[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu? Może byłoby lepiej, gdyby zostawił prezent na progu?
Już miał się wycofać, kiedy Darlene pojawiła się w drzwiach. Poznała
go od razu mimo przebrania.
Och, Lex, to znaczy... święty Mikołaj powiedziała zaskoczona.
Wesołych Zwiąt.
Proszę, wejdz do środka.
Nigdy wcześniej nie był w jej domu. Mimo niewielkich rozmiarów,
był on miły i przytulny. A w powietrzu unosił się oczywiście zapach
świątecznych wypieków.
Lex rozejrzał się po wnętrzu salonu.
Ile masz kotów? spytał.
Siedem odparła z uśmiechem. Ale tylko jednego męża. Dick,
zobacz, kto przyszedł.
Dick, który dorównywał rozmiarami żonie, pracował jako programista.
Lex nie pamiętał, żeby usłyszał od niego więcej niż jedno zdanie.
Wesołych Zwiąt. Dick zajrzał na chwilę, ale zaraz wyszedł.
Nie przeszkadzam? zaniepokoił się Lex.
191
RS
Och, nie przejmuj się Dickiem. Siedzi przy komputerze i bez
przerwy rozmawia przez internet z kumplami. Trwa to już od rana. Zajmują
się udoskonalaniem Linuksa. Spojrzała na niego. Co cię tu sprowadza?
Lex uśmiechnął się.
Coś ci przyniosłem. Mały prezent wyjaśnił.
Wzięła od niego niewielką paczuszkę, a potem rozwiązała wstążkę i
zaczęła odwijać papier.
Och, jakie ładne. Patrzyła na wykonane techniką sepiową zdjęcie
cukierni. Lex długo nad nim pracował, żeby zachować wszystkie ważne
szczegóły, a jednocześnie odpowiednio je postarzyć". Bardzo ci
dziękuję.
Odbiłem je na lnianym papierze, żeby miało odpowiedni wygląd.
Nie wiem tylko, czy ramka ci się podoba.
Wszystko jest śliczne zapewniła. Poza tym mam na nim moich
klientów. O, tu jest wielebny Richards, Tanya, Harry Lonnroth i...
I Keeely. Jasne włosy. Olśniewający uśmiech. Lex nie miał pojęcia, że
tak za nią tęskni. Od razu wypatrzył ją na negatywie i najpierw kusiło go, by
wybrać inne zdjęcie, ale potem zdecydował, że to jest najlepsze.
Powieszę je w cukierni. Przynajmniej wszyscy zobaczą, jak ładnie
Keely na nim wygląda. Bo ostatnio chodzi niczym zombie. Tak jak i ty.
Powiesz mi, co się właściwie z wami dzieje?
Lex potrząsnął głową.
Nic takiego. Po prostu nie możemy znalezć odpowiednich
dowodów.
To niedobrze. Chociaż z drugiej strony, jak je znajdziecie, to
będziesz pewnie chciał wyjechać. A to też nie będzie najlepsze.
Rozmawialiśmy już o tym w niedzielę.
192
RS
Szkoda. Darlene westchnęła. Myślałam, że tu zostaniesz.
Rzadko zostaję na dłużej w jednym miejscu odparł. Jednak
rzadko też tworzył stałe związki. Prawie z nikim
się nie przyjaznił, jak słusznie wytknęła mu Keely. Ale czy
rzeczywiście tego nie pragnął? Dlaczego więc wysyłał pocztówki z całego
świata do Darlene? Czy nie była ona ostatnim ogniwem, łączącym go z
Chilton? Jednak teraz okazało się, że tych związków jest więcej.
Zbyt duża swoboda też może się stać pułapką zauważyła Darlene.
Możliwe. Skierował się do drzwi. Ale to jedyne życie, jakie
znam.
Może powinieneś spróbować innego? Chciała jeszcze coś dodać,
ale nagle dom pogrążył się w ciemności. Dick! krzyknęła. Znowu
majstrowałeś przy prądzie.
Usłyszeli hałasy i odgłos otwieranych drzwi.
Nie odpowiedział Dick. To tam. Podszedł do okna i wskazał
ciemne ulice i domy. Ale prąd jest. WiFi ciągle działa.
Lex pomyślał o Olivii.
Muszę już iść rzucił nie bez ulgi. Mama została sama w domu.
Dobrze, tylko uważaj na siebie. Po tej śnieżycy zrobiło się strasznie
ślisko. Pocałowała go na pożegnanie. I dziękuję za prezent.
Nie ma za co.
Zapach choinki, trzask drew w kominku, prezenty i Nat King Cole,
śpiewający kolędy, śnieg za oknem. To powinna być wspaniała Wigilia.
Jednak dla Keely oznaczało to tyle, że udało jej się przetrwać jeszcze jeden
dzień.
Siedziała skulona na fotelu i próbowała czytać, ale powracała do niej
rozmowa z Darlene. Mogła zostać w Chilton i założyć własną firmę. Kiedy
193
RS
po raz pierwszy usłyszała tę propozycję, wydała się jej ona bezsensowna.
Rok temu, a nawet miesiąc, odrzuciłaby ją bez mrugnięcia okiem. Ale nie
teraz.
Zrozumiała, że właśnie tego potrzebuje. Oczywiście nie zostałaby w
domu rodziców i nie pracowała w kwiaciarni.
Kupiłaby sobie mieszkanie, a może nawet mały domek i zaczęłaby
własne życie.
Właśnie chciała o tym powiedzieć rodzicom, kiedy nagle zgasły
światła.
W salonie panowała cisza, pomijając trzaskanie drew. Ogień sprawiał,
że nie było zupełnie ciemno. Jej oczy powoli zaczęły się przyzwyczajać do
mroku.
Przyniosę latarki powiedział ojciec, kiedy stało się jasne, że nie
jest to jedynie chwilowa przerwa w dostawie prądu. Ten śnieg. Coś się
musiało zepsuć.
Jak to dobrze, że mamy kominek. Jeannie stanęła przy ogniu.
I latarki. Ojciec wrócił po chwili, trzymając w rękach trzy, bardzo
silne latarki. Podał im po jednej.
Wkrótce przyzwyczaili się do tego, że nie ma światła, lecz bez muzyki
i światełek na choince prysnął świąteczny nastrój. Keely nie mogła czytać,
więc poszła do swojego pokoju po iPoda. Chciała posłuchać muzyki, żeby
czymś się zająć i nie myśleć o Leksie.
Znowu opadła na fotel i włączyła urządzenie. Próbowała odnalezć w
menu album Norah Jones, ale nie udało się jej.
Sama nie wiem, dlaczego nie mogę się tego nauczyć mruknęła.
Czego, kochanie? Jeannie usłyszała jej uwagę.
Obsługi tego urządzenia odparła.
194
RS
Zrobię sobie drinka oznajmił Carter. O ile w tych ciemnościach
znajdę barek. Napijecie się czegoś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]