[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czegoś zaniedbali, że czegoś ważnego nie zdążyli powiedzieć i nie mogą tego
odżałować."
Możliwe, że grzeszyła tak mniemając, ale nie miała sobie nic do wyrzucenia.
Pamiętała tyle wdzięczności ze strony Waleriana, jego ostatnie słowa w życiu
były podzięką. I chociaż podejrzewała się o pychę, ufała Bogu, że jej przebaczy,
myślała, że ją lubi. I że to jego nakaz wypełnia, tak kochając życie, ludzi i
świat.
Wracała ogrodem, okrążyła dom, wchodziła przez ganek i korytarz do kuchni.
Józiowa wyruszała na targ i zabierała ze sobą Floriana.
- Rybkę dzisiaj zrobimy, proszę pani dziedziczki - mówiła Józiowa
- rybkę w sosie beszamelowym, zapiekaną z kartofelkami. Barszczyk postny,
pierożki z grzybkami, krem czekoladowy na trzecie, a na jarzynkę może endywii
dostanę u kupca.
Pani %7łancia prosiła tylko, żeby barszczyk nie był aby za słodki, żeby pierożki
były kruche, tak jak już Józiowa potrafi. A Józiowa mówiła:
- Pan dziedzic nieboszczyk lubił, żeby dodać pieprzu do pierożków. Zawsze były
smaczniejsze. Ale młodzi państwo nie lubią nic ostrego.
795
Zpiew pani %7łanci rozlegał się w mieszkaniu od świtania. Salon z fortepianem
leżał w innej stronie domu niż sypialnia. To było miejsce, gdzie nie
przeszkadzała o tym czasie nikomu. Po pokojach działał już lokaj Eustachy. Pani
%7łancia chodziła za nim, śpiewając Kiedy ranne wstają zorze, i śledziła, czy nie
zostawił gdzie kurzu. Czasami siadała przy fortepianie i przypominała sobie
dawne walce.
Lorsque tout est fini, quand se meurt Vo-o-otre beau reve, Pourquoi pleurer les
jours eniuis, Regretter les songes partis?...
Zniadania jadła sama, gdyż młodym państwu Eustachy zanosił je na górę. Przy
stole usługiwał Florian, przystawała koło krzesła Józiowa albo Marynka. Cały
boleborzański świat trwał nieumarły, pamięć pana Waleriana żyła w rozmowach,
wspomnieniach i nie-gasnącej miłości.
Samochód czekał, Zenon zbiegał z góry. Odnajdywał matkę pośród mieszkania i
całował jej ręce. Zawsze się dziwił, że już wstała, a ona odpowiadała niby
kpiąc:
- Co to wstałam! Całe gospodarstwo już obeszłam! Zbudziłam wrony w parku,
nakarmiłam wróble w ogrodzie, dowiedziałam się, co jest na obiad, dopilnowałam
prasowania bielizny dla infanta. A śpiewaniem was nie pobudziłam?
Zenon jeszcze raz uspokajał, że głos z salonu do sypialni nie dochodzi, i jechał
do biura.
Z Elżbietą spotykały się przy dziecku na górze. Pani %7łancia mówiła o synowej, że
jest matką rozsądną, nie przesadną, że dziecko dobrze chowa. Obie z uwagą
przyglądały się jego kąpieli, jego jedzeniu, jego złemu i dobremu humorowi.
Często płakał, niekiedy także się śmiał. Gdy był nagi, zadzierał tłuste nóżki do
góry z niedołężnym wdziękiem, a one całowały go w rączki i podeszwy.
Pani %7łancia dawała naturalnie swej synowej rady i nauki, zawsze jednak w formie
pochwały: "Dobrze robisz, że go tak od małego hartujesz. Dobrze robisz, że
dłużej rano się wysypiasz. Dobrze robisz, że dbasz o siebie." Z pokoju
dziecinnego szła za Elżbietą na chwilę do sypialni i chwaliła dalej: "Dobrze, że
na noc kwiaty każesz wystawiaS
do korytarzyka, bo to w nocy niezdrowe." Oglądała negliże, koszule nocne, słoiki
na toalecie. "Dobrze, że dbasz o siebie" - powtarzała. - "Kobieta nie powinna
się zaniedbywać. Zliczną masz pidżamę, to pewno także z Warszawy."
Elżbieta przyzwyczajona do stałej dezaprobaty pani Cecylii, grzała się w tej
atmosferze pochwał. Nie czuła w nich pochlebstwa. Pani %7łancia naprawdę
zachwycała się Elżbietą, nie była jak inne matki zazdrosna o syna. Chodziła po
nie sprzątniętym jeszcze pokoju, spoglądała na nie zasłane łóżka. Węszyła ich
miłość, chciałaby słuchać zwierzeń, próbowała pytać. Mówiła, jaki był ojciec
Zenona, jak długo zachował młodość. Gdy jednak zobaczyła, że Elżbieta chmurnieje
i milczy, zrezygnowała od razu, poprzestała na tym, co było widoczne, czego w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]