[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieszakach, a bieliznę starannie ułożyła w szufladach.
Przez pięć lat Gabriel nie wkroczył na wojenną ścieżkę, żeby sprowadzić żonę do
domu. Teoretycznie rzecz biorąc, mógł jechać do niej i zażądać, by wysłuchała prawdy
o testamencie. Mógł łatwo wykorzystać swą pozycję opiekuna prawnego i zmusić ją do
powrotu do Teksasu. Mógł posłać swego adwokata, który poinformowałby ją o
zadłużeniu Talbot Ranch. Wtedy rozłąka chyba nie trwałaby tak długo.
Głównym czynnikiem, który powstrzymywał go przed takim postępowaniem, była
duma. Dużą rolę odegrał też gniew. Dlatego nie powiadomił Lainey o rozmowie z jej
ojcem i o tym, jak doszło do umieszczenia klauzuli, którą uznała za kamień obrazy.
Tłumiony gniew doprowadził go do tego, że postanowił czekać przez pięć lat. Po
upływie tego czasu zamierzał wnieść do sądu sprawę o zwrot kosztów, jakie poniósł,
ratując Talbot Ranch. Pozwanie Lainey do sądu byłoby odpowiednią zemstą, lecz
wiedział, że tego nie zrobi. Obiecał przecież przyjacielowi, że zatroszczy się o majątek
i zachowa go dla jego córki.
Lata dumnego gniewu były bardzo gorzkie również z powodu dobrowolnego celibatu.
Dlatego zdumiał się, że natychmiast zapomniał o udrękach, gdy w poniedziałek
zobaczył Lainey i usłyszał jej obietnicę, że zrobi wszystko, by wynagrodzić krzywdy i
naprawić zło.
Wykorzystał to dość bezwzględnie, gdyż zawstydził ją i zmusił, żeby została z nim i
dotrzymała złożonej przysięgi. Liczył na przyzwoitość, jaką pan Talbot w córce
zaszczepił. Miał cichą nadzieję, że jeśli Lainey z honorem przetrwa okres próbny,
odkryją w sobie coś, co jest tyle warte, iż pozostaną małżeństwem do końca życia.
Ledwo ujrzał ją z daleka i ledwo spojrzała na niego, zrozumiał, że lata zapiekłego
gniewu i głodu seksualnego nie wypaliły jego uczucia ani nie zmieniły powodu, dla
którego zgodził się na taki związek.
Upatrzył sobie Lainey na żonę na długo przed tym, jak pan Talbot zwierzył mu się ze
swych obaw, że żona roztrwoni resztki spuścizny i córka zostanie z niczym. Gabriel był
przekonany, że spisują testament tymczasowy i klauzule zostaną usunięte, gdy
sytuacja finansowa przyjaciela poprawi się, a Lainey opuści matkę. Nie mógł
przewidzieć, że śmierć tak nieoczekiwanie zbierze żniwo i sprawy skomplikują się na
wiele lat. I dlatego, gdy pan Talbot zapytał go, co chce otrzymać w zamian za
obietnicę, że zadba o finansowe zabezpieczenie Lainey, bez chwili wahania zwierzył
się z planów na przyszłość.
Już wcześniej postanowił, że powie przyjacielowi o swych planach matrymonialnych,
więc prośba o pomoc stworzyła okazję, by zrobić to okrężną drogą i zorientować się,
czy pan Talbot nie ma zastrzeżeń.
Lainey już wtedy była piękna, lecz ważniejsze od urody było jej umiłowanie ziemi i
wiejskiego trybu życia. Wiedział, że nie przywiązuje wagi do bogactwa przyszłego
męża. Dlatego była odpowiednią kandydatką na żonę człowieka, który nieraz boleśnie
przekonał się, że jest pożądany ze względu na swe pieniądze, a nie charakter.
Poza tym pan Talbot był człowiekiem honoru i miał większy wpływ na córkę niż jego
egoistyczna żona. Lainey starała się zadowolić oboje rodziców, co było dość trudne,
ale jakoś jej się udało.
Gabriel wielokrotnie zauważył ukradkowe spojrzenia podlotka. Lainey patrzyła na
niego z ciekawością, w jej oczach zapalały się iskry żywego zainteresowania. Gdy
mieszkała z matką, oczywiście widywali się rzadziej, ale podczas każdego spotkania
widział jej nieśmiałe zainteresowanie. Często zastanawiał się, czy to oznacza, że żywi
wobec niego jakieś cieplejsze uczucia.
Gdy pan Talbot zapytał go, czego żąda dla siebie, bez wahania odparł, że ślubu z
jego córką. Aprobata przyjaciela miała decydujące znaczenie. Zaskoczony pan Talbot
na chwilę zaniemówił, po czym roześmiał się i klepnął Gabriela po plecach.
- Lainey przyjedzie za jakieś trzy tygodnie - powiedział. - Radzę ci, synu, zacznij
zdobywać jej serce zaraz pierwszego dnia. Nie czekaj na mój zgon, żeby oświadczyć
się i dać jej pierścionek zaręczynowy.
Entuzjastycznie uścisnął Gabrielowi dłoń i oświadczył, że małżeństwo znajdzie się w
głównej klauzuli. Jego córka musi wziąć ślub z Gabrielem Pattonem, żeby w
przyszłości wejść w posiadanie Talbot Ranch.
Pan Talbot zmarł nagle dwa tygodnie pózniej, a tydzień po jego śmierci Gabriel włożył
na palec Lainey pierścionek i obrączkę. Stało się to akurat tego dnia, gdy według
pierwotnego planu Lainey miała przyjechać do domu na wakacje.
Po ślubie uciekła z powrotem do Chicago i nie odzywała się przez pięć lat. A teraz
wyznała, że kiedyś go kochała. Czy możliwe, że to prawda?
Cztery dni pod jednym dachem nadwyrężyły jego postanowienie, by odłożyć
skonsumowanie małżeństwa na pózniej. Szczerze współczuł Elisie z powodu choroby
siostry, lecz po wyjezdzie gospodyni myślał jedynie o tym, że został sam na sam z
żoną. Trzy noce spędzone z nią w jednym łóżku były udręką i wiedział, że dłużej nie
wytrwa. Może nawet nie wytrzyma godziny.
Rozsądek podpowiadał, że jeszcze nie nadeszła właściwa pora, lecz ciało mówiło co
innego.
Lainey włożyła jedne pudła w drugie i wstawiła na półkę nad sukniami. Zamykała
szafę, gdy usłyszała kroki Gabriela. Nerwy natychmiast zareagowały na jego przybycie
i drżącymi rękoma usiłowała szybko ułożyć puste torby. Serce biło jej jak oszalałe i
dlatego nie spojrzała na Gabriela. Bała się, że zauważy, jaka jest podniecona.
Gabriel podszedł i bez słowa objął ją w talii, a wtedy krew zaczęła żywiej płynąć w
żyłach. Gabriel powoli przesunął dłonie, aż palce zetknęły się na jej brzuchu. Gdy
przyciągnął ją do siebie, bijący od niego żar rozpalił ją.
Musnął ustami jej kark i pocałunek sprawił, że jej krew zmieniła się w lawę. Lainey
zakręciło się w głowie i ugięły się pod nią kolana.
Gabriel całował jej szyję i uszy i delikatnie pieścił. Przytulił ją mocniej i potarł brodą o
policzek.
- W powietrzu wisi deszcz - szepnął. - Czujesz to?
Lainey ogarniało coraz silniejsze podniecenie. Gdyby choć trochę panowała nad sobą,
może zdołałaby uśmiechnąć się. Podobały się jej oryginalne i trafne metafory Gabriela.
Deszcz oznaczał koniec okresu suszy. Wiedziała, o jaką posuchę chodzi i co nastąpi.
Pożądanie odebrało jej resztki sił.
- Może... chyba tak... - powiedziała ledwie dosłyszalnie.
- W Chicago przyswoiłaś sobie okropny akcent - rzekł Gabriel półżartem. - Ja to
zmienię.
Przesunął dłonie wyżej i gdy dotknął piersi, Lainey miała wrażenie, że nastąpiło
trzęsienie ziemi. Potem znowu objął ją w talii i odwrócił ku sobie.
Nie zdążyła dostrzec wyrazu jego oczu, bo pocałował ją. Momentalnie zniknął cały
świat, a pozostały jedynie usta i ręce Gabriela. Nawet nie zorientowała się, kiedy
zaniósł ją do łóżka i położył się obok.
W sypialni panowała cisza i półmrok, powietrze było przesycone długo tłumionym
pożądaniem. Dlatego każdy najmniejszy ruch brzmiał jak armatni wystrzał, a
przesuwanie stwardniałych dłoni po sukni jak przytłumiony grzmot. Lecz Lainey tego
nie słyszała.
Gabriel bez pośpiechu rozebrał żonę, która chemie poddawała się jego pieszczotom i
tuliła do jego muskularnego ciała. Jej delikatna skóra dreszczem powitała dotyk
zgrubiałych palców i owłosionej piersi.
Całowali się i pieścili w milczeniu. Gabriel trzymał pożądanie na wodzy, ale coraz
silniej drżał. Lainey już dawno straciła poczucie rzeczywistości, więc nie zauważyła,
gdy przestał nad sobą panować. Cudowna gwałtowność tego momentu wyrwała z jej
piersi krzyk rozkoszy. Wznieśli się wysoko ku niebu, a po długim czasie łagodnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •