzisiaj jednego zawodnika. - Milczał. - Nie bawią cię
takie imprezy?
- Hm, nie, nie. To brzmi zachęcająco.
Czekała, aż ruszy się z kanapy. Gdy zwlekał, za-
pytała:
- Jesteś ponad takie rozrywki?
- Mam swoją ambicję.
- To dobrze, bo wygrywamy. Masz jeszcze... - spoj-
rzała na zegarek - osiem minut.
Poczuł, że zdrowy rozsądek już kompletnie go opu-
ścił. Rzeczywiście, powinien wyjść z domu, a jeśli
najdzie go ochota, by dotknąć tej domatorki, to będzie
tam wiele osób, co powinno go zniechęcić do takich
ryzykownych gestów.
Dzwignął się z kanapy.
- Możesz zacząć mierzyć czas.
Sześć i pół minuty pózniej stawił się w salonie.
- Może być?
Zaparło jej dech w piersiach. Nie doceniła go. Za-
chwycona jego posturą zauważyła, że kule wyglądają
przy nim jak patyczki.
Ubrał się w obszerne dżinsy i niebieską koszulkę
polo. Mimo że przyczesał włosy, nadal rozkosznie opa-
dały mu na czoło.
Czy może być?! Na jego widok wszystkim kobie-
tom w pubie podskoczy tętno.
Skinęła głową.
- Normalnie idę tam piechotą, ale tym razem poje-
dziemy autem, żebyś nie musiał kuśtykać.
Ulżyło jej, gdy dojechali do pubu. Obecność Jame-
sa w domu wyprowadzała ją z równowagi, ale w samo-
S
R
chodzie stała się nie do zniesienia. Poprzednim razem
siedział z tyłu, w bezpiecznej odległości. Teraz kątem
oka widziała jego dłoń spoczywającą na kolanie i czu-
ła jego zapach. Skupiła wzrok na drodze.
W pubie kłębił się tłum ludzi, a z maszyny grającej
na cały regulator płynęły dzwięki country rocka. Kole-
dzy zgotowali im głośne powitanie.
- Czego się napijesz? - zapytał, gdy przechodzili
obok baru.
- Poproszę colę dietetyczną - rzuciła, nie zatrzy-
mując się. Ciekawe, jak sobie poradzi z dwoma drin-
kami i kulami. Wzruszyła ramionami.
Mogła przewidzieć, że nie będzie miał z tym prob- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •