[ Pobierz całość w formacie PDF ]
marketingowcy ostrożnie ustalali ceny, żeby specyfiki nie
był za drogie, ale też nie za tanie. %7łeby nie detonowały
portmonetek, ale by cena dowodziła mocy. Dlatego też
farmaceutka, zamiast mówić wszystkie te środki są po
dobne, żaden nie działa", czytała ulotki naszpikowane
naukowym żargonem. Przecież im mniej zrozumiały język,
tym większa moc leku! I najdziwniejsze, że te tabletki na
prawdę pozwalały ludziom poczuć się lepiej. Wystarczy
mocno uwierzyć, a zadziała - wiadomo. I zawstydziłam
się, że przecież nie ma co pogardzać cudzą wiarą, bo i mnie
to dotyczy. Sama też trzymałam się nadziei na podob
ny cud, który nastąpi w moim wypadku, gdy nasikam
na okienko testu ciążowego. Audziłam się z powodów,
które mnie samej wydałyby się śmieszne - jeśli mocno
uwierzę w wybrany wynik, to taki właśnie będzie.
O ile uda mi się oczywiście kupić ten test w ogóle...
Paniusia nie miała zamiaru odejść od okienka.
- Wobec tego ja jednak poproszÄ™ tabletki z rekinem.
Takie, jak ma sąsiadka! - zdecydowała w końcu, a ja ode
tchnęłam z ulgą.
Farmaceutka sięgnęła z powrotem na półkę, zniecierp
liwieni ludzie stojący w kolejce obserwowali uważnie
każdy jej ruch. Ciach - dłoń sprawnie wysunęła jedno
z szeregu identycznych opakowań.
- A ja wiedziałam! %7łe właśnie to pudełko pani wezmie!
253
- niespodziewanie ucieszyła się klientka. - Bo ja czarow
nica jestem, wie pani?
- NaprawdÄ™?
- Przysięgam, ja mam takie przeczucia i wszystko mi się
sprawdza!
Szlag mnie trafił po raz kolejny - ja tu się spieszę, a te
mają czas na pogaduszki! Aptekarka niespiesznie nabiła
kod.
- I byłabym zapomniała, jeszcze to! - Kobieta wyciągnęła
asa z rękawa: miała dodatkowo receptę. Kolejka za mną
westchnęła, poruszona. Ja zaś zaczęłam rozważać, czy nie
pojechać do innej apteki. Ale na szczęście poszukiwanie
przepisanych leków poszło sprawnie.
- Naprawdę, ja czułam, że pani musi wyjąć tamto
pudełko! - przechwalała się dalej klientka, podczas gdy
farmaceutka kładła na ladzie opakowania i wreszcie wy
stukała paragon. - Koleżanki się śmieją ze mnie, że potrafię
wywróżyć, pani magister!
- Sześćdziesiąt sześć sześćdziesiąt - odparła na to ap
tekarka.
- A widzi pani?! Nie mówiłam? %7łe ja czarowni
ca jestem?! Sześćdziesiąt sześć, magiczna liczba, tak!
- Zachwycona staruszka odliczyła pieniądze, nie prze
stając paplać o swoich czarodziejskich mocach. %7łe też
ja mam szczęście do takich bab! - doceniłam ironię sytu
acji. Kobieta wzbudzała moją coraz głębszą niechęć, nie
tyle z powodu swej wiary w nadprzyrodzonÄ… moc cyfr,
wróżb i parafarmaceutyków, co z powodu czasu, który
dzięki jej niezdecydowaniu spędziłam w aptece, czekając
na swÄ… kolej do okienka.
- Słucham? - Aptekarka spojrzała w końcu na mnie.
Alleluja!
- Poproszę test ciążowy, płytkowy - odparłam szybko,
najbardziej swobodnym tonem, na jak było mnie stać. Ale
i tak odniosłam wrażenie, że wszyscy w kolejce za mną
254
spojrzeli na mój brzuch i roześmiali się w duchu: A więc
to tak! Gratulacje!".
Zapłaciłam i wyszłam szybko na ulicę zatopioną w stru
gach deszczu. Test, schowany w torebce, napełniał mnie
jednocześnie niepokojem i radością. Mam go! Najpierw
poczułam panikę, żołądek skurczył się w ataku mdłości.
Lecz po chwili to minęło, a zaczęło mnie unosić coś lekko
i szczęśliwie, jak podczas zbyt szybkiej jazdy samochodem,
gdy adrenalina przepala gardło, a zwężone zrenice doceniają
piękno każdego mijanego drzewa. Masz tajemnicę i nikt
o niej nie wie! Uśmiechnęłam się do siebie, zasłaniając
głowę kapturem po drodze do samochodu, który mókł
cierpliwie na chodniku przy przystanku autobusowym.
Ludzie skuleni w strugach deszczu pod parasolkami pa
trzyli zazdrośnie, jak wślizguję się do suchego wnętrza
wozu. Ale mi się pogoda trafiła - pomyślałam niezadowo
lona, że ulewa utrudni podróż do babci. Mimo to byłam
zdecydowana działać natychmiast, nie chciałam niczego
przekładać. Zabiorę od niej tych kilka pudeł i po południu
będę z powrotem - planowałam. Nie wiedziałam jeszcze,
że w żadnym wypadku nie uda mi się zrealizować tego
zamiaru. Niektórzy mają wyjątkowe szczęście do kata
strof.
Po południu wszystko bierze w łeb. Gdy dojeżdżam
na wieÅ›, leje jak z cebra.
Gdzie ona może być? - zastanawiam się i gaszę silnik.
W taki deszcz raczej nie kręci się po podwórku ani nie
poszła na spacer. Na pewno siedzi w domu i będzie mi bia
dolić, żebym jeszcze trochę u niej została... %7łe poczęstuje
mnie obiadem albo inne takie - przypuszczam. A ja nie
mam już ochoty na obiady ani gościnę, na towarzystwo
mojej babci ani na jej historyjki. Już nie. Postanawiam
być grzeczna, lecz stanowcza. Otwieram furtkę zamkniętą
na druciane kółko i idę w kierunku ganku, niezdarnie
255
przeskakując kałuże. Sandały na szpilkach, w których wyje
chałam z miasta, zupełnie nie nadają się w teren - ciekawe,
w którym pudle są moje pozostałe buty? Z komina unosi
się dym, co oznacza, że babcia jest w domu. Muszę być
ostrożna, z nią naprawdę nie wiadomo, co wymyśli.
- Córuś, jak ty zmokłaś! - Babcia załamuje ręce na mój
widok. - A wejdzże do domu, wysusz się! - Zrywa się
z krzesła stojącego przy oknie i odkłada do pudełka drew
niany różaniec.
- Spoko babciu, nic mi nie będzie. Nie jestem z cukru
- odpowiadam i zamykam za sobą wejściowe drzwi.
- Ale ty musisz na siebie uważać, nie możesz się prze
ziębić! - Babcia ściąga z pieca ręcznik i dolatuje do mnie,
wycierać mi włosy. Odsuwam ją delikatnie, ale stanowczo.
Pod piecem wesoło szumi ogień, a w izbie jest przyjemnie
ciepło, pachnie drewnem i trochę dymem. Swojski zapach robi
swoje - czuję się miło, wbrew całej nieufności do babci.
- ZrobiÄ™ ci herbaty, dziecko - proponuje mi.
- Zgoda. Tylko bez cukru, pamiętaj.
Idę do pokoju i odsuwam lnianą zasłonkę w kącie.
Pudła leżą równo, tak jak je tu zostawiłam tydzień temu.
Gdzie ja mogę mieć buty? Zaglądam, uchylając kartony
tam, gdzie są słabiej przyklejone taśmą.
Po chwili namierzam beżowe zamszowe czółenka.
Z dresem pożyczonym od Magdy tworzą interesujący
komplet - w mieście czułabym się idiotycznie, ale teraz
to nie ma znaczenia; najważniejsze, że wreszcie sucho
mi w nogi.
Babcia uchyla drzwi.
- Ugotuję rosołu, pomożesz mi?
- Nie ma sensu, żebyś dla mnie robiła obiad.
- Postanawiam od razu wyjaśnić, po co przyjechałam.
- Napiję się tylko herbaty, zabiorę swoje rzeczy i będę
jechać. Muszę wracać do pracy - kłamię jak z nut, dla
zachowania pozorów grzeczności.
256
Babcia patrzy na mnie jakoÅ› dziwnie.
- Ty mi musisz pomóc, bo ja już stara jestem! - zaczy
na z innej beczki. - A mi się śniło wesele, czyli trzeba
ugotować rosół!
- Mogę ci pomóc, ale nie zostanę na obiad - mówię
twardo. Nie rozumiem, jaki zwiÄ…zek ma sen o weselu
z gotowaniem rosołu, ale nie obchodzi mnie to. Mogę
jej coś obrać dla świętego spokoju albo wody przynieść.
I potem zmykam!
- Jak się wesele śni, to nieszczęście blisko. Albo goście,
albo choroba, śmierć. Tak czy inaczej, rosół potrzebny
- tłumaczy babcia. - Chodz ze mną, to ci pokażę, co zro
bić, wnusiu! - Zaprasza mnie gestem na dwór. Wychodzę
za niÄ… na ganek.
- Przynieść ci wody? - pytam, rozglądając się za wia
drem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]