[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne przeszkody uniemożliwiające tę ucieczkę, oczywiście
poza jego własnym sprzeciwem. Czy Prudence wzięła je
pod uwagę? Wypowiedział na głos tę myśl.
- Chyba masz Å›wiadomość, że nie mógÅ‚bym ci pozwo­
lić odejść w taki sposób, nawet gdybym życzyÅ‚ sobie two­
jego wyjazdu.
Potrząsnęła głową, ale nadal kryła przed nim twarz.
- Zamierzałaś odejść stąd, tak jak przyszłaś, z torbą
w rÄ™ku i tym nÄ™dznym kotem pod pachÄ…? Po tym wszyst­
kim, co się wydarzyło? A dokąd to, u licha, miałaś zamiar
iść, jeśli łaska?
Ręce jej opadły i pobladła tak, że Juliusowi ścisnęło się
serce. Zachował dystans, chociaż najchętniej wziąłby ją
w ramiona.
- Wrócę do seminarium. - Zaskoczenie malujące się
na twarzy pana Rookhama sprawiło jej prawdziwy ból.
Wzięła głęboki oddech dla uspokojenia. - Wiem, że pani
Duxford pozwoli mi się tam zatrzymać, dopóki nie znajdę
sobie nowej posady.
Julius zapragnął posłać panią Duxford do piekła,
a wraz z niÄ… caÅ‚e seminarium. Jednak zachowaÅ‚ ten po­
mysł dla siebie.
- A w jaki sposób chciałaś się tam dostać? - zapytał
lakonicznie. - Nawet nie wiesz, czy będzie dziś dyliżans.
Tylko nie próbuj mi wmawiać, że dowiedziaÅ‚aÅ› siÄ™ od ko­
goś ze służby, bo każdy natychmiast przybiegłby z tym do
mnie. - Nagle uderzyÅ‚a go pewna myÅ›l. - A może szuka­
Å‚aÅ› rozkÅ‚adu jazdy u Polmont? To jedyna osoba wÅ›ród do­
mowników, która chętnie pomogłaby ci uciec ode mnie!
- Pani Polmont? Oszalał pan? Wolałabym umrzeć, niż
szukać u niej pomocy!
- W takim razie jak...
- Nie wiem jak! - przerwała mu. - Wiem tylko, że
muszę odejść, i to tak szybko, jak to tylko możliwe.
GÅ‚os Prudence zaÅ‚amaÅ‚ siÄ™ przy ostatnim sÅ‚owie. Roz­
paczliwie próbowała powstrzymać napływające do oczu
łzy. Sięgnęła po list, który położyła wcześniej na biurku
i zgniotła go w dłoni.
- To do mnie?
Kiwnęła głową.
- To teraz bez sensu.
Julius patrzyÅ‚, jak chowa zgniecionÄ… kartkÄ™ w zakamar­
kach płaszcza. Kusiło go, by go jej odebrać i znalezć
odpowiedz na rozpaczliwe pytania, których miał pełną
głowę.
- Nie powiedziałaś mi jeszcze dlaczego, Prudence. Po
ostatniej nocy sądziłem...
- WÅ‚aÅ›nie dlatego, sir. To wÅ‚aÅ›nie ostatnia noc spowo­
dowała problemy.
To był cios w samo serce.
- W takim razie zawiniła twoja pamięć!
Prudence złożyła ręce.
- Ale ja nic nie pamiętam! Mam przed oczami tylko
kilka oderwanych od siebie scen.
Julius spojrzał na nią, nagle podniesiony na duchu.
Skoro nie pamiÄ™taÅ‚a, co siÄ™ miÄ™dzy nimi wydarzyÅ‚o, co zo­
staÅ‚o powiedziane... ? Dobry Boże, czyżby tak szybko za­
pomniał o jej stanie? Czyżby na tyle straciła świadomość,
że to wszystko teraz wydawało jej się jedynie snem?
- Wybacz, Prudence! ZgÅ‚upiaÅ‚em, kiedy ciÄ™ tu zoba­
czyłem. - Zrezygnował z kurtuazji. - Nawet jeśli ty nie
pamiętasz, to ja pamiętam doskonale i znajdę sposób, by
ci wszystko przypomnieć.
- ZostaÅ‚ pan w moim pokoju na caÅ‚Ä… noc, prawda? Ca­
ła służba o niczym innym nie gada, wiem o tym dobrze.
- Zacisnęła palce. - UznaÅ‚am, że lepiej, bym stÄ…d zniknÄ™­
Å‚a, zanim poczuje siÄ™ pan zmuszony, by... by... - Pruden­
ce nie była w stanie tego wykrztusić.
A Julius wybuchnął śmiechem.
- Zmuszony! Tak mało mnie znasz? - W jego oczach
malowała się czułość, ale i determinacja. - Nie kieruję się
poczuciem obowiÄ…zku, Prudence. Zdecydowanie zamie­
rzam się z tobą ożenić.
Serce jej zaczęło bić w szalonym tempie.
- Nie może pan! Nie dopuszczę, żeby się pan poświęcił!
Zanim Prudence połapała się w zamiarach Juliusa,
okrążył biurko, poderwał ją z krzesła i mocno objął.
- Jakie poświęcenie? Ja niczego bardziej nie pragnę!
Nie zdawała sobie sprawy, że położyła dłonie na jego
piersi ani że zwróciła się do niego po imieniu.
- Julius, to niemożliwe. Mówisz to, żeby umniejszyć
moją winę. Och, wiem, że marzyłam, a niektóre z moich
marzeń działy się na jawie, ale wiem też, że nie możesz
mnie pragnąć. Zawsze to wiedziałam.
Julius próbował przyciągnąć ją jeszcze bliżej.
- W takim razie zawsze popeÅ‚niaÅ‚aÅ› olbrzymi bÅ‚Ä…d! Je­
śli nadal będziesz patrzeć na mnie w taki sposób, moja
droga, to skusisz mnie do pocałunku.
Te pieszczotliwe słowa przelały czarę goryczy, więcej
już nie mogła znieść. Kiedy pochylił głowę, Prudence
szybko położyła mu rękę na ustach.
- Nie!
Julius pochwycił natychmiast jej palce, podniósł je do
ust i przytrzymał. Jego spojrzenie wyrażało nieskończoną
czułość.
- Jak mam cię przekonać, moja słodka Prudence?
Jeszcze trochÄ™, a uda mu siÄ™ odwieść jÄ… od postanowie­
nia. Nie wolno do tego dopuścić! Pospiesznie odsunęła
się, by ich ciała się nie stykały.
- Proszę, nie próbuj, Juliusie. Widzisz, ja wiem, że ci
na mnie zależy, zrozumiałam to już jakiś czas temu.
Musiała przerwać, żeby złapać oddech, ale i poczucie
przyzwoitości kazało jej dać Juliusowi chwilę przerwy.
Przeszył go dreszcz złego przeczucia.
- Ale? - podsunÄ…Å‚.
Prudence kiwnęła głową.
- Właśnie, jest tu pewne  ale".
Na ustach Prudence drżał smutny uśmiech. Serce Juliu-
sa ścisnęło się na ten widok.
- Mów.
- Za maÅ‚o ci na mnie zależy, Juliusie. MusiaÅ‚am to so­
bie uświadomić, bo miałeś już niejedną okazję, żeby mnie
poprosić o rÄ™kÄ™. Ale dopiero teraz, pod przymusem, uzna­
łeś oświadczyny za konieczność. - Jej oczy zaszkliły się
od łez. - Aatwiej mi będzie znieść życie bez ciebie niż
z tobÄ… na takich warunkach!
Julius z czułością wziął ją w ramiona. Przez chwilę się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •