[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprawę od początku, my powinniśmy teraz porozmawiać
z Ariadne.
I przedstawić ją jej matce... dokończyła Sara.
Tak. Sam nie wiem, jak to się odbędzie. Nie można
przewidzieć, jak obie zareagują na tego rodzaju sytuację.
Mam nadzieję, że Ariadne z wdzięczności za to, co matka
dla niej robi, zapomni, że ją zostawiła, kiedy była
dzieckiem.
A ja jestem pewna, że wszystko zrozumie. Kiedy
Sylvia jej wytłumaczy, dowie się, że matka nie miała
innego wyjścia. Sara jąkała się z podniecenia.
144 MARGARET BARKER
Tak czy inaczej podsumował Michaelis entuz-
jastyczną wymianę zdań wiele zależy od nas. Musi-
my się postarać, żeby to spotkanie wypadło jak naj-
lepiej. No i przekonać obie, żeby dzisiaj poleciały na
Rodos.
Sara zamrugała powiekami.
Chcesz, żebym poleciała tam z tobą? zapytała
niepewnie.
Zdziwiła go swoim pytaniem.
Oczywiście. Jesteś najodpowiedniejszą osobą. Chy-
ba że jesteś zmęczona. Po takich doświadczeniach...
Masz na myśli to, że prawie się utopiłam, czy raczej
może co innego? zapytała filuternie.
Objął ją, odsunął i przyjrzał się jej uważnie.
Jesteś cudowna. Piękna, mądra, fantastyczna.
Wczoraj myślałem, że cię tracę, ale wróciłaś do mnie i już
nigdy, przenigdy nie dam ci odejść. Zawsze będziemy
razem. Saro... ja...
Urwał, popatrzył jej w oczy z miłością i znowu zaczął
mówić:
Tak bardzo bym chciał to powiedzieć poprawnie po
angielsku. Saro, czy zostaniesz moją żoną? Czy wyj-
dziesz za mnie? Czy mnie poślubisz...
Tak! Tak! Tak! Nie pozwoliła mu dokończyć.
Wargami poszukał jej ust.
Mamy co prawda jeszcze tylko godzinę szepnął
potem. Muszę jechać do szpitala, ale może jakoś
zdążymy...
Tym razem kochali się spokojnie i powoli, jak ludzie,
którzy wiedzą, że mają przed sobą całe długie życie.
Wcześnie po południu szpitalny helikopter wzbił się
TAJEMNICA LEKARSKA 145
ponad lazurowe wody zatoki. Sara spojrzała na widoczne
w dole kolorowe jachty.
Zupełnie inaczej niż wczoraj zauważyła. Spójrz,
Michaelis.
Tak, i to pod każdym względem odparł cicho.
Wziął ją za rękę, co bynajmniej nie wchodziło w za-
kres jego służbowych obowiązków. Oboje byli na dyżu-
rze, ale ich pacjentki akurat w tej chwili nie potrzebowały
medycznej opieki.
Patrzącnamatkę i córkę, Sara czułacałą słodycz dobrze
spełnionego obowiązku. Jej rola zaraz się skończy. W chwili
gdy odstawią pacjentki do szpitala i przekażą je tutejszemu
personelowi. Zrobiła, co do niej należało, teraz może tylko
czekać. Zajmą się nimi ponownie, kiedy Sylvia i Ariadne
wrócą po operacji na Ceres na rekonwalescencję. Na razie
ona i Michaelis są wolni.
Przypomniała sobie poranne spotkanie matki z córką.
Nic nie trzeba było robić, nic aranżować. Sylvia natych-
miast wzięła ćorkę w ramiona, a teraz coś jej cichym
głosem opowiadała. Dobiegające strzępy zdań świad-
czyły o tym, że opowiada jej wszystko, co się wydarzyło
w jej życiu od chwili opuszczenia Ceres.
Byłam zrozpaczona... Byłaś takim ślicznym dziec-
kiem. Chciałam cię zabrać ze sobą do Australii, ale...
szeptała chaotycznie.
Wiem, mamo, wiem, rozumiem. %7łal mi tylko, że cię
nie miałam przy sobie, kiedy dorastałam...
Sylvia mocno przytuliła ćorkę.
Teraz będziemy miały dla siebie dużo czasu, kocha-
nie, na pewno wszystko nadrobimy.
Michaelis zwrócił ku nim głowę.
Przed operacją będzie jeszcze sporo czasu, jeszcze
146 MARGARET BARKER
zdążycie sobie wszystko opowiedzieć. Poznacie się le-
piej...
My się już bardzo dobrze znamy odparła wesoło
Ariadne. Czuję się tak, jakby mama zawsze ze mną była.
Sylvia spojrzała na Sarę rozjaśnionym wzrokiem.
Nie wiem, jak wam za wszystko dziękować. Tyle
dla nas zrobiliście. A czy ponadto... mogę wam również
złożyć gratulacje?
Z jakiej okazji? Michaelis udał, że nie rozumie
aluzji.
Tak na siebie patrzycie, że coś mi się wydaje, że
musicie być bardzo szczęśliwą parą.
Uśmiechnął się.
Bardzo słuszne spostrzeżenie. Dodam jeszcze, żedziś
oświcie oświadczyłem się Sarze i zgodziła się zostać moją
żoną.
Wcale jej się nie dziwię! Gratuluję obojgu. Jesteście
taką piękną parą... Mam nadzieję, że będziecie tak samo
szczęśliwi jak ja z Donem.
Michaelis uniósł dłoń Sary i pocałował ją.
Na pewno. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem
na świecie oświadczył.
Ariadne nagle się zaniepokoiła.
Ale jak wrócimy na Ceres, będzie pan się nami
opiekował, doktorze? zapytała. Nie wyjedziecie tak
zaraz na miodowy miesiąc?
Roześmiał się.
Na razie nie mamy żadnych planów wyjazdowych.
Nie mieliśmy czasu się nad tym zastanowić. Prawdę
mówiąc, jeszcze nie poprosiłem rodziców Sary o jej rękę.
A przecież tego wymaga tradycja.
Na ułamek sekundy Sarze zrobiło się przykro. Przypo-
TAJEMNICA LEKARSKA 147
mniała sobie nastawienie jej rodziny do Michaelisa.
Chyba uda się jej przekonać siostrę i matkę, że małżeńst-
wo z tym człowiekiem to najlepsza rzecz, jaka się jej
może przytrafić. Bez względu na wszystko i tak za niego
wyjdzie, ale wolałaby to zrobić za przyzwoleniem rodzi-
ny. Bardzo ich kocha i bolałoby ją, gdyby mimo woli
musiała wyrządzić im przykrość.
Zostawili pacjentki w szpitalu i szybko wrócili do
samolotu. Lot na Ceres upłynął spokojnie, a po wylądo-
waniu natychmiast samochodem udali się nad zatokę
Nymborio.
Wszystko poszło wspaniale powtarzała Sara
z przejęciem. Nawet się nie spodziewałam, że tak sobie
od razu przypadną do gustu! I ten twój znajomy chirurg...
wspaniały facet! Jak dobrze, że znasz kogoś takiego.
Patris będzie nas o wszystkim informował na bieżą-
co przytaknął Michaelis. Razem pracowaliśmy w Ate-
nach zaraz po studiach. Potem on został ordynatorem
wielkiego szpitala, a ja trafiłem z powrotem na swoją
wysepkę.
Sara ustami musnęła jego policzek.
I bardzo dobrze się stało. W przeciwnym razie nigdy
byśmy się nie spotkali.
Musieliśmy się spotkać, to było przeznaczenie
rzekł stanowczo. Całkowicie odmieniłaś moje życie.
Po wizycie u twoich rodziców pojedziemy do moich,
dobrze? Jestem pewien, że będą zachwyceni, kiedy się
dowiedzą o naszych planach. Od pierwszego spojrzenia
bardzo im się spodobałaś, ale bali się pytać, jak to jest
między nami.
Jeszcze niedawno nawet my sami dokładnie tego nie
148 MARGARET BARKER
wiedzieliśmy zauważyła z melancholią Sara ale
teraz... teraz bardzo chętnie pojadę do twoich rodziców
podzielić się z nimi dobrą nowiną.
Kiedy znalezli się pod domem malowniczo położo-
nym nad zatoką Nymborio, nieprzyjemny niepokój ogar-
nął ją znowu. Jak rodzice zareagują na wizytę Michae-
lisa? Co powie Chloe, kiedy usłyszy, w jakim celu
przyjechali?
Michaelis zgasił silnik, wysiadł z samochodu, obszedł
go i otworzył drzwi przed Sarą. Trzymając się za ręce,
przebyli kamienne schody i weszli na taras. Drzwi do
salonu były otwarte. Na spotkanie wyszła im Chloe.
Pocałowała siostrę w policzek i oficjalnie przywitała się
z Michaelisem.
Jak się masz odezwała się chłodno.
W tej samej chwili z wnętrza domu dobiegł ich męski
wesołygłos to Anthony Metcalfe entuzjastycznie witał
gościa.
Chodz, chodz, Michaelis! Witaj, mój drogi!
Sara odetchnęła z ulgą. Ojciec jako jedyny nigdy nie
słuchał plotek. To, co mówiono na wyspie, zupełnie go
nie obchodziło. Miał o ludziach wyrobione zdanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]