[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poskrzypywania starych podłóg i mebli. Przyzwyczaiła się do tego.
Wróciła do stołu. Ponownie przerzuciła wszystkie strony
kontraktu. Podjęła decyzję. Gdyby tak łatwo przyszło jej to zrobić
w sprawie Nicka...
Chciał, żeby mu zaufała, ale było jej coraz trudniej. Czyż nie
mógł zadzwonić albo napisać? Gdzie się podziewał? Czy zjawi się
jutro? Jeśli tak, to czy zechce związać się z nią na stałe? Ostatnie
tygodnie dowiodły, że odpowiadało mu życie rodzinne. Doskonale
czuli się razem. Bez trudności rozwiązywali problemy z książką i z
codziennym życiem.
Oczywiście, mógł uciec, dlatego że poczuł się osaczony
kłopotami. To też była w stanie zrozumieć. Może doszedł do
wniosku, że dążą do różnych celów? Może wróci tylko po to, żeby
zabrać rzeczy, wyjaśnić, jakie dadzą zakończenie powieści, oraz
upewnić się, że dobrze zrozumiała jego nieobecność?
Do kuchni wsunął się cicho Sadie. Miauknął niepewnie i
zaczął ocierać się o jej nogi. Pochyliła się.
- No co? Co ja ci poradzę? Nie wiem nawet, czy sama to
potrafię znieść...
Kot jakby rozumiał sytuację. Siedział cicho do czasu, aż
uznała, że pora iść do łóżka.
Wtorek zapowiadał się niezwykle pięknie. Kończący się maj
rozkwitł ogromną ilością kwiatów. Niebo błękitniało, gęsta trawa,
przyginana wiatrem, falowała jak morze.
123
RS
Kate, wychodząc z domu, podniosła głowę, wystawiła twarz
na ciepłe promienie słońca. Barnsworth przed chwilą dzwonił i
poinformował, że zjawi się wkrótce po dziewiątej. Starał się przez
telefon dowiedzieć, jaką podjęła decyzję, ale nic mu nie
powiedziała. Uznała, że tak poważna sprawa wymaga rozmowy w
cztery oczy. Poza tym, w głębi duszy wciąż miała bezsensowną
nadzieję, że Nick się zjawi, zanim ona stanie twarzą w twarz z tym
niemiłym człowiekiem.
Postąpiła kilka kroków i ominęła kota, który ocierał się o jej
nogi. Rozejrzała się po okolicy i przeszła do altany; usiadła na
ogrodowym foteliku, tak żeby dach nie krył jej w cieniu. Odchyliła
głowę do tyłu i zamknęła oczy.
- Czy nie za wcześnie, żeby zasypiać? - znajomy głos
odezwał się tak blisko niej, że wiedziała, iż nie ulega złudzeniu.
Osłaniając się przed słońcem, powoli otworzyła oczy.
0 kilka kroków od niej stał Nick. Jak mogła być przekonana
rano, że powita go chłodno i spokojnie? Poderwała się i krzyknęła:
- Jesteś!
- Hej, kotku! Wyglądasz prześlicznie.
Widziała, że jest zmęczony. Błękit jego oczu ściemniał, a
sweter, zakładany do połowu ryb, wisiał na nim wygnieciony.
Nick był bardzo przejęty, tak samo jak wtedy, kiedy opuścił ją po
raz pierwszy.
Wówczas nie zastanowiła nad tym głębiej, ale w tej chwili
wyczuła to. Wydawało się, że Nick chce powiedzieć: Dobrze, że
znowu jesteśmy razem .
- Nie byłam pewna, czy zdążysz.
Nie zdecydowała się na robienie mu od razu wyrzutów.
Podeszli do siebie. Przytuliła się do niego mocno, nie myśląc już o
zamierzonych wymówkach.
- Musimy porozmawiać. Przejdziemy się? - zaproponował.
Wspierała się o jego silne ramię. Nadbiegł Hemingway i
radośnie poszczekując, przeciął trawnik; kierował się w stronę
śpiącego na werandzie Sadie'ego. Kot poderwał się na cztery łapy,
lecz nie uciekł. Po chwili zwierzęta zniknęły gdzieś razem.
124
RS
- Stęskniły się za sobą - odezwał się Nick.
Kate oburzyła się. Minęło siedem długich, samotnych dni, a
on nawet nie raczył zatelefonować. Nie zamierzał nawet o tym
wspominać! O, nie! Naprawdę nie powie, co czuł, kiedy był bez
niej, nie zapyta o jej decyzję w sprawie domu? Może zapomniał, że
za chwilę ma się zjawić Barnsworth? Kto wie, czym się zajmował
w czasie swojej nieobecności...
- Nie jestem kotem. Nie zamierzam mruczeć ze szczęścia
tylko dlatego, że znowu na chwilę się zjawiłeś.
Niech wie, nie będzie mu żałować.
- Jesteś wściekła jak diabli, co?
- Co w tym śmiesznego?! Nie można na tobie polegać!
Znikasz bez tłumaczenia się, pojawiasz w ostatniej chwili i nie
pytasz, co robiłam...
- Wiesz, jesteś mało domyślna. Wiedziałem, że będziesz zła i
że muszę trochę odczekać, zanim mnie wysłuchasz.
Uparcie odwracała od niego twarz. Jeśli mówił prawdę, to nie
powinna tak na niego napadać.
- Na razie nic wielkiego się nie stało, prawda? - zaczął.
Wtedy popełniła błąd. Spojrzała mu w oczy. Przegrała sprawę
- nie mogła już mu się oprzeć i musiała uwierzyć.
- Nie potrafiłam początkowo skupić myśli na niczym
innym poza tobą. Dopiero pózniej odnalazłam spokój i siebie.
Postanowiłam zatrzymać posiadłość, niezależnie od tego, czy to
coś zmieni między nami. Ta ziemia nie jest na sprzedaż. Za żadną
cenę.
Ku jej zaskoczeniu nie zmartwiło go to.
- Wiedziałem, że można na tobie polegać. Szkoda, że nie
mogłem tu być wtedy i ci pomóc... - urwał. - A czy pamiętasz
jeszcze o fundacji dla uzdolnionych pisarzy? Czy ten sen się
spełni?
- Myślałam o tym dużo. Jeśli zacznę sama udzielać lekcji
przez kilka tygodni w roku, to wszystko wypadnie znacznie taniej.
Pomieszczenia już mam - wyciągnęła rękę w stronę domu - a
kiedy zaoszczędzę wystarczająco dużo, skończę remont. Cieszy
125
RS
mnie, że kilku pisarzy, do których dzwoniłam, bardzo się zapaliło
do tego pomysłu, a niektórzy są nawet gotowi dodać coś z
własnych funduszy. Nikt, niestety, nie sfinansuje całości, ale nie
szkodzi, wystarczy mieć czas i cierpliwość. Utrzymanie domu jest
teraz dla mnie najważniejszym zadaniem.
Sprawdziła, jakie robi na nim wrażenie jej koncepcja.
- A co ze mną? Jestem w końcu twoim wspólnikiem. Nie
sprzedasz mi akcji fundacji?
- Nie wiedziałam, że tak cię to interesuje.
- Nawet jeszcze bardziej.
Zastanowiła się, czy nie myślał o czymś większym niż
studium pisarskie.
- Aż tak?
- Mogę włożyć w to tyle, ile potrzebujesz, żeby wszystko
zorganizować, i w takiej formie, o jakiej marzysz, w zamian za
tytuł współzałożyciela fundacji i drugiego dyrektora.
- Ale to będzie wielka suma! Przedsięwzięcie zwiąże nas na...
- zamilkła.
- Na zawsze, chciałaś powiedzieć?
- Właśnie. Nie wiem, czy to będzie dobre?
- Co ty na to, żeby urzędowo to przypieczętować?
- Myślisz o kontrakcie?
- Małżeństwo można nazwać i w ten sposób... Słowa utknęły
jej w gardle.
- Co powiedziałeś? - wykrztusiła.
Objął ją szybko i tak mocno, że straciła oddech.
- Nie odmawiaj mi. Ledwie przeżyłem ostatni tydzień, nie
mogąc cię widzieć.
Czuła się odurzona. Przesunęła palcem wokół dołka na jego
policzku.
- Och, Nick, myślałam... Bałam się, że nie wrócisz, a kiedy
wróciłeś i nic nie powiedziałeś, chociaż tak czekałam... Na
szczęście wreszcie powiedziałeś i...
Roześmiał się cicho.
126
RS
- Cóż za pokrętne wyjaśnienia! Gdybyś to napisała w
powieści, nie wiedziałbym, o co chodzi.
- Ale wiesz, prawda? Pomóż mi...
- Z przyjemnością. Chodzi o to, że zakochałem się w tobie od
pierwszego wejrzenia, chociaż - muszę przyznać - zabrało mi to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]