[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Absolutnie nie - dodała lady Mary.
_ Zostaniemy do końca - powiedziała baronowa.
W oczach Minervy zabłysły łzy. Objęła przyjaciółki.
_ Czyż one nie są kochane? Takie lojalne. Takie honorowe. _ I takie głupie - wymruczała pod
nosem Caroline.
_ Co powiedziałaś? - spytała ciotka. Caroline nie musiała jej jednak odpowiadać, z sytuacji
wybawił ją Jasper.
_ Panna Ehnhart i wielebny Tilton chcą się z panią zobaczyć, lady Pearson. Twierdzą, że to sprawa
niezwykłej wagi. Zaprowadziłem ich do salonu.
Caroline nie miała ochoty opuszczać kuchni. Chciała tu być, kiedy Ferrington i Freddie wyjdą z
piwnicy. Nie mogła jednak lekceważyć panny Elmhart.
_ Minervo, musisz zatrzymać tutaj pana Ferringtona, dopóki nie uda mi się pozbyć moich gości.
Zrób cokolwiek, ale nie pozwól, by Freddie i pan Ferrington opuścili ten dom, dopóki nie wyjdzie
panna Elmhart. - Myślisz, że mogę na ciebie liczyć?
- Zrobię, co będę mogła.
Caroline wysiliła się na pewny siebie uśmiech.
_ Chodzmy więc, Jasper, przywitać się z gośćmi. Gdy dochodziła do drzwi, dobiegł ją głos
Minervy: - Sądzę, że on nas nie zdradzi.
- Kto taki?
_ Pan Ferrington. Nie zdradzi nas na pewno. Reszta kobiet skinęła uroczyście głową. Caroline nic
na to nie odpowiedziała.
Gdy weszła do salonu, panna Elmhart i wielebny Tilton pogrążeni byli w przyciszonej rozmowie.
Pełne kwiatów wazony nadal zdobiły stoły, biurko i kominek, nadając pomieszczeniu odświętny
wygląd i napełniając go intensyw nym zapachem. Caroline dyskretnie zakaszlała. Goście od wrócili
się nagle, jakby przyłapani na jakimś niecnym uczynku.
- Panno Elmhart, pastorze Tilton, miło mi państwa widzieć.
- Weszła do pokoju, wyciągając do gości ręce.
Wielebny, jej jedyny konkurent, spojrzał na nią, jakby miał ochotę przyjąć podaną dłoń, ale panna
Elmhart zmroziła go wzrokiem. Wycofał się więc, mrucząc coś bez związku. Zazwyczaj był bardzo
rumiany, ale teraz jego twarz przybrała barwę buraka. Wsunął na nos okulary.
Panna Elmhart, wysoka koścista kobieta, która wyglądała jak typowa guwernantka, skrzyżowała
ręce na piersiach.
- W zasadzie nie chcieliśmy pani, składać tej wizyty wspólnie, lecz kiedy spotkaliśmy się u pani na
schodach, okazało się, że przyszliśmy w tym samym celu.
Caroline we wdowiej żałobie, która nadawała jej wygląd osoby wysoce moralnej i pobożnej,
uÅ›miechnęła siÄ™ z udawa¬nym spokojem.
- Tak? Przykro mi to słyszeć. Niestety, nie mogę państwa teraz przyjąć z bardzo ważnego powodu.
Czy pozwolą państwo, że złożę im wizyty dzisiaj nieco pózniej? - Zmiało ujęła gości za ręce i
zaczęła prowadzić do wyjścia.
Panna Elmhart zaparła się w pół kroku.
- Chodzą pewne plotki - powiedziała bez wstępu.
- Tak - dodał nerwowo wielebny. - Lady Dimhurst przyszła do mnie dzisiaj rano ...
- I do mnie - weszła mu w słowo panna Elmhart.
- Jest bardzo zaniepokojona - ciÄ…gnÄ…Å‚ pastor.
Caroline otworzyła szeroko oczy, udając zdziwienie.
- Zaniepokojona? Co takiego mogło ją zaniepokoić? Nagle z głębi domu dobiegł kłótliwy głos
Freddiego.
- Caroline? Caroline, gdzie jesteÅ›, do licha?
- Kto to taki? - Panna Elmhart zachowywała się jak chart wyczuwający zdobycz.
- Mój szwagier - wyjaśniła uprzejmym tonem przez zaciśnięte zęby.
Słyszała, jak Minerva mówi coś do niego; dzwięk ich głosów rozbrzmiewał po całym holu. Nie
zwlekajÄ…c dÅ‚użej, poprowadziÅ‚a wielebnego i pannÄ™ Elmhart do drzwi, wy¬rzucajÄ…c z siebie
pospieszne słowa.
- Przykro mi, że państwa tak ponaglam, ale to nie jest najlepsza pora na wizytę ...
- Nie dam się zbyć. - Panna Elmhart zaczęła się wyrywać.
Caroline usłyszała, że Freddie idzie do holu.
Do salonu. Musi zatrzymać gości w salonie. Puściła ich w tej samej chwili, w której panna Elmhart
próbowała się jej wyrwać. Nauczycielka z krzykiem potoczyła się do tyłu. Zaczepiła łokciem
wazon z kwiatami i przewróciła go, potrącając jednocześnie kałamarz. Atrament wylał się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]