[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A teraz nale\y chyba pchnąć tę część boazerii, a sezam się otworzy.
Naparł prawym ramieniem na listwę, coś zgrzytnęło i cały prostokąt boazerii stał się
jakby drzwiami obrotowymi, z przebiegającą przez środek metalową osią.
Z obydwu stron odchylonej ściany boazerii ukazały się dwa przejścia na niewielki
podest ze schodami w dół.
Sezam grafa von Bolcka był otwarty, a my gapiliśmy się wszyscy w czarny otwór
wejścia do podziemia.
98
ZAKOCCZENIE
Dwa dni pózniej, w środę po południu, usiedliśmy w ogrodzie do ugarnirowanej
brzany doktora Kulwiecia, którą przyrządzono na trzy sposoby: po polsku, po francusku
i z rusztu. Oczywiście te specjały przygotował szef kuchni pensjonatu  Pod Klonem",
pan Tadeusz, krajan pana doktora. Wszyscy obecni byli ubrani w swoje najlepsze stroje
codzienne, tylko siostrzenica pana Tomasza ukazała się nam jako dama: szła w długiej,
brokatowej sukni koloru burgunda, szamerowanej złotą nicią, z obcisłą talią i takimi\
rękawami, zaś na głowie miała jedwabny, gotycki kornet ze stosownymi wstą\kami i
broszą przypiętą na piersiach w postaci tarczy herbowej z trzema złotymi podkowami na
błękitnym tle.
Takiej Zośki nawet w najpiękniejszych snach bym nie wyśnił, gdy tak szła ku nam,
zgromadzonym koło stołu pod sędziwym klonem w ogrodzie. A wejście Zośki było
wyre\yserowane przez nią samą idealnie; nawet lepiej by tego nie uczynił mistrz mowy
polskiej, aktor Wiktor Posługa. Zatem staliśmy jak osłupiali, tylko przytomny jak zwykle
doktor Kulwieć, rymnął na kolana i rzekł teatralnie: - Rąbka twej sukni nie jestem
godzien ucałować, moja ty piękna Zofijo, Gwiazdo Mądrości!
Ale wnet się poderwał, ucałował jednak jej koniuszki palców i powiódł ku stołowi,
gdzie usadowił na poczesnym miejscu koło pana Tomasza. A \e białe wino było rozlane
w kieliszki, pan Tomasz ujął swój za nó\kę i wygłosił krótki toast: - Siostrzenico,
kochani przyjaciele. Za pomyślność ka\dego z nas i za wspaniałą robotę, jaką wykonało
ka\de z nas w Klonowie!
Kiedy upiliśmy trochę z kieliszków, ubiegłem jednak doktora i pierwszy nało\yłem na
talerz Zośce ryby po polsku, szepcząc jej do ucha:
- Pora\asz swym wyglądem, Zośka! A ta odpaliła:
- To kiedy miałam się przebrać za damę, jak nie dzisiaj, skoro nici z bitwy pod
Grunwaldem, panie Pawle?
- Jakie nici?! - zaprzeczyłem. - Co ty wygadujesz? Jedziemy na bitwę i ju\! Przecie\
gala dopiero w niedzielę.
- Doprawdy? Jedziemy razem, panie Pawle? Tak się cieszę.
I zwróciła swe chabrowe oczęta na mnie, jak na prestidigitatora, który nagle
wyczarował z rękawa bukiet kwiatów zaręczynowych, ale ja tylko trzymałem w ręku
wiklinowy koszyczek z chlebem, więc nadal byłem tylko Pawłem.
- Tak. Jutro jedziemy na Grunwald. Ale wcześniej oprowadzisz Jasia i Małgosię po
podziemiach pałacu i Baszty Nietoperzy. Tylko uwa\aj, dobrze?
Zośka tylko skłoniła główkę, a\ furknęły wstą\ki i zabrała się razno do jedzenia.
Pan Tomasz powiedział: - Słuchajcie, mam dobrą wiadomość na koniec. Sezam grafa
von Bolcka okazał się nadzwyczaj obfity. Szczególnie imponujący jest księgozbiór, jaki
zgromadzili jego przodkowie i on sam. Ksią\ki oznakowano jego exlibrisami, a ukrył je
w podziemiach pałacu. Trudno go obecnie ocenić, ale widać pobie\nie, \e zawiera nie
tylko białe kruki, ale i średniowieczne inkunabuły. I co jeszcze, proszę was, to w małym
kufrze odnalazły się dwie księgi parafialne z tutejszego kościoła, jakie zarekwirował
Kurt Becker w styczniu 1945 roku, gdy przybył tu z oddziałem Waffen-SS, uciekając
przed Armią Czerwoną, atakującą Królewiec.
- I odnalazł pan zapis chrztu ojca Schneidera? - zapytałem.
- Odnalazłem. Niemcy byli i są bardzo skrupulatni w tych sprawach. Wczoraj
przekazałem księgi pani podkomisarz Nowickiej. W jednej z nich na stronie 153, pod
99
datą 20 pazdziernika 1936 roku widnieje zapis dotyczący chrztu Jana, syna Egona
Ró\ańskiego i Elizy Ró\ańskiej z domu Polak. Ten sam zapis istnieje w niemieckiej
kartotece obozu karnego w Lubawie, \e w styczniu 1940 roku przyjęto do tego obozu
małego Janka Ró\ańskiego, adoptowanego przez Adolfa Schneidera, dziadka Ericha
Schneidera. Zatem ojcem obecnego Ericha jest Polak, któremu rodziców zamordowali
hitlerowcy podczas drugiej wojny światowej...
- Ale mimo wszystko - wtrącił się doktor - nie chciałbym tego prze\ywać, naprawdę.
To chyba szok dla Ericha Schneidera.
- Zgadzam się z tobą - przytaknął Krzysztof, zajadając się brzaną przyrządzoną na
sposób francuski, której główną ingrediencją miały być oliwa i ocet winny, zaś po polsku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •