[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oczywiście. Ale co z mapą?
Musimy przechytrzyć Ernesta. Dasz mu ją dopiero wtedy, kiedy przyjmie
cię oficjalnie wobec całego sztabu i ze wszystkimi przepisowymi ceremoniami
i kiedy udzieli ci wszystkich wtajemniczeń.
Ile ich jest? zapytałem ciekawie.
Potem pomówimy szczegółowo w tej chwili chodzi o mapę. Pamiętaj,
nie wolno ci jej im dać, zanim cię nie przyjmą i nie wtajemniczą. . .
Ale ja przecież obiecałem, że najpierw im dam. . . to był ich warunek
rzekłem zakłopotany.
Wcale im tego nie obiecałeś. Słyszałem dobrze.
Jak to?
Obiecałeś tylko wynieść mapę z domu, a to jest pewna różnica. . . Wynie-
siesz więc, ale nie musisz im od razu dawać.
Jak będę miał mapę przy sobie i tak mi zabiorą. . .
Nie musisz jej mieć przy sobie. Powiedziałem, że musimy przechytrzyć
Ernesta.
Ale jak?
O tym właśnie porozmawiamy po drodze Lolo spojrzał na zegarek.
Chodzmy, musimy się spieszyć, jeśli wszystko mamy załatwić na czas.
Ruszyliśmy biegiem przez hałdy na przełaj w stronę mojego domu.
ROZDZIAA IX
Jak wygrałem drugą rundę i uczestniczyłem w ponurym obrzędzie
Matusów " Pierwsze wtajemniczenie
W umówionym miejscu pod starym nasypem czekał na mnie Pierwszy Adiu-
tant Sztabu, Zeflik.
Długo jadłeś zauważył.
Bo był szpinak powiedziałem.
Aha! skinął ze zrozumieniem głową. Co z mapą?
W porządku.
Daj!
O nie. Zabierzesz, nawiejesz i tyle będę was widział. Dam osobiście Erne-
stowi.
Zeflik poczerwieniał.
Nie masz do nas zaufania?
Nie! odparłem hardo.
Zeflik spojrzał na mnie ponuro, ale nic nie powiedział. Zawiązał mi oczy chu-
steczką i zaprowadził do meliny. Tam zastałem Kwiczoła, Czarnego Pitra, Maksa
i Paterka cały sztab. Siedzieli w Czarnej Izbie za stołem i grali w karty, a na
stole stała kanciasta, elegancka butelka ze złotym napisem SCOTCH WHISKY .
Obok syfon wody sodowej.
Czołem powiedziałem.
Ale oni nie odezwali się ani słowem. Czułem, że nie są do mnie usposobieni
życzliwie. Czyżby zazdrościli mi względów Ernesta?
Udałem, że bimbam na to, podszedłem leniwie do stołu, podniosłem do nosa
butelkę i powąchałem. Zapachniało sokiem malinowym.
Oszuści! wycedziłem z szyderczym uśmiechem.
Zerwali się z miejsc.
Za dużo sobie pozwalasz, Cykorz! zasapał Paterek.
Od początku grał nam na nerwach zabulgotał Kwiczoł.
On chce koniecznie oberwać mruknął Piter.
113
Korci mnie, żeby zrobić z nim eksperyment uśmiechnął się złośliwie
Wielki Eksperymentator Maks. Eksperyment nadzwyczajny.
Najpierw zwyczajnie go przetrzepiemy Paterek wyciągnął do mnie swo-
je goryle łapy.
Najpierw zaprowadzę go do Ernesta powiedział stanowczo Zeflik i ode-
pchnął Paterka. Ernest kazał go przyprowadzić żywego i całego. Potem się
z nim porachujemy.
To mówiąc pchnął drzwi do Kwatery Wodza. Ernest siedział wygodnie w fo-
telu, uszkodzoną nogę położył na stole. Przeglądał jakieś papiery.
Przyprowadziłem fuksa zameldował Zeflik.
No i jak? zapytał Ernest nie podnosząc wzroku znad papierów.
W porządku, szefie powiedziałem.
Wydostałeś mapę z domu?
Wydostałem.
Daj! Ernest nie patrząc na mnie wyciągnął rękę.
Uśmiechnąłem się, a widząc, że reszta chłopaków ze sztabu stanęła
w drzwiach i przygląda mi się ciekawie, wsadziłem bezczelnie ręce do kiesze-
ni.
No, długo mam czekać? zapytał sennie Ernest.
Najpierw zostanę uzbrojony i wtajemniczony, a potem dam ci mapę
powiedziałem.
Co?! Ernest ściągnął chorą nogę ze stołu i spojrzał na mnie zaskoczony.
Szefie, przetrzepiemy go. . . łypnął ponuro białkami Kwiczoł.
Jeśli mnie przetrzepiecie, nigdy nie dostaniecie mapy powiedziałem
patrząc w oczy Ernestowi.
Zrewidować go wydał krotki rozkaz Ernest.
Matuski chwycili mnie za ręce i obszukali dokładnie.
Nie ma mapy zasapał Kwiczoł.
Jak to nie ma? zdenerwował się Ernest. Wszędzie szukaliście?
Wszędzie, szefie.
Aobuz! wykrzyknął Ernest i spojrzał wzburzony na Matusków. Wi-
dzieliście, co za łobuz?!
Szefie, przetrzepiemy go.
Spokojnie, chłopaki Ernest uśmiechnął się krzywo na to zawsze jest
czas. Co to ma wszystko znaczyć? zwrócił się do mnie. Zawarliśmy przecież
umowę, bracie. Miałeś przynieść mapę, a ty wracasz z pustymi rękami. Nic nie
rozumiem. . . Jeśli nie wykonałeś umowy, to po jakie licho przyszedłeś do nas?
Wykonałem umowę. . . wyniosłem mapę z domu odpowiedziałem.
Więc gdzie ona jest?
U Inocynta Ankohlika.
Co takiego?! Kpisz sobie chyba.
114
Nie kpię. Oddałem ją na przechowanie Inocyntowi. Do depozytu.
Oszalałeś? Dlaczego do depozytu?! Miałeś przynieść ją tutaj! denerwo-
wał się Ernest.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]