[ Pobierz całość w formacie PDF ]

je, starając się ukryć zmienioną twarz. Następnie grzebieniem sczesała włosy na
posiniaczoną część twarzy. Pod tak doskonałym kamuflażem, tylko najbardziej
wścibska osoba mogłaby się dopatrzeć czegoś niezwykłego.
Popatrzyła ostatni raz na pokój, by upewnić się, że nic nie zostawiła. Wszystko było
na swoim miejscu. Zostawiła sypialnię w takim stanie, w jakim ją zobaczyła, gdy
weszła tu po raz pierwszy. Otworzyła torebkę, by sprawdzić, czy ma czeki i bilet
powrotny. Gdy zobaczyła paszport i inne ważne dokumenty, westchnęła z ulgą.
Wszystko było w porządku. W skórzanym portfelu miała około stu dwudziestu do-
larów w czekach podróżnych. Nie było to dużo, ale wystarczy na opłacenie noclegu w
hotelu o nieco niższym standardzie niż Belvedere. Chociaż nie chciała dłużej
pozostawać w Chicago, nie miała wyboru. Wiedziała, że nie byłaby teraz w stanie
znieść transatlantyckiego lotu.
Gdy zjeżdżała windą, zastanawiała się, czy nie zapłacić swojego rachunku w hotelu
Belvedere. Jednak perspektywa spędzenia całej nocy w poczekalni lotniska O'Hare
nie wydawała się jej nęcąca po ostatnich kłopotach. Zdecydowała, że musi poszukać
sobie jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mogłaby odpocząć. Gdy dotarła do głównego
foyer, poczuła ulgę. Przy kontuarze nie było nikogo. Mogła spokojnie zostawić klucz,
nie podając recepcjonistce powodów wcześniejszego wyjazdu.
Rozejrzała się szybko wokół i podeszła do szklanych, szerokich drzwi, które
automatycznie rozsunęły się przed nią. Gdy schodziła, pod główne wejście
podjechała taksówka, z której wysiadła para starszych ludzi. Sara poczekała, aż
pasażerowie uregulują rachunek i podeszła. Kierowca, pulchny Włoch z długim,
tłustym kosmykiem zaczesanym na łysą czaszkę, popatrzył na nią pytająco.
- Chciałabym pojechać do innego hotelu. Czy jest gdzieś w pobliżu podobny, ale nie
tak drogi jak ten?
Mężczyzna nadął pyzate policzki i gwizdnął z cicha przez szparę w zębach.
- Najlepszy byłby Sheridan.
Z przodu koszuli brakowało mu guzika. Przez szparę widać było zarośniętą skórę.
Sara odwróciła oczy, gdy mężczyzna podrapał się żółtymi od nikotyny palcami po
wystającym brzuchu.
- W porządku - powiedziała z ulgą zadowolona, że rozwiązała jeden problem.
Sheridan wznosił się w odległości około trzech bloków od hotelu Belvedere. Chociaż
znajdował się niedaleko, nie miał podobnego standardu. Sara odczuła to od razu,
spojrzawszy na wykładane plastikowymi płytami, a nie - polerowanym drewnem jak
w hotelu Belvedere - ściany głównego holu. Sarze wydało się, że sztuczna okładzina
sprawia, iż zielone rośliny w foyer nie wyglądają tak naturalnie.
Jej pokój był podobny do poprzedniego. Miał toaletkę i umywalkę. Brak było jedynie
prysznica. Otwarte żaluzje wpuszczały do pokoju szarawe światło pochmurnego
dnia. Sara zdjęła buty, podeszła do okna i opuściła żaluzje.
W ogarniętym półmrokiem pokoju zdjęła bladozieloną sukienkę i żakiet. Powiesiła
ubranie w szafie. Z westchnieniem ulgi padła na pościel o zgaszonym odcieniu różu.
Pokój nie był tak ciepły jak ten, który opuściła przed godziną. Wpełzła pod kołdrę,
zwinęła się w kłębek i zamknęła oczy.
Może zbyt wiele ostatnio przeszła, a może po prostu spała za długo, w każdym razie
sen nie nadchodził. Słowa Dolores wciąż dzwięczały jej w uszach. Jak mogła być tak
głupia? Jak mogła sądzić, że Kirk czuł do niej coś więcej niż pociąg fizyczny? Nie wi-
niła go za to, co się między nimi stało, czy raczej -jeszcze nie stało. Był tylko
człowiekiem i w dodatku mężczyzną. Po głębszym zastanowieniu doszła do wniosku,
że jej fascynacja Kirkiem była widoczna dla wszystkich, nawet dla niego. Kto wie,
może oskarżenia Dolores nie były tak całkiem pozbawione sensu. Gdyby nie
wypadek, kto wie, co mogłoby się wydarzyć tego wieczoru? Dolores w pewien sposób
miała rację. Gdyby Kirk chciał ją wówczas naprawdę uwieść, czy zdołałaby się mu
oprzeć? Była pewna, że nie.
Z jękiem rozpaczy obróciła się na plecy i wpatrywała w sufit. "Dlaczego nie
powiedział mi, że zamierza się z nią ożenić?" Doskonale wiedziała, jak brzmi
odpowiedz. Czyż mógłby liczyć na jej towarzystwo w drodze do Chicago, gdyby
powiedział jej prawdę o Dolores? Z pewnością nie. Jak to określiła Dolores? "Krótki
flirt" - słowa zabrzmiały w jej uszach, raniąc dotkliwie. Nie potrafiła już płakać,
cicho narastała w niej złość.
- Niech cię diabli...! Niech cię diabli, Cameron! -wyszeptała porywczo, wbijając
paznokcie w miękką materię pościeli.
Nagle poczuła tępy ból pod czaszką. Wiedziała, że jej organizm nie poradzi sobie
sam z nadchodzącą migreną. Przechyliła się przez brzeg łóżka, wzięła swą torebkę z
krzesła i wyjęła fiolkę aspiryny. Obok, na stoliku, stał dzbanek z wodą i odwrócona
do góry dnem szklanka. Nalała sobie wody i połknęła dwie tabletki.
Po godzinie już spała. Sen był głęboki, lecz niespokojny. Męczyły ją koszmary. Stała
w ogrodzie Ravenscraig. Była dziwnie ubrana. Zamiast swojej zwykłej sukienki do
połowy łydki, miała na sobie długą białą suknię z przedziwnego, wspaniałego ma-
teriału spływającego w miękkich fałdach aż do ziemi. Jej długie, niesforne włosy
zaplecione były w prosty warkocz, który opadał na plecy. Czoło zdobił wianek z
dzikich kwiatów. W tym pięknym obrazie było jednak coś strasznego. Coś leżało na
jej dłoni. Było wilgotne, gorące i pulsowało z rytmem jej oddechu. Zmusiła się, by
spojrzeć. Na środku dłoni leżała żywa, pulsująca masa - jej serce przebite nożem.
Ciepła krew buchała z rany, przeciekała przez palce Sary i spadała wielkimi
kroplami na ziemię.
Przez chwilę spoglądała na krwawy strzęp. Pózniej z jej gardła wydobył się ostry
krzyk, przerywając ciszę panującą w przyciemnionym pokoju.
Usiadła na łóżku wyprostowana i z przerażeniem patrzyła na swe wyciągnięte ręce.
Ogród i piękna biała suknia zniknęły. Przez parę potwornych minut była tą
nieszczęśliwą, małą kobietą z płaskorzezby znajdującej się w zamku Ravenscraig.
Ale krew, wciąż czuła krew! Jej ręce i cała pościel były mokre! W ciemności
chwiejnie podeszła do okna i uchyliła żaluzje. Odwróciła się i spojrzała na łóżko.
Krew zamieniła się w wodę. Spojrzała teraz na swoje ręce i roześmiała się
histerycznie. Podczas snu musiała się gwałtownie poruszyć i rozlać resztę wody,
która została w szklance.
Była już druga - pora obiadowa, ale Sara nie czuła głodu. Odwróciła kołdrę na drugą
stronę, wilgotną powierzchnią do góry i z powrotem wślignęła się do łóżka.
Pomyślała, że jeśli zgłodnieje, zejdzie na kolację. Teraz chciała odpocząć.
Była godzina dziewiętnasta, gdy w końcu zdecydowała się opuścić pokój. Umyła się i
włożyła prostą luzną sukienkę z cienkiej białej bawełny, której dekolt ozdobiony był
delikatnym haftem ludowym. Materiał ułożył się miękko na jej smukłej sylwetce,
gdy spięła suknię czarnym paskiem w talii. Zrobiła delikatny makijaż. Jedynie
siniak na policzku, pamiątka po wczorajszym wypadku, został pokryty podwójną
warstwą pudru i zasłonięty falą włosów.
Ponieważ nie czuła się na siłach chodzić w szpilkach, włożyła pantofle na niższym
obcasie. Przespacerowała się po pokoju, spoglądając w duże lustro na ścianie. Jej
twarz była wciąż blada, a zielone oczy wyglądały na bardzo duże i lśniły jakimś
gorączkowym blaskiem. Nie chciała wyglądać tak blado, użyła więc ciemniejszej niż
zwykle pomadki. Spojrzała znowu w lustro. Wydało jej się, że szminka jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •