[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czemu?
- Jesteś za dobrze umięśniony.
- To dzięki temu, że amerykańska firma zafundowała nam basen, salę
gimnastyczną i kort tenisowy. Zresztą przez długi czas codziennie rano biegałem jak
opętany. Błysnął zębami w szerokim uśmiechu.
- Tu o moją formę dba ogród. Dwie, trzy godziny kopania wystarczy za całą
gimnastykÄ™ bez celu.
- Rzeczywiście zielsko masz popisowe. Grace Latimer załamałaby ręce, gdyby
zobaczyła, że jej ogród tak zapuszczono. Przypominam, że miałeś mi o niej
opowiedzieć.
- Dobrze, ale usiądz, bo na stojąco nie uwierzysz. Otóż okazało się, że żona
Wilfa jest siostrzenicą niejakiej pani Lily Deakin, która była totumfacką pani Latimer
przez prawie pół wieku, do jej śmierci w 1980.
- 72 -
S
R
- Nie żartujesz? Co się z nią stało? - %7łyje i mieszka w Avecote.
- Niebywałe! Ile ma lat?
- Dobiega osiemdziesiątki i umysłowo jest nadzwyczaj sprawna. Pani Robbins
zapewnia, że jej ciotka zawsze chętnie opowiada o Grace Latimer, więc w każdej
chwili możemy ją odwiedzić.
- Chodzi o twój dom, więc ty z nią rozmawiaj.
- Pierwszy raz chyba sam do niej pójdę, ale potem możemy iść razem.
Po lunchu znowu karczowali ogród, słuchając koncertu muzyki poważnej. Gdy
orkiestra umilkła, Patrick mocno uderzył się w czoło.
- Co za bałwan ze mnie! Kończymy, bo to przecież twój jedyny wolny dzień.
Wczoraj zle się czułaś, a ja dziś tak cię wykorzystuję.
- Wyzysk człowieka przez człowieka. A fe! - zażartowała. - Lubię pielić, ale
powoli mam dość. - Popatrzyła na to, co zrobili. - Przyznaj, że już jest trochę lepiej.
- Głównie dzięki tobie. Dobrze się nam pracuje razem, prawda? Teraz
odpoczniemy na leżakach, bo przy takiej pogodzie szkoda siedzieć w domu.
- Idę się obmyć, ale to długo nie potrwa.
Jednak umyła nawet włosy. Po kąpieli włożyła różową bluzkę, niebieskie
spodnie i granatowe sandały. Wrzuciła brudne rzeczy do torby, lekko pomalowała usta
i zeszła na dół.
- Rzeczywiście się uwinęłaś.
- Szkoda mi słońca. Idz teraz ty, a ja zaparzę herbatę.
Wrócił w beżowych spodniach i koszuli. Hester czekała na niego w ogrodzie,
czytając gazetę. Usiadł obok i wziął drugą gazetę, lecz po chwili ją odłożył,
przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ i mruknÄ…Å‚ zadowolony:
- Ale cudowny dzień.
- Udało się nam z pogodą. Ostatnio co niedziela padało.
- Nie mówiłem o pogodzie - rzekł, biorąc ją za rękę.
Na moment przestała oddychać i speszona odwróciła głowę. Patrzyła na zielone
drzewa, różowe i czerwone piwonie oraz biały bez.
- Gdy uporasz się z zielskiem, będziesz miał śliczny ogród - powiedziała
rozmarzona. - Ale czy nie powinieneś więcej czasu poświęcać pracy nad książką?
- 73 -
S
R
- Postanowiłem pisać przez sześć dni w tygodniu, bez niedziel. Chyba że będzie
padać. - Zacisnął palce na jej dłoni.
- Wolałbym jednak wszystkie niedziele spędzać tak jak dzisiejszą. Z tobą.
ROZDZIAA ÓSMY
Propozycja, aby wspólnie spędzać każdą niedzielę, tak ją zaskoczyła, że
siedziała bez ruchu, ze spuszczonymi oczyma.
- Czyżbyś zaniemówiła ze strachu? - zapytał Patrick chłodno. - Nie bój się, nic
ci nie grozi. Na razie wystarczą mi niedziele, które będziesz miała wolne.
Uniosła głowę, spojrzała w błyszczące szarozielone oczy i powtórzyła ledwo
dosłyszalnie:
- Na razie?
- Tak. Bo jeżeli będę chciał za dużo za wcześnie, możesz się wystraszyć.
- Dlaczego tak sÄ…dzisz?
- Trochę cię poznałem. I próbuję powoli, lecz wytrwale zdobyć twoje łaski. -
Uśmiechnął się kwaśno. - Normalnie postępuję z kobietami inaczej.
- Czemu przypisać wyjątek?
- O tym porozmawiamy pózniej. - Zerwał się i pociągnął ją za rękę. - Najpierw
kolacja.
Hester wolałaby natychmiast zaspokoić ciekawość, ale mimo to bez słowa
sprzeciwu poszła do kuchni, skąd dolatywał zapach potrawki. Pomogła nakryć do
stołu i wstawiła placek do piekarnika.
- Uważam, że za często mnie karmisz - powiedziała, chrupiąc orzeszki.
Patrick uśmiechnął się protekcjonalnie i rzekł:
- Nie tak często, jak bym chciał.
Hester poczuła, że zalewa ją fala szczęścia, a nie podejrzewała, że jest jeszcze
zdolna do doznawania takiego uczucia. Przy kolacji rozmawiali o pisaniu książek i o
rzezbieniu mebli.
- 74 -
S
R
- Nie powiedziałaś mi nic o sprawach sądowych - zauważył Patrick. -
Dlaczego?
- Nigdy o nich nie mówię.
- A lubisz ten społeczny obowiązek?
-  Lubię" nie jest najlepszym określeniem - odparła po namyśle. - Niektóre
sprawy są wręcz żałosne i na początku bardzo mnie przygnębiały. Ale na wiele rzeczy
można się uodpornić. I ponieważ stale mam do czynienia z cudzymi kłopotami, na-
uczyłam się widzieć moje w odpowiedniej perspektywie.
- Masz ich dużo?
- Każdy ma mola, co go gryzie. - Podejrzanie zalśniły jej oczy. - Sądzę, że
jednym z nich teraz będzie Tim. Jutro muszę powiedzieć mu parę słów do słuchu.
Na czole Patricka pojawił się mars.
- Spotkacie siÄ™ jutro?
- Tak. Zamówiłam u niego kilka roślin do ogrodu i wczoraj powiedział, że
nadeszły. Odbiorę je w drodze z pracy.
- Może chcesz, żebym ja pojechał i porozmawiał z nim po męsku?
- Nie, potrafię sama wygarnąć, co trzeba.
Aby złagodzić wrażenie ostrych słów, uśmiechnęła się przymilnie.
- Ale bardzo ci dziękuję.
Z grubsza sprzątnęli kuchnię i wyszli do ogrodu, aby cieszyć się pięknym
wieczorem. Hester była zadowolona i przyjemnie odprężona.
Gdy usiedli, Patrick zamknął jej dłoń w swojej. Przez chwilę rozmawiali o
wszystkim i o niczym, a potem umilkli. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, więc
milczenie ich nie krępowało.
Po pewnym czasie zerwał się wiatr i wieczorną ciszę zakłócił szum liści w
koronach drzew. Hester poczuła, że Patrick coraz mocniej zaciska palce na jej dłoni,
więc odwróciła głowę. Zorientowała się, że przez cały czas ją obserwował.
Teraz wstał i pociągnął ją ku sobie. Zarzuciła mu ręce na szyję i z błogim
westchnieniem przytuliła się do niego. Jedną ręką objął ją w talii, a drugą podtrzymał
głowę i delikatnie pocałował w ucho.
- 75 -
S
R
- Wtedy w sądzie od razu zauważyłem twoje usta - szepnął. - Miałaś gładko
zaczesane włosy i oczy skryte za wielkimi okularami, ale ust nie zdołałaś ukryć.
Pomyślałem o dojrzałych brzoskwiniach i o tym...
Pocałował ją w usta. Tym razem oddała pocałunek, i to tak namiętnie, że się
zachwiał, a mimo to objął ją jeszcze mocniej. Hester zdawało się, że pieszczotom nie
będzie końca. Nagle Patrick odsunął się, wziął ją za rękę i poprowadził do domu.
- Chcę cię wziąć na kolana, więc chodzmy do gabinetu. Dom nie jest wygodnie
urządzony, ale trudno. Czy nie mogłabyś przyspieszyć dostawy? Kiedy wreszcie
dostanÄ™ kanapy?
Odebrała to jako krytykę, więc mruknęła ze złością:
- Aóżko ci nie wystarcza?
Zorientowała się, jak to wypadło i oblała szkarłatnym rumieńcem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •