[ Pobierz całość w formacie PDF ]

budowę swojego ciała. Miles zarumienił się.
- Pod koniec brali już wszystkich. Zrobili mnie werbownikiem. Nigdy nawet nie użyłem
broni. Słuchaj, Suegarze, jak doszedłeś do tego, że jesteś Nim, czy też jednym z Nich? Czy
zawsze byłeś tego świadomy?
- Ta świadomość spływała na mnie stopniowo - przyznał Suegar, siadając ze
skrzyżowanymi nogami. - Jestem tu jedynym obdarzonym Słowem, rozumiesz. - Ponownie
dotknął zwoju szmat. - Przetrząsnąłem cały obóz, ale tylko mnie wyśmiewali. Był to niejako
proces eliminacyjny, wiesz, kiedy tak poddawali się jeden po drugim, wszyscy oprócz mnie. -
Ach. - Miles również usiadł, posykując z bólu. %7łebra porządnie dadzą mu się we znaki w ciągu
kilku następnych dni. Wskazał głową szmacianą bransoletę. - Czy w tym chowasz swoje
Pismo? Mogę zobaczyć?
136
Jakim cudem Suegar mógł wejść w posiadanie płytki z plastyku, kawałka papieru, czy w
ogóle czegokolwiek, w miejscu takim, jak to?
Suegar przycisnął do siebie obronnym gestem ręce i potrząsnął głową. - Zrozum, od
miesięcy próbują mi to odebrać. Ostrożność nigdy nie zawadzi, dopóki nie udowodnisz, że
jesteś Nim. Sam szatan potrafi cytować Pismo. Tak, dokładnie to miałem na myśli... Kto wie,
jakie wskazówki mogło zawierać  Pismo Suegara? No nic, może pózniej. Na razie ciągnij tę
samą melodię. - Czy istnieją jakieś inne znaki? - zapytał Miles. - No wiesz, nie mam pojęcia,
czy jestem tym twoim Nim, ale i nie mogę mieć całkowitej pewności, że nim nie jestem. W
końcu dopiero co się tu zjawiłem.
Suegar ponownie potrząsnął głową.
- To zaledwie pięć czy sześć zdań. Trzeba co nieco dopowiadać tu i ówdzie.
Jasne. Miles nie wypowiedział tej myśli na głos.
- Jakim cudem je zdobyłeś? Chyba nie tutaj?
- W Porcie Lisma, rozumiesz, tuż przed tym, jak nas schwytano - odrzekł Suegar. -
Strzelanina. Jeden z moich obcasów trochę się poluzował i stukał podczas chodzenia. Zmieszne,
że wśród straszliwego zgiełku, taki drobiazg mógł człowiekowi zalezć za skórę. Natrafiłem na
biblioteczkę z oszklonymi drzwiami, autentyczne stare książki. Zbiłem szybę rękojeścią broni,
wydarłem z jednej książki kartkę i złożyłem, by wetknąć ją do obcasa, żeby wreszcie przestał
stukać. Nawet nie spojrzałem na tę książkę. I nie wiedziałem, że to Pismo, dopiero pózniej. A
przynajmniej domyślam się, że to Pismo. W każdym razie tak właśnie brzmi. To musi być to.
Suegar nerwowo nawijał na palec kępę włosów z brody. - Kiedy czekaliśmy aż nas
oporządzą, ot tak, zwyczajnie wyjąłem zwitek z buta. Trzymałem w ręku - strażnik zauważył,
ale mi nie zabrał. Pewnie sądził, że to po prostu zwykły kawałek papieru. Nie wiedział, że to
Pismo. Kiedy nas tu wepchnięto, nadal ściskałem je w dłoni. Jedyny fragment tekstu,
znajdujący się w obozie, czujesz to? - dodał z dumą. - To musi być Pismo.
- No dobrze... teraz musisz dobrze pilnować - poradził mu uprzejmie Miles. - Skoro
zachowałeś je już tak długo, niechybnie zostałeś do tego przeznaczony. - Tak... - Suegar
zamrugał.
Azy?
- Jestem tutaj jedynym, na którym spoczywa jakieś zadanie, prawda? Zatem muszę być
jednym z Nich.
- Pewnie tak - przyznał Miles. - Powiedz mi - ogarnął wzrokiem rozległą, monotonną
przestrzeń wokół - jakim sposobem udaje ci się poruszać tutaj i nie zgubić drogi? - %7ładnych
oznaczeń ani drogowskazów. Milesowi nasunęło się skojarzenie z kolonią pingwinów, choć te
najwyrazniej nie miały kłopotów z odnalezieniem swoich ukrytych między skałami siedzib.
Będzie musiał przyjąć kategorie myślenia pingwinów. Lub też zdobyć jakiegoś, by go
poprowadził. Zerknął na swojego przewodnika, który błądził gdzieś myślami, bazgrząc po
piasku. Oczywiście koła.
- Gdzie tu jest jakiś punkt centralny? - zapytał głośniej Miles. - Skąd wziąłeś wodę?
137
- Krany są po drugiej stronie latryn - odparł Suegar. - Ale nie zawsze działają jak trzeba.
%7ładnego punktu centralnego. Zwyczajnie dostajemy racje żywnościowe. Czasami. -
Czasami? - rzucił ze złością Miles. Mógł policzyć żebra Suegara. - Do diabła, przecież
Cetagandanie głoszą wszem i wobec, że traktują swoich więzniów wojennych zgodnie z
nakazami Międzygwiezdnej Komisji Sądowej. Tyle i tyle metrów kwadratowych powierzchni
przypadającej na jedną osobę, 3000 kalorii dziennie, przynajmniej 50 gram białka, dwa litry
wody pitnej. Powinieneś otrzymywać choćby dwa standardowe MKS porcje dziennie. Czy oni
cię głodzą?
- Po jakimś czasie - powiedział z westchnieniem Suegar - przestaje ci zależeć na tym, czy
dostaniesz swoją, czy nie.
Ożywienie wzbudzone niosącym nadzieję pojawieniem się Milesa zdawało się gasnąć.
Oddech Suegara spowolniał, a jego sylwetka przygarbiła się. Wyglądał jakby lada chwila miał
legnąć na piasku. Miles pomyślał, że ich maty dzieliły ten sam los. Tyle że Suegarowi przyszło
znosić to od dawna.
- Słuchaj, Suegarze, sądzę, że gdzieś na terenie obozu przebywa mój krewniak. Kuzyn
mojej matki. Myślisz, że mógłbyś pomóc mi go odnalezć?
- Przydałby ci się krewniak - osądził Suegar. - Niedobrze być tu samemu.
- Zdążyłem się już przekonać. Ale jak tu kogokolwiek znalezć?
- Och, istnieją grupki, tu i ówdzie. Po pewnym czasie każdy trzyma się jednego miejsca.
- Należał do oddziału czternastego. Gdzie mogą teraz być?
- Nie uchowała się żadna ze starych grup.
- Chodzi o pułkownika Tremonta. Pułkownika Guya Tremonta. - Och, oficer. -
Stropiony Suegar zmarszczył czoło. - To komplikuje sprawę. Ty nie byłeś oficerem, prawda?
Jeśli tak, lepiej nie rozpowiadać...
- Byłem urzędnikiem - powtórzył Miles.
... bo niektóre z tutejszych grup nie przepadają za oficerami. Urzędnik. Zatem pewnie
jesteś w porządku.
- A czy ty byłeś oficerem, Suegarze? - zapytał ciekawie Miles.
Suegar spojrzał nań spod zmarszczonych brwi i szarpnął włosy na brodzie. - Armia
Marilac obrócona w perzynę. A jeśli nie ma armii, nie może też być oficerów, czyż nie?
Miles przelotnie rozważył, czy nie lepiej byłoby pozostawić Suegara i nawiązać
rozmowę z pierwszym napotkanym więzniem. Grupki tu i ówdzie. Na pewno podobne do
tamtej piątki. Postanowił zostać z Suegarem jeszcze chwilę. Choćby dlatego, że jego nagość nie
doskwierała mu tak bardzo, gdy przebywał w towarzystwie innej nagiej istoty. - Mógłbyś
zaprowadzić mnie do kogoś, kto należał do czternastego? - Miles ponowił swoją prośbę. - Do
kogokolwiek, kto mógł znać Tremonta choćby z widzenia. - A więc ty go nie znasz?
- Nigdy nie spotkaliśmy się. Widziałem jedynie zdjęcia. Obawiam się jednak, że od
tamtej pory jego wygląd mógł... ulec zmianie.
138
Suegar w zamyśleniu dotknął własnej twarzy. - Tak, być może. Obolały Miles z trudem
dzwignął się na nogi. Kiedy nie miało się na sobie ubrania, pod kopułą panował zaledwie lekki
chłód. Bezszelestny powiew uniósł włosy na jego ramionach. Gdyby był w stanie odzyskać
tylko jeden fragment odzieży, to czy wybrałby spodnie, by osłonić genitalia, czy koszulę, którą
przykryłby krzywe plecy? Pal sześć! Nie ma na to czasu. Wyciągnął rękę, chcąc pomóc
Suegarowi wstać.
- Dalej.
Suegar patrzył na niego z uniesioną głową.
- Zawsze rozpoznam nowego. W dalszym ciągu się spieszysz. Tutaj musisz zwolnić
tempo.
Twój mózg funkcjonuje na zwolnionych obrotach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •