[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieprawdopodobnych wydarzeń. Splotu wydarzeń, których wewnętrzna logika pozostawiała sporo do
życzenia. Przynajmniej dla kogoś tak trzezwego jak ona. Spojrzała w zielone oczy koloru szmaragdu i
przestąpiła próg starego, mrocznego domu. Wallace owie mieli jakiś dar przekonywania spojrzeniem.
Przynajmniej kobiet.
- Proszę, wejdz.
Szła za nim, starając się dorównać mu kroku.
- Posłuchaj, Drew. - Było jej przykro, że zraniła go swoimi podejrzeniami. - Nie musisz mi niczego
udowadniać. Nie chciałam zrobić ci przykrości, ale wszystko tak się dziwnie układa, że trochę się gubię.
Przepraszam, że tak powiedziałam, naprawdę.
Szybkimi krokami przebywali ciemne, puste pokoje. Zapach kurzu i opuszczenia przypomniał jej strach,
jaki czuła, kiedy weszła tu po raz pierwszy.
- Przecież sam rozumiesz, Drew - mówiła dalej, starając się, by jej głos brzmiał normalnie, co wcale nie
było łatwe, ponieważ oprócz strachu czuła jeszcze dodatkowy niepokój spowodowany jego bliskością. Idąc
korytarzem, niemal ocierali się o siebie. - Musisz przyznać, że to dość nieoczekiwane: duch, który się
ukazuje jako człowiek z krwi i kości. - Jej głos lekko zadrżał. Samo mówienie na ten temat w podobnych
ciemnościach było ryzykowne. - Nigdy w życiu nawet nie słyszałam o czymś takim, żeby duch ratował
człowiekowi życie.
- Skoro samo słowo  duch tak cię razi, dlaczego nie mówisz o nim  istota z tamtego świata albo
 przybysz ?
- Może tak byłoby lepiej, ale też trochę dziwnie...
Jej oczy z wolna przyzwyczajały się do ciemności.
Wiedziała już, gdzie się znajduje i kiedy poczuła znajomy chłód, wpadła w panikę.
- Dlaczego tu jest tak potwornie zimno?
53
Zobaczyła, że Drew podchodzi do ściany. Usłyszała dzwięk włączanej aparatury. Potem zapaliły się Jakieś
światełka, a Drew wcisnął kilka przycisków. Rozległ się przenikliwy dzwięk dzwonka. Sydney podskoczyła.
- Co to takiego?
Chwyciła go za rękaw i zawstydzona natychmiast puściła.
Drew roześmiał się.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że tak boisz się ciemności.
- To nie strasz mnie. Nie lubię tego, rozumiesz?
- Założę się, że w dzieciństwie sypiałaś z zapaloną lampką przy łóżku.
- Nie. Ojciec nigdy by mi nie pozwolił. Powiedziałby, że zachowuję się jak... dziecko. Oczywiście, byłam
dzieckiem, co wcale nie znaczy, że pozwalano mi nim być. Za to teraz sypiam sobie do woli przy zapalonym
żyrandolu. Zapal światło, Drew! I to zaraz!
Drew spełnił jej prośbę. W pokoju zrobiło się jasno. Przez chwilę żałował, że nie wykorzystał ciemności.
- A co na to twoja matka? Co mówiła w sprawie nocnej lampki?
Sydney zadrżała z zimna. Obciągnęła na sobie sukienkę.
- Mama nie miała zwyczaju sprzeciwiać się ojcu.
Rozejrzała się. Oprócz pięknej, dębowej podłogi i szeregu komputerów wzdłuż ściany w pokoju nie było
nic godnego uwagi.
- Dlaczego tu jest tak potwornie zimno?
Znowu zadrżała.
Drew zdjął płaszcz i narzucił jej na ramiona.
- Kiedy to wszystko zaczyna funkcjonować, temperatura bardzo szybko spada.
- Jestem potwornie zmęczona. To, co mi chcesz pokazać, może chyba zaczekać do jutra.
- Nie.
Drew skończył manipulować elektronicznymi przyrządami.
- Wiesz, że nie mam zaufania do dziennikarzy, prawda?
- Tak.
Była u kresu wytrzymałości. Po raz kolejny tego dnia czuła, że zbliża się coś niezwykle ważnego.
- I wiesz, że nie mam zwyczaju wierzyć kobietom?
- Wiem.
- A ty nie ufasz ani mnie, ani nikomu z mojej rodziny, prawda?
- Tego nie powiedziałam.
Zobaczyła, że podchodzi do drzwi w ścianie. Kiedy je otworzył, ku swemu zdumieniu zobaczyła za nimi
następne drzwi prowadzące do pokaznych rozmiarów sejfu. Musiało za nimi być coś, co Drew ukrywał
przed całym światem. Coś bardzo ważnego albo bardzo kosztownego. Patrząc, jak za pomocą szyfru otwiera
drzwi, pomyślała, że pewnie jedno i drugie.
Drew otworzył sejf, wszedł do środka i wyjął stolik. Było na nim przymocowane coś, co przypominało
filmowy projektor wzbogacony o jakieś dziwne przyrządy. Właściwie powinna kazać mu przestać albo po
prostu - wyjść z tego domu. Było oczywiste, że Drew próbuje zaskarbić sobie jej zaufanie, zdradzając jakąś
tajemnicę. Nie lubiła tego. W swoim życiu zawodowym nieraz spotykała się z tego rodzaju próbami. Była na
nie uodporniona. Nic nie wskazywało na to, że tym razem będzie inaczej. Ciekawość jednak zwyciężyła.
Drew nastawił urządzenie i wygasił lampy w rogu pokoju.
- Moje życie zależy od tego, co teraz zobaczysz, ale mam do ciebie zaufanie ci i dlatego pokażę ci swój
wynalazek.
Zafascynowana śledziła jego ruchy. Włożył słuchawki na uszy, umocował przy ustach mikrofon. Nad
brwiami i w kącikach ust przyczepił sobie plasterkami coś, co przypominało elektrody, podłączone do
trzymanego w ręku pilota. Wyglądał tak zabawnie, że Sydney mimo woli się uśmiechnęła. Drew włączył
projektor.
W ciemnym kącie pokoju coś zaczęło się dziać. Odwróciła wzrok od Drew i spojrzała w tamtym kierunku.
Mrok na chwilę zgęstniał, a potem nagle zaczął się rozwiewać. Sydney zastygła z otwartymi ustami. W
miejscu, gdzie do niedawna była tylko podłoga, zaczął zarysowywać się krajobraz. Zielone pagórki
przetykane szarymi skałami, drzewa i gęste krzewy kryjące wejście do jaskini.
- O Boże, co to jest, Drew?
Nie wierzyła własnym oczom. Scena była tak prawdziwa, jakby skały i pieczara były bardziej rzeczywiste [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •