[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Blake już otworzył usta, by ponownie zapewnić ją o tym,
że pomimo śladów okaleczeń i tak jest dla niego
najpiękniejsza, ale się powstrzymał. Biedna, jak strasznie
musiała cierpieć, pomyślał. Ach, gdyby ten drań, odsiadujący
teraz resztę wyroku w Sacramento, nawinął mu się pod rękę...
Pochylił się i delikatnie zaczął całować po kolei blizny na
ciele Sawanny.
- Naprawdę, nie powinnaś o nich myśleć. One nic nie
znaczą - zapewnił, napotykając jej wzrok.
Wytrzymała jego spojrzenie, a potem wyciągnęła ręce i
zaczęła mu powoli rozpinać guziki koszuli. Była jednak zbyt
zdenerwowana, by sobie z nimi poradzić, miała palce jak z
drewna. Zniecierpliwiona, szarpnęła skraj koszuli i guziki
posypały się po dywanie. Równie niezdarnymi ruchami
pomogła mu ją zdjąć. Na muskularnej piersi Blake'a
zatańczyły złociste cienie. Sawanna położyła na niej szeroko
rozwartą dłoń. Pod ręką wyczuła napięte mięśnie i bijące
miarowo serce. Przywarła ustami do jego skóry, czuła teraz jej
smak i zapach.
To doprawdy zabawne, pomyślał Blake, poddając się jej
pieszczotom. Co za niebywała przemiana! Jeszcze przed
chwilą była tak zakłopotana i niepewna siebie, a teraz sytuacja
wygląda niemal odwrotnie. Gotów stracić głowę! Miał
przecież trzydzieści trzy lata i od ładnych paru lat zadawał się
z kobietami. Ale teraz, z Sawanną, czuł się niemal jak
nowicjusz.
Za oknem miarowo padał deszcz. Słychać było odgłosy
błąkającej się burzy. Gdzieś niedaleko uderzył piorun,
błyskawica rozświetliła jeszcze bardziej pokój i Sawanna
zobaczyła twarz Blake'a, zmienioną w grymasie rozkoszy. A
więc nie jest taki nieczuły na tę broń, jaką dysponujemy my,
kobiety, pomyślała z satysfakcją. Ten krótki moment, kiedy
przejęła inicjatywę, przywrócił jej na nowo zdolność
koncentracji.
Z gardła Blake'a wydobył się chrapliwy jęk, kiedy poczuł
na piersi dotknięcie jej wilgotnego i gorącego języka.
Przyciągnął mocniej Sawannę do siebie, a ona, jakby w
odpowiedzi na ten gest, wsunęła głębiej kolano między jego
uda.
W pośpiechu pozbyli się reszty ubrań. Blake runął na nią
niczym dzika bestia. Był niezmordowany i bezlitosny,
wdzierał się w nią, jakby chciał ją rozszarpać, robił to z takim
zapamiętaniem i zaciekłością, jakby chciał posiąść każdy
kawałek jej ciała, ale Sawanna, która po raz pierwszy od roku
czuła się znowu w pełni kobietą, tego właśnie potrzebowała.
Wbijając mu paznokcie w plecy i oplatając ciasno nogami
biodra, przywarła doń z całej siły; nie widziała nic, nie
słyszała nic, czuła tylko bezbrzeżną rozkosz. Zwinne ręce i
świadome usta Blake'a wpędzały ją w trans. I wreszcie jej
ciałem zaczął wstrząsać, jeden po drugim, spazm rozkoszy.
Blake patrzył w jej otwarte, niewidzące oczy. Słyszał, jak
Sawanna raz po raz wypowiada jego imię. Opadł na nią znowu
i mocno przycisnął ciężarem całego ciała do podłogi.
- Jesteś niebywała - szeptał jej do ucha. - Zupełnie
niebywała.
Dziewczyna leżała wyczerpana. Czuła się wspaniale. Była
szczęśliwa i ciągle oszołomiona. Nie przypuszczała, że może
być aż tak... I nagle, ku jej zdziwieniu, zrobili to jeszcze raz.
Wystarczyło, żeby ją tylko dotknął, a poczuła, że chce tego
znowu. Znowu widziała nad sobą twarz Blake'a, mokrego od
potu, niestrudzonego. Wzięła go w siebie mocno, głęboko. Ich
palce splotły się kurczowo, ciała poruszały w jednym rytmie.
Burza ucichła. Niebem wędrował jasny księżyc. I oni
wędrowali razem z nim.
Obudziła ją cisza. Pracowity szum deszczu, który sączył się
w jej sen, nagle ustał. Usiadła na łóżku zdezorientowana.
Wszystko wokół wyglądało jakoś dziwnie. .. Zaraz potem
przypomniała sobie to, co się zdarzyło.
Leżała w łóżku Blake'a. Wniósł ją tutaj na rękach, kiedy
skończyli się kochać. Ale to był, jak się okazało, jedynie
początek. Miała wrażenie, że możliwości Blake'a są wprost
nieograniczone.
Jednak dzięki niemu wiele dowiedziała się także o sobie.
Wprawił ją w taki stan podniecenia i euforii, o jaki nigdy
dotąd siebie nie podejrzewała. Sam nie domagał się od niej
niczego, ale to właśnie ją ośmielało, zachęcało jej ręce i usta
do coraz bardziej wyrafinowanych pieszczot. Mimowolnie
nauczyła się spełniać wszystkie jego zachcianki bez
jakichkolwiek słów zachęty z jego strony.
Co ona właściwie wyprawia? Idzie do łóżka z mężczyzną,
którego zna zaledwie od dwudziestu czterech godzin! Wczoraj
zupełnie się zatraciła, tak, to był jakiś miłosny szał, ale dzisiaj,
w bladym świetle poranku, wszystko wyglądało trochę
inaczej. Rzeczy odzyskiwały proporcje, ich bezapelacyjna
oczywistość przywołała ją do porządku. Najlepiej zrobi, jeżeli
zapomni o tym, co się wydarzyło ubiegłej nocy, skończy to, co
jeszcze zostało do nagrania i wyjedzie. Odrzuciła
gwałtownym ruchem kołdrę i wyskoczyła z łóżka niczym z
płonącego samochodu. Syknęła z bólu. yle postawiła stopę i
omal nie skręciła nogi.
Musi po prostu powiedzieć Wintersowi, że wprawdzie jest
wspaniałym kochankiem, ale ona nie zamierza wplątywać się
w takie historie od nowa. Dla ich wspólnego dobra, bo kto
wie, może jeszcze kiedyś będą razem pracowali, powinni więc
wrócić do kontaktów czysto zawodowych. Wzięła szybki
prysznic, równie szybko ubrała się i uczesała, a potem zeszła
na dół, do kuchni.
Na ekspresie do kawy znalazła napisaną jego ręką
karteczkę, z której dowiedziała się, że poszedł na plażę. Nie
wspominał jednak, że będzie tam na nią czekał. To bez
znaczenia. Tak czy inaczej, powinna rozmówić się z nim jak
najszybciej. Zeszła do holu i zdjęła z wieszaka gumowy
płaszcz, a po chwili zbiegała już stromymi schodami po
skalnym urwisku. Nad wodą unosiła się jeszcze mgła.
Przybrzeżne skały sterczały ponad nią niczym grzbiety
prehistorycznych potworów.
- Uważaj, bo skręcisz sobie kark! - Usłyszała wołanie. To
był głos Blake'a. Za chwilę wynurzył się z mgły kilka metrów
powyżej miejsca, w którym się zatrzymała. - Idzie przypływ i
może okazać się dość niebezpieczny dla kogoś, kto zabłądzi w
tej mgle - powiedział.
Blake obserwował ją już przez dłuższą chwilę. Przyglądał
się, jak schodzi w dół, na plażę. Czuł się niewyraznie. Bardzo
się na sobie zawiódł. Nie spodziewał się, że jej widok tak go
poruszy.
Kiedy obudził się rano, był pewny, że wreszcie uwolnił się
od swego męczącego pragnienia. W końcu miał ją wczoraj i
powinien uznać ten rozdział za zamknięty. Tymczasem wcale
się na to nie zanosiło.
Podeszła bliżej. Cienie pod oczami i lekko wpadnięte
policzki zdradzały natychmiast, że nie miała wiele czasu na
sen tej nocy.
Jej usta wydały mu się jeszcze bardziej wydatne i
zmysłowe, kuszące. Blake poczuł skurcz w dołku. Dziś rano
pragnie jej nie mniej niż wczoraj...
- Wcześnie wstałaś - powiedział obojętnym tonem, starając
się ukryć budzące się podniecenie.
- Ty też. - Usłyszał w odpowiedzi.
Stali o kilka kroków od siebie, a oboje mieli poczucie,
jakby rozciągała się między nimi przepaść, jakby stali na
przeciwległych brzegach Wielkiego Kanionu, pomyślała
Sawanna. Starała się zajrzeć mu w oczy, ale odwrócił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]