[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Flair, a także willi na Zante. Dzwoniła już do opiekuna willi
na wyspie i umówiła się z nim na drugi weekend września, by
zdecydować o koniecznych przeróbkach.
Jemma żyła całkiem niezle z zysków, które przynosiła
kwiaciarnia, a poza tym miała pieniądze z polisy Alana, które
zamierzała zainwestować w firmę. W zasadzie nie korzystała z
dywidend, ale była głównym udziałowcem i ojciec
potrzebował jej zgody na plan awaryjny Luke'a. Z pewnością
chciał odzyskać pieniądze wyłożone na zakup udziałów Thea.
- Jeszcze wina? - pytanie Luke'a przerwało tok jej myśli.
Pospiesznie nakryła szklaneczkę dłonią. To właśnie
nadmiar wina był przyczyną jej pierwszych kłopotów z
Lukiem, a teraz nie miała zamiaru powtarzać tamtego błędu.
- Dziękuję. Przejdzmy lepiej do interesów. Po to tu
przecież jestem. - Odważnie mówiła dalej: - Popraw mnie,
jeżeli się mylę, ale sądzę, że jako główny udziałowiec
powinnam ci udzielić zgody na wszelkie działania związane z
firmą, bo nie możesz o niczym decydować bez konsultacji ze
mną. Luke, rozparty wygodnie na sofie, uśmiechał się lekko.
- W zasadzie się nie mylisz. - Przerwał na chwilę. -
Istotnie jesteś głównym udziałowcem, dlatego straciłaś
najwięcej i zgodnie z prawem nie można podejmować
żadnych działań bez twojej zgody.
Jemma wydała ciche westchnienie ulgi, okazało się
jednak, że była to ulga przedwczesna. Luke mówił dalej:
- Niestety kłopoty twojego ojca sięgają daleko w
przeszłość. Zgodnie z moimi informacjami, dopóki nie
ukończyłaś osiemnastu lat, twój ojciec był powiernikiem
dziesięciu procent udziałów, które zostawiła ci matka. Potem
zostałaś wspólniczką, razem z ciotką i ojcem i przez następne
cztery lata, dopóki nie sprzedałaś udziałów matki ojcu, byłaś
bezpośrednio odpowiedzialna za kierowanie firmą, podobnie
jak inni członkowie rodziny. Na szczęście nie byłaś
udziałowcem w czasach najgorszych wybryków twojego ojca.
Teoretycznie rzecz biorąc, mogłabyś zostać oskarżona razem z
ojcem o wczesne defraudacje.
- Ja?! - wykrzyknęła. - Oszalałeś? To niemożliwe. Nigdy
nie miałam nic wspólnego z tą firmą. Sprzedałam udziały,
które zostawiła mi matka, ojcu, żeby spłacić dom, który
kupiliśmy z Alanem.
Nigdy nawet nie byłam na zebraniu rady nadzorczej aż do
tej wiosny, kiedy mój ojciec się przy tym uparł, bo
odziedziczyłam udziały ciotki Mary.
- Wiem. Twój ojciec mi powiedział - przyznał Luke
obojętnie, wstając z sofy. - Musiał to zrobić bo widziałem
twój podpis na wcześniejszych dokumentach. Czy ty
przynajmniej sprawdzałaś, co podpisujesz?
Jemma patrzyła na Luke'a z poszarzałą twarzą, nareszcie
w pełni świadoma powagi sytuacji.
- Nigdy - przyznała. - Myślałam, że to tylko formalność.
- Wierzę ci. Ale to nie zmienia faktu, że jedynym
sposobem powstrzymania katastrofy jest duży zastrzyk
gotówki.
- Ile? - spytała tępo. - Mogłabym sprzedać dom, a z
czasem i willę w Grecji. - Zamrugała, próbując powstrzymać
łzy.
Trudno było uwierzyć, że jej własny ojciec już dziesięć lat
temu wplątał ją w aferę kryminalną. Wiedziała jednak, że
Luke mówi prawdę. Wyraz winy na twarzy ojca i jego
niepewne zachowanie były tego jawnym dowodem.
Luke usiadł obok niej, ujął jej twarz w obie dłonie i
zwrócił do siebie.
- Zaproponuję ci rozwiązanie. Jestem gotów
zainwestować całą sumę potrzebną, żeby wyciągnąć was z
kłopotów, ale chcę czegoś w zamian.
- Jestem pewna, że ojciec zrobi wszystko, co
zaproponujesz. To dobry człowiek, ale...
- Ma żonę o kosztownych nawykach i żyje ponad stan -
dokończył Luke cynicznie. - Ale nie chodzi mi o twojego ojca,
ale o ciebie. Chcę, żebyś za mnie wyszła.
W pierwszej chwili pomyślała, że postradał zmysły, ale
zobaczyła błysk determinacji w jego oczach i nie była już taka
pewna.
- Moglibyśmy ogłosić zaręczyny na urodzinowym
przyjęciu dziś wieczorem.
Propozycja była tak zaskakująca, że wyrwała Jemmę z
przygnębienia. Wyobraziła sobie minę Jan i omal nie
parsknęła śmiechem.
- %7łartujesz? Przecież umawiasz się z moją siostrą! -
Jemma nagle wpadła na wspaniały pomysł. - Ją powinieneś o
to prosić, nie mnie. Na pewno chętnie się zgodzi.
- Jan jest dla mnie tylko znajomą, niczym więcej. -
Patrzył jej prosto w oczy, aż się zarumieniła. - Więc z tym nie
ma problemu. - Jego długie palce przesunęły się na jej
policzek i okręciły kosmyk włosów wokół jej ucha. Drgnęła, a
on dodał: - Zapomnij o Jan. Jeżeli chcesz pomóc ojcu, wyjdz
za mnie.
Jego głęboki głos podrażnił jej zmysły, w ustach nagle
zrobiło się sucho.
- To twój wybór, ale chcę wiedzieć, co postanowiłaś.
Słowo wybór uświadomiło jej realność zagrożenia.
Zerwała się na równe nogi.
- Dlaczego ja? - spytała, patrząc mu prosto w oczy.
Luke znowu odchylił się na oparcie, całkowicie
zrelaksowany, podczas gdy ona stała przed nim na drżących
nogach, zastanawiając się, jakim cudem tak miło
zapowiadający się dzień zmienił się w horror.
- Naprawdę musisz pytać? - Przesunął wzrokiem po jej
ponętnych krągłościach. - Byłaś już mężatką, więc nie bądz
taka naiwna.
- Właśnie. - Jemma wpadła mu w słowo. - Dobrze wiem,
czym jest małżeństwo. Miłość jest jego integralną częścią, a
my się nie kochamy.
Nawet go nie lubiła! Był zbyt silny, zbyt arogancki, zbyt
władczy. Zbyt wyraznie był człowiekiem sukcesu. Zachowała
jednak na tyle zdrowego rozsądku, żeby mu tego nie
powiedzieć.
- Miłość nie istnieje. To tylko słowo na określenie
pożądania - odpowiedział cynicznie. - I nie ma nic wspólnego
z moją propozycją. Kiedy spłacę długi, Vanity Flair będzie
należała wyłącznie do rodziny. Oczywiście będę potrzebował
zabezpieczenia moich pieniędzy. Uzyskam je, żeniąc się z
tobą.
- Ależ to jest równoznaczne z szantażem... - szepnęła.
Potrząsnęła głową, próbując uporządkować myśli.
Podniosła wzrok, szukając na jego twarzy znaku, że to
wszystko był okrutny żart.
Ale twarz Luke'a była bez wyrazu. Równie dobrze mógł
prowadzić rozmowy handlowe. Właściwie w pewien sposób
tak było. Tylko że tym razem kupował małżeństwo, w końcu
zbił fortunę, handlując, czym się da. Czemu tym razem
miałoby być inaczej, pomyślała gorzko.
- Mimo wszystko nie rozumiem, dlaczego chcesz mieć
niechętną ci żonę - powiedziała beznamiętnie. - Poza tym
mogłabym się zgodzić, a po pół roku rozwieść się z tobą.
Wtedy byłabym trochę bogatsza, a ty wręcz przeciwnie.
- Niezły pomysł. - Miał czelność uśmiechnąć się, wstając
i władczo obejmując ją ramieniem. - Przykro mi, że cię
rozczaruję, ale to nie byłoby takie proste, bo jest jeszcze jeden [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •