[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przestała wyczesywać jego włosy, więc odwrócił
się, by na nią spojrzeć.
- Czy ty ciągle szukasz pacjentów?
- Nie - odparła z uśmiechem. - To oni szukają mnie i
tak się składa, że zawsze znajdują. Mówią wtedy:  Jak to
dobrze, że właśnie była pani w tej okolicy", czy coś w
tym rodzaju. - Wzruszyła ramionami, a on wstał i powoli
odwrócił się w jej stronę. Stali teraz tak blisko siebie, że
czuła bijące od niego ciepło.
Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza. Potem
Sebastian potrząsnął głową.
- O tym właśnie mówiłem, Dannyello - szepnął, uno-
sząc rękę, by dotknąć delikatnie jej policzka. - Kiedy
tylko znajdę się blisko ciebie, myślę wyłącznie o tym,
żeby znowu cię pocałować.
Czuła przyspieszone bicie serca. Rozchyliła lekko
wargi, a potem je zamknęła, starając się zapanować nad
rosnÄ…cym podnieceniem.
- Wiem, o czym mówisz - szepnęła. - Ja czuję to
samo.
Sebastian ponownie potrząsnął głową.
- To beznadziejna sprawa - mruknÄ…Å‚. - Za bardzo siÄ™
S
R
od siebie różnimy, a poza tym mieszkamy na dwóch
przeciwległych krańcach świata. Danny kiwnęła potaku-
jąco głową.
- Więc musimy trzymać się od siebie z daleka.
- Bo inaczej przestaniemy panować nad sytuacją.
- Wobec tego proponuję, żebyś przestał patrzeć na
mnie w taki sposób.
- A jak ja na ciebie patrzę? - spytał, nie mogąc oder-
wać od niej wzroku.
- Tak, jakbyś chciał mnie objąć i pocałować.
Sebastian jęknął cicho, rozpaczliwie usiłując zapano-
wać nad emocjami. Zdał sobie sprawę, że Dannyełla
czyta w jego myślach i dostrzega płonące w jego oczach
pożądanie. Ta świadomość tak go przeraziła, że zrobił
jedyną rzecz, jaka w tej sytuacji wydała mu się słuszna.
Odwrócił się i odszedł.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Danny leżała w łóżku, wsłuchując się w szum zawie-
szonego pod sufitem wentylatora i rozmyślając o Sebas-
tianie.
W ciągu minionych kilku dni usilnie starała się o nim
nie myśleć i przeważnie jej się to udawało. Najgorsze
były noce. W nocy nie była w stanie zapanować nad
swymi odczuciami i coraz bardziej jej to dokuczało.
Tego wieczoru, podczas którego pozbywali się wszy,
Sebastian zabrał walizkę i pojechał do pubu. Było to już
po godzinie jego zamknięcia, więc przynajmniej nie mu-
siał po powrocie odpowiadać na dociekliwe pytania roz-
bawionych bywalców knajpy.
W dwa dni pózniej grupa mieszkańców miasteczka
zaprosiła go na ryby. Danny bardzo chciała pojechać z
nimi, ale opanowała pokusę i została w domu. Wiedziała,
że nie powinna zbytnio zbliżać się do człowieka, który i
tak stał się jej w ostatnich dniach zbyt bliski.
W pracy oboje zachowywali się jak profesjonaliści.
Sebastian traktował ją tak uprzejmie i bezosobowo, że
miała ochotę krzyczeć. Unikał jakiegokolwiek fizyczne-
go kontaktu, a choć ona wcale nie zamierzała mu się na-
rzucać, wydawało jej się to okrutne. Nie była wcale
pewna, czy słusznie starają się zapanować nad uczucia-
mi, które mimo wszystkich ich wysiłków stale zyskiwały
na sile.
S
R
Sebastian uczestniczył w kolejnym porodzie, pomógł
jej też nastawić złamaną nogę i założyć gips. Uśmiechali
siÄ™ do siebie uprzejmie i prowadzili zdawkowe rozmowy,
od których robiło jej się słabo.
- To nie jest w porządku - powiedziała do siebie
głośno, potrząsając głową.
W tym momencie zadzwonił telefon, a choć była już
pierwsza w nocy, powitała ten dzwięk z ulgą.
- Danny? Mówi Bob. Ubierz się. Przyjadę po ciebie
za dwie minuty. - Jej rozmówca odłożył słuchawkę.
Wiedząc, że musiał nastąpić jakiś wypadek, szybko się
ubrała i zeszła do gabinetu, by sprawdzić zawartość
lekarskich toreb.
Usłyszawszy odgłos klaksonu, wzięła swój sprzęt i
ruszyła do wyjścia. Gdy znalazła się na werandzie, zo-
baczyła, że Sebastian siedzi już w samochodzie. Kiedy
wysiadł i otworzył jej drzwi, poczuła nowy przypływ
sympatii. Nie znała wielu mężczyzn, którzy zachowywa-
liby się w sposób tak ujmująco uprzejmy. Czy właśnie
dlatego jestem nim tak bardzo zainteresowana? - spytała
się w duchu. Czy dlatego nie mogę przestać o nim my-
śleć?
Potrząsnęła głową i zapięła pas bezpieczeństwa, po-
stanawiając rozważyć tę kwestię pózniej. Bob ruszył z
miejsca i zaczął jej tłumaczyć, co się stało.
- Jakiś przyjezdny fotograf, który uzyskał pozwole-
nie na wjazd do jednej z osad, miał po powrocie, czyli o
siódmej wieczorem, zameldować się u burmistrza.
- Ale nie zrobił tego - odgadła Danny.
- No właśnie. Doszliśmy do wniosku, że trzeba ze-
brać ekipę i rozpocząć poszukiwania, kiedy zrobi się ja-
sno.
S
R
- Burmistrz zwołuje ludzi, a my postanowiliśmy wy-
jechać już teraz, żeby przed brzaskiem trochę się prze-
spać, a potem wyruszyć w teren.
- To dobry pomysł. Czy wzięliście dość jedzenia?
Takie poszukiwania to cholernie ciężka praca - dodała,
widząc, że Sebastian patrzy na nią pytająco.
- Mamy duże zapasy, Doc.
- W takim razie nie powinniśmy mieć żadnych kło-
potów. - Danny rozsiadła się wygodnie i zamknęła oczy.
- Obudz mnie, kiedy będziemy na miejscu, Bob.
- Tak jest, Danny.
Obudziło ją lekkie dotknięcie czyjejś dłoni. Uśmiech-
nęła się, nie otwierając oczu, a potem ziewnęła i głęboko
wciągnęła powietrze.
- Hm - mruknęła, widząc przed sobą zarysy twarzy
Sebastiana. - Dzień dobry, czarujący Angliku.
Wyciągnęła rękę i przesunęła palcami po jego poli-
czku.
- Cóż za miły początek dnia - powiedział, patrząc na
nią z zachwytem, a potem pochylił się, by odpiąć jej pas.
- Pięknie pachniesz, Danny - dodał z uśmiechem, po
czym zniknÄ…Å‚ z jej pola widzenia.
Kiedy wysiadła z samochodu, Bob i Sebastian wyła-
dowywali zawartość bagażnika.
- Im prędzej rozłożymy nasze śpiwory, tym prędzej
będziemy mogli się położyć - oznajmił Bob, wypatrując
najbardziej odpowiedniego miejsca do rozłożenia obozu.
W tym momencie pojawił się przywódca miejscowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •