[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szabli .
Niedługo po nowym roku (1896) zrobiliśmy wycieczkę na statku Gooka w górę Nilu, aż do
ostatnich placówek cywilizacji w Wady Halfa. Brzegi górnego Nilu nie były bezpieczne, gdyż
można było widzieć bandy Arabów na wielbłądach, gotowe do napaści, statek dawał jednak
dostateczne bezpieczeństwo. Mimo to miałem przekonanie, że kierownicy tych wycieczek biorą
na siebie zbyt wielką odpowiedzialność. Przekonanie to zamieniło się w pewność, gdy raz
znalazłem się na skale Abousir z gromadą turystów obojga płci, w miejscu, gdzie nas nic nie
oddzielało od koczujących krajowców i gdzie między nami a najbliższym posterunkiem
wojskowym płynęła rzeka. Dodani dla bezpieczeństwa naszego czterej żołnierze murzyńscy nie
wskóraliby nic, gdyby się nagle ukazała gromada tych dzikich jezdzców na wielbłądach.
Odniesione wrażenie, dało mi do opracowania takiej sytuacji. W ten sposób powstał utwór  The
Tragedy of Korosko , wydany w Ameryce p.t.  A Desert Drama , którego przeróbka sceniczna
nosiła pózniej tytuł  The Fires of Fate . Prawda, że nas wtedy nic nie spotkało, lecz oficerowie
brytyjscy zgadzali się ze mną, że ryzyko było zbyt wielkie. Ponieważ wszystkie siły pograniczne
miały ochotę posuwać się naprzód pod jakimkolwiek pretekstem, nie miałyby one nic przeciw
temu, gdyby Derwisze dali się znęcić na zastawioną co tydzień pułapkę, w formie grupy
wycieczkowiczów.
Trudno byłoby mi wymienić liczbę świątyń, zwiedzonych przez nas podczas tej wycieczki,
było ich mnóstwo. Niektóre z nich pochodziły z czasów zamierzchłej przeszłości, inne były tak
świeżej daty, jak czasy Kleopatry i Rzymian. Najbardziej znamiennym rysem Egiptu jest
majestatyczna ciągłość jego historii. Gdy się bada grobowce Pierwotnej Dynastii w Abydos,
widzi się rzezbione głęboko w kamieniu wyobrażenia świętego jastrzębia, gęsi i siewki, znaki
Horusa i Ozyrysa, Górnego i Dolnego Egiptu. Rzezby te powstały przed budową piramid, tak że
muszą mieć około czterech tysięcy lat przed Chrystusem. Z kolei ogląda się świątynię
zbudowaną przez Ptolomeuszów, już po Aleksandrze Wielkim, i widzi się znowu te same
symbole, wykute w ten sam sposób. Nie ma drugiego takiego wypadku w dziejach świata.
Cesarstwo Rzymskie i Imperium Brytyjskie nie mogą nawet się porównywać. Mierzone miarą
ciągłości dziejowej Egiptu, czasy Alfreda Wielkiego byłyby po prostu naszym wczoraj, mało co
różnym od naszego dzisiaj. Zda się że tamta rasa uległa jakiemuś skamienieniu, trudno jednak
zrozumieć, że nie uległa naporowi jakiejś młodszej, silniejszej nacji.
Sztuka ich stała niewątpliwie wysoko, ale ich władze umysłowe nie budzą podziwu. Zwieże
odkrycie grobowca królewskiego w pobliżu Teb  piszę te słowa w r. 1924  wykazuje jak
wspaniałymi były ich dekoracje i przybory użytkowe. Lecz sam grobowiec dowodzi niskiej
inteligencji. Myśl, że ciało zużyty zewłok, osłaniający za życia duszę, powinien być
przechowany za wszelką cenę, jest szczytem materializmu. A te setki koszów, pełnych wiktuałów
dla zaopatrzenia duszy! Mam mocne przekonanie, że ludzie z podobnymi pojęciami, musieli być
bardzo słabo rozwinięci umysłowo. To los każdego społeczeństwa, które się poddaje władzy
duchowieństwa.
Ktoś z naszych nowych znajomych poddał myśl, że powinienem zrobić wycieczkę do Słonych
Jezior leżących jakieś pięćdziesiąt mil od Kairu i zwiedzić tam starą pustelnię koptyjską. Te
pustelnie, siedziby świętych i maniaków na przemian, budziły we mnie wielkie zainteresowanie,
gdyż pochodziły one z czasów wczesnego chrześcijaństwa. Wprawdzie data ich powstania jest
często niepewna, lecz wszystkie szczegóły wskazują na starożytność, nie ulega zaś wątpliwości,
że były one wytworem pustelników, którzy zaludnili tę pustynię w trzecim i czwartym wieku po
Chrystusie.
Zostawiwszy żonę w hotelu, wybrałem się z pułkownikiem Lewisem, z armii egipskiej,
świetnym towarzyszem i doskonałym przewodnikiem. Przybywszy do małej stacji zastaliśmy
tam dziwaczny pojazd, oczekujący naszego przybycia. Przypominał on powozy, używane w
cyrku. Okazało się, że był to powóz dworski, przygotowany ongiś dla Napoleona JJI, który miał
przybyć w celu otwarcia Kanału Sueskiego. Musiała to być niezła robota, skoro, był jeszcze
zupełnie dobry do użycia. Jedynie jego złocenia i koronkowe firanki raziły na tle majestatycznej
prostoty Pustyni Libijskiej.
Wsiadłszy do tego powozu ruszyliśmy naprzód, mając za przewodnika jedynie ślady kół w
piasku, które w miejscach bardziej ubitych były prawie niedostrzegalne. Dokoła nas
rozpościerała się nieprzemierzona żółta pustynia piasku, zaś w dali za nami wiła się wstęga
drzew zielonych, znacząca bieg Nilu. Raz ujrzeliśmy przed sobą jakiś czarny punkt, który w
miarę zbliżania się, przybrał postać krajowca. Doszedłszy do nas, otworzył on czarne, spieczone
usta i zawołał:  Moya! Moya! , co znaczyło:  Wody! Wody . Nie mając ze sobą nic do picia, nie
mogliśmy ugasić jego pragnienia, lecz wskazaliśmy na widniejącą za nami zieloną wstęgę, ku
której nieszczęsny wędrowiec ruszył, zataczając się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •