[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oparła się plecami o ścianę balii i odpoczywała, a służąca
spÅ‚ukiwaÅ‚a z jej wÅ‚osów mydÅ‚o pachnÄ…ce rumiankiem i roz­
marynem. Po chwili zapytała: - Co u ciebie, Elwyn?
A w Ashton? Wszystko w porzÄ…dku?
- Cisza i spokój, aż w uszach dzwoni. Jaśnie pan i całe
rycerstwo zabrali się stąd zaraz po wyjezdzie panienki, więc
cicho siÄ™ u nas zrobiÅ‚o niczym w grobie. Oj, dobrze, że pa­
nienka i dostojny pan Remy wróciliście do domu.
Elwyn zachichotała. Beatrice otworzyła oczy i spojrzała
na niÄ…, marszczÄ…c brwi.
- Co cię tak śmieszy?
- A bo panienka jeszcze nie wie - odparła z namysłem
przejęta i wielce rada Elwyn - że jak tylko orszak wrócił do
zamku, dostojny pan Remy ledwie siÄ™ posiliÅ‚ i trochÄ™ ode­
tchnÄ…Å‚, nie baczÄ…c na póznÄ… porÄ™ i liczne zgromadzenie, po­
prosił jaśnie pana o rękę panienki.
- O moją rękę?
- Chce się z panienką ożenić!
- Co takiego! - Beatrice usiadła prosto tak nagle, że
woda przelaÅ‚a siÄ™ przez brzeg kadzi. - A ojciec? Co powie­
dział?
- Niewiele. Tak się zamachnął, że pan rycerz poleciał na
środek sali. Po ciosie naszego pana chwilę leżał bez czucia.
Potem wrzeszczeli na siebie, a w koÅ„cu jaÅ›nie pan kazaÅ‚ wy­
prowadzić go na dziedziniec, żeby gorąca głowa krzynę
ochłonęła.
Zza kotary dobiegł odgłos kroków, szuranie krzesłami
i cichy śmiech. Ktoś uchylił zasłony.
- Pospiesz siÄ™, Beatrice. Rycerz Remy czeka na swojÄ… ko­
lej - oznajmiÅ‚a stryjenka Margaret. - Stać ciÄ™ chyba na nie­
wielkie poÅ›wiÄ™cenie. Masz sposobność, żeby mu siÄ™ od­
wdzięczyć za uratowanie życia.
Jowialna dama rzadko zaprzątała sobie głowę cudzą
wstydliwością. Beatrice osłupiała na moment, a potem
uniosÅ‚a ramiona i skrzyżowaÅ‚a je piersiach. W szparze miÄ™­
dzy zasÅ‚onami widziaÅ‚a tuzin ciekawskich oczu, zaglÄ…dajÄ…­
cych do alkowy. Nim tkanina opadÅ‚a, ukazaÅ‚o jej siÄ™ towa­
rzystwo zgromadzone przy stole. Była tam Joanna, a także
obnażony do pasa Remy, którego golił giermek jednego z
przybyłych do Ashton rycerzy. Beatrice obrzuciła stryjenkę
karcącym spojrzeniem, chwyciła mydło i dokończyła ablu-
cje. Stanęła w balii, żeby Elwyn mogła ją opłukać, polewając
ciepłą wodą.
Stryjenka Margaret podniosła suknię i koszulę, rzucone
na podłogę przed kąpielą. Obejrzała je i zmarszczyła brwi.
- Beatrice, widzÄ™ krew na twoim ubraniu.
- Nic dziwnego, ciociu. Ludzie mocno krwawiÄ…, gdy tra­
fia ich grot strzały albo giną od cięcia mieczem. To posoka
tamtych łotrów. Nie masz pojęcia, jak daleko krew tryska ze
świeżej rany.
- Istotnie. Widzę plamy na rękawie. - Uniosła suknię. -I
z tyłu na spódnicy. - Dama zerknęła z ukosa na bratanicę. -
Co ty wyprawiałaś, dziewczyno?
Zawstydzona i rozgniewana Beatrice spÅ‚onęła rumieÅ„­
cem. UÅ›wiadomiÅ‚a sobie teraz, co jÄ… przyprawiÅ‚o o bóle gÅ‚o­
wy i brzucha, dajÄ…ce siÄ™ we znaki przez caÅ‚y dzieÅ„: comie­
sięczna kobieca dolegliwość. Jak o tym powiedzieć kochanej
cioteczce, żeby inni nie słyszeli przez cienką kotarę? Skinęła
na nią i szepnęła do ucha, w czym rzecz.
- Aha, rozumiem. Elwyn, przynieÅ› swej pani czystÄ… suk­
nię i płótno na podpaski. Tylko migiem.
Beatrice wyszÅ‚a z balii i otuliÅ‚a siÄ™ wielkim lnianym rÄ™cz­
nikiem. Elwyn pobiegła wypełnić rozkaz dostojnej Margaret.
Zażenowana Beatrice z rezygnacją poddała się zabiegom
stryjenki, która starannie wytarÅ‚a jej wÅ‚osy i chciaÅ‚a posma­
rować zasiniały policzek gojącą maścią z arniki.
- Dzięki, cioteczko, nie ma takiej potrzeby. Nic mi nie
jest. Za parÄ™ dni samo przejdzie.
Dostojna pani Margaret prychnęła z oburzeniem.
- Dama musi dbać o urodę.
- Czyżby?
- Beatrice, co z tobÄ…?
- Nic, droga ciociu. Wszystko w porzÄ…dku. - Z jednym
wyjątkiem: straciła nadzieję, że uda jej się oczarować Re-
my'ego, bo na horyzoncie pojawiła się jaśniejąca urodą
i młodością Joanna.
- Przygotuję ci napar z ziół, uśmierzający bóle wywołane
skurczami. Wiem, że bardzo cierpisz podczas tych dni. TÅ‚u­
maczyłam twojej matce, że regularne stosunki i jeden albo
dwa porody to najlepsze lekarstwo na bolesne kobiece przy­
padłości, ale...
- Ciociu, błagam, zostaw mnie w spokoju!
- Chciałam tylko...
- Nie jestem małą dziewczynką. Potrafię sama wytrzeć
się i ubrać. Proszę, idz już.
Wkrótce wróciła Elwyn, niosąc koszulę i suknię z jas-
noróżowego brokatu. Beatrice przyodziaÅ‚a siÄ™ godnie i z du­
mną miną odsunęła kotarę. Remy usunął się na bok, żeby ją
przepuścić. Na policzkach miała ciemne rumieńce. Zerknęła
ukradkiem na muskularny tors. Skóra była śniada od słońca.
Kiedy Beatrice spoglądała na rycerza, miała świadomość
wÅ‚asnej kobiecoÅ›ci. Z pochylonÄ… gÅ‚owÄ… umknęła do panieÅ„­
skiej komnaty.
Zaciekawiony Remy skrywał uśmiech, łowiąc uchem
wzmianki o kobiecych sekretach. Beatrice najwyrazniej była
po rozmowie ze stryjenką mocno zakłopotana. Ktoś chyba
powinien przywoÅ‚ać do porzÄ…dku gadatliwÄ… damÄ™, ale z pew­
nością nie było to jego zadaniem. W staraniach o rękę dumnej
panny nie powinien zrażać do siebie jej krewnych, na przy­
kÅ‚ad wÅ›cibskiej stryjenki, której po prawdzie należaÅ‚a siÄ™ po­
rzÄ…dna reprymenda.
Remy nie przypuszczał, że nad jego głową zbierają się
czarne chmury. Margaret przyjęła do wiadomoÅ›ci wyjaÅ›nie­
nia bratanicy, ale na wszelki wypadek postanowiÅ‚a jego rów­
nież wziąć na spytki. Nie zdradziÅ‚a siÄ™ z tym, kiedy opatry­
waÅ‚a mu rany. CzekaÅ‚a, aż nadarzy siÄ™ sposobność do rozmo­
wy w cztery oczy. Słynęła z tego, że nie owijała w bawełnę,
lecz w razie potrzeby umiała się również przyczaić.
Remy od pierwszej chwili wydał jej się nad wiek dojrzały.
Wypytała dyskretnie rycerzy o jego majątek i koneksje. Nie
zdziwiła się, gdy usłyszała, że jako najmłodszy syn hrabiny
Akwitanii pozostaÅ‚ bez ziemi. Od dzieciÅ„stwa sÅ‚użyÅ‚ na dwo­
rach wielmoży najpierw jako paz, potem jako giermek, ale
szybko został pasowany na rycerza. Wyróżniał się na polu
bitwy i miaÅ‚ smykaÅ‚kÄ™ do rzÄ…dzenia. Ludzie chÄ™tnie go sÅ‚u­
chali. PrÄ™dzej czy pózniej król albo któryÅ› z dostojników ob­
darzy go ziemiÄ… i osadzi w piÄ™knym zamku. Remy miaÅ‚ za­
datki na dowódcę i kasztelana. Młody, przystojny, poważny
jak na swój wiek. No i dobrze się zapowiadał. Margaret u-
znała, że taki brylant nie może się dostać w obce ręce. Byłby
z niego dobry mąż dla Beatrice, a gdyby ona go nie chciała,
można by wydać za niego Joannę. Dziewczyna jest młoda,
nie musi siÄ™ spieszyć do Å›lubu. Poczeka rok czy dwa, aż Re­
my dosłuży się majątku.
Margaret miała dobrą rękę do swatania. Pochlebiała sobie,
że skojarzyła juz co najmniej kilka szczęśliwych par. Kiedy
patrzyła na Beatrice i Remy'ego, chwilami wydawało jej się,
że z tej mąki będzie chleb, mimo iż tamci dwoje chwilami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •