[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Król nie mógł przecież wydostać się ze stodoły, nieznośną zaś była mu myśl, że będzie się tłuc w
ciemnościach w tę i ową stronę pomiędzy czterema ścianami więzienia, a zjawa będzie włóczyła się za
nim i przy każdym zwrocie dręczyła ohydnym, lekkim muśnięciem w policzek lub ramię. Czy nie lepiej
pozostać na miejscu i jak noc długa znosić tę potworną śmierć za życia! Nie! Cóż zatem należy uczynić?
Ach, jest tylko jedno wyjście i Edward wiedział dobrze, że musi się uciec do niego! Trzeba wyciągnąć
rękę, odnalezć owo "coś".
Aatwo było to wymyślić, lecz trudniej zmusić się do podjęcia próby. Mały monarcha po trzykroć
zagłębiał rękę w zdradliwe mroki, lecz za każdym razem cofał ją wnet ze zdławionym okrzykiem
strachu, nie dlatego, żeby coś napotkał, lecz z obawy, iż lada chwila napotkać coś musi. Za czwartym
razem sięgnął trochę dalej i dłonią pogładził lekko przedmiot miękki a ciepły. Skamieniał ze zgrozy!
Myśli miał w takim stanie, że mógł wyobrazić sobie tylko, iż to coś jest świeżym, nie ostygłym jeszcze
trupem. Pomyślał, że umrze raczej, niż po raz drugi dotknie tej ohydy. Ale myśląc tak zbłądził, gdyż nie
był świadom wszechwładnej mocy ludzkiej ciekawości. Niebawem, drżącą dłonią macał znowu w
mrokach, wbrew rozsądkowi, pomimo woli macał uparcie, dopóki nie natknął się na pęczek długich
włosów. Zadrżał, lecz mimo to przesuwał dłonią po włosach, a natrafiwszy na coś, co wydało mu się
ciepłą liną, sunął wyżej i wyżej, aż wreszcie znalazł nieszkodliwe cielę. Lina nie była wcale liną, lecz
cielęcym ogonem!
Chłopcu wstyd było, iż najadł się strachu i przebył tyle cierpień z powodu tak błahego, jak drzemiące
cielę. Niepotrzebnie jednak czuł się upokorzony, bo obawiał się przecież nie cielęcia, lecz tej nierealnej
okropności, którą cielę reprezentowało, a w owych dawnych, przesądnych czasach każdy inny chłopiec
męczyłby się i zachowywał tak właśnie, jak on męczył się i zachowywał.
Król był szczerze zadowolony nie tylko dlatego, że tajemnicza istota okazała się cielęciem, lecz również
dlatego, że zyskał towarzystwo cielęcia, czuł się bowiem samotny i opuszczony, serdecznie więc witał
kompanię i przyjazń nawet tak niegodnego zwierzęcia. Ponadto od istot pokrewnych doznał tylu
zniewag i przykrości, że prawdziwą pociechę stanowiła dlań bliskość drugiego stworzenia boskiego,
które nie miało zapewne wspanialszych przymiotów ducha, lecz w każdym razie obdarzone było
miękkim sercem i łagodnym usposobieniem. Wobec tego monarcha postanowił zlekceważyć różnicę
pozycji i nawiązać przyjazne stosunki z cielęciem. Gładząc ciepły, gładki grzbiet (cielę leżało bowiem
blisko i łatwo go było dosięgnąć), król wpadł na pomysł, że przypadkowego sąsiada wykorzystać może
na rozmaite sposoby. Zaraz też przesłał swe łoże, umieścił je bliżej cielęcia, następnie zaś przytulił się
do miękkiego grzbietu i nakrył derami nowego przyjaciela oraz siebie. Po paru minutach zrobiło mu się
tak miło i ciepło, jak to bywało niegdyś w puchach książęcego łoża w Pałacu Westminsterskim. Wnet
nadciągnęły przyjemne myśli, a życie zarysowało się w różowych barwach. Edward był wolny od piętna
niewoli i zbrodni, wolny od towarzystwa niecnych, gburowatych łotrów; było mu ciepło, miał dach nad
głową, jednym słowem był szczęśliwy. Wzmagał się nocny wiatr. Dął w potężnych porywach, od
których dygotała i trzeszczała stara stodoła. Chwilami opadał z sił i zawodził tęsknie koło węgłów i
przyciesi. Ale wszystko to brzmiało w uszach małego monarchy niby słodka muzyka, zwłaszcza teraz,
gdy było mu wygodnie i ciepło. Niechaj wiatr dmie i szaleje, niechaj huczy i szumi, jęczy i wyje; mały
włóczęga nie martwi się zgoła, lecz z przyjemnością słucha tej muzyki. Bliżej tylko przesuwa się do
skromnego przyjaciela. Jest mu coraz milej, cieplej, wygodniej. Rozkosznie wędruje ze świadomości w
głęboki sen bez marzeń, pełen spokoju i powagi. W oddali ujadają psy, żałośnie skarży się puszczyk,
wiatr szaleje z nie słabnącą mocą, po dachu bębnią strumienie ulewnego deszczu, lecz władca Anglii śpi
snem nie przerwanym. Cielę śpi również, jest bowiem stworzeniem prostodusznym, nie bardzo więc
troszczy się o nawałnicę ani też nie onieśmiela go wspólne posłanie z królem.
ROZDZIAA XIX
KRÓLEWICZ WZRÓD WIEZNIAKÓW
Edward ocknął się wczesnym rankiem i spostrzegł, że jakiś zmokły, lecz przemyślny szczur zakradł się
w nocy i na jego piersi legł niczym w wygodnym łóżku. Niebawem jednak zaniepokojony czmychnął.
Chłopiec uśmiechnął się i rzekł:
- Nie bój się, głupie stworzenie. Równie jestem samotny jak ty. Wstyd by mi było skrzywdzić istotę tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •