[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lucy od dnia wypadku, a ręka goiła się szybko. Rozprostował palce.
- Czy mógłbyś nam kogoś przedstawić? Finn zatrzyma! się w drzwiach kuchni.
- A kogo spodziewacie się poznać?
- Kogo... kogo... - zniecierpliwił się Will. - Gdzie ty się nauczyłeś tak mówić? Nie
jakiegoś tam kogoś, ale ją. Chcemy poznać ją, kobietę, tę twoją naj... naj... naj...
- No tak, znowu zaczynają. Wszystko co dobre, szybko się kończy - mruknął do siebie
Finn. - Jeszcze nie wiecie, chłopcy, jak ja tu żyję. Jutro wieczorem mam zajęcia na uczelni, a
potem muszę jechać do sklepu. Jest otwarty do dziewiątej. O wpół do dziesiątej wracam do
domu i siadam do nauki. A w sobotę pracuję w sklepie aż do zamknięcia o szóstej.
- %7łartujesz chyba - powiedział z niedowierzaniem Will.
- On mówi prawdę - zaprzeczy! Mike. - Mówiłem ci przecież... Will jęknął. Dwaj
bracia popatrzyli po sobie i wyszli z pokoju.
W piątek z zamknięciem sklepu zeszło Finnowi dłużej niż przewidywał i było już
dobrze po wpół do jedenastej, kiedy wysiadł z samochodu i ruszył w stronę domu. Wiosna
stała już w pełnym rozkwicie. W powietrzu unosił się słodki zapach bzu i Finneganowi
przypomniały się minione noce i kobiety, które . niegdyś znał. Gwiazdy świeciły jasno, wiał
lekki orzezwiający wiatr, zapach upajał. Finnegan zapragnął nagle rzucić książki pod
pierwszy lepszy krzak, znalezć jakąś kobietę i pójść, tak po prostu pójść przed siebie cichą
uliczką, chłonąc czar nocy. Westchnął, wiedząc, że to niemożliwe. Kiedy dotarł do swego
domu, już na schodach dobiegła go głośna muzyka. Zatrzymał się uświadamiając sobie, że z
każdym krokiem słyszy ją coraz wyrazniej.
Zaczerpnął tchu i nacisną! klamkę.
Jego tradycyjnie urządzony pokój skąpany był teraz w jaskrawym świetle. W
czerwieni utonęły spokojne beże i biel obić. Wszystkie meble, łącznie z pamiętającymi lepsze
czasy stołami z wiśniowego drewna i szkła, zostały odsunięte pod ścianę, a dywan zrolowano.
Powietrze zdawało się wibrować w rytm muzyki, ktoś tańczy!. Kiedy Finn włączył górne
światło, rozległy się natychmiast głośne protesty. Mike przycisnął kontakt i pokój zanurzył się
znów w szkarłatnych półcieniach. To jednak, co dało się zobaczyć w krótkim momencie
jasności, najzupełniej wystarczyło Finnowi. Rozwścieczony, klął na czym świat stoi bez
obawy, że ktokolwiek go w tym harmidrze usłyszy.
Bracia bawili się w towarzystwie dwóch blondynek i jednej rudowłosej dziewczyny.
W pokoju znajdowały się więc trzy kobiety, nie dwie! Zrobiło mu się na moment słabo.
Szykował się dziś do ślęczenia nad rozdziałem z prawa własności.
- Cześć, Finn - przywitał go Mike. - Pozwól, że ci przedstawię: to Gigi i Willakay.
Dziewczęta, to Finnegan, nasz brat. A teraz, braciszku, niespodzianka. To jest Minnie,
przyszła tu dziś specjalnie dla ciebie. Zwietnie tańczy. Hej, Min i Finn, wesołej zabawy!
Jedna z blondynek, kręcąc biodrami, przysunęła się do niego, a reszta towarzystwa
poszła tańczyć. Blondynka roztaczała wokół siebie ostrą woń perfum, od której Finnowi
łzawiły oczy. Gapiła się na niego żując gumę.
- Hej! Odłóż te książki, to zatańczymy. W odpowiedzi wydusił tylko ponure  aha .
- Co ci się stało w rękę?
- Spadłem z drabiny... A nie wiesz przypadkiem, kto to jest powódka?
- Co? Nie mam pojęcia. Czy może babka po wódce i na kacu?
- Mhm. Niezupełnie. Chodzmy do kuchni, to ci wytłumaczę.
- Boże, co za dziwak - szepnęła Minnie, kiedy mijali Willa.
Była już druga w nocy, gdy odstawił Minnie do domu i zagubił się w labiryncie
jednakowych uliczek i domków, zupełnie jak w czasach zaraz po zamieszkaniu w tym
osiedlu. Wówczas nie raz, nie dwa zdarzało mu się pomylić ulice, ale dzisiaj ? Wreszcie
odnalazł drogę. Nieomal zderzył się w drzwiach z Mike em.
- No, chłopaki - powiedział od progu - jeszcze raz coś takiego i nie ma was tutaj.
- Myśleliśmy po prostu, że przyda ci się trochę rozrywki.
- Jestem teraz cholernie zajęty i nie mam czasu na baby.
- Ale wiesz przecież chyba, że czas ucieka i mama obawia się, że...
- Mama, mama... Ona się boi, fakt, ale głównie nie o mnie. A dziewczyny to już sam
sobie będę wybierał, dobrze? Minnie i ja pasujemy do siebie jak garbaty do ściany.
Mike gruchnął śmiechem.
- Prawda. Ale, zgodzisz się chyba, że tańczy bosko.
- Uff. Miałem okazję się o tym przekonać. Niestety, z samego rana muszę być na
uczelni.
- Szkoda, że cię tam nie nauczyli, jak się odpoczywa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •