[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprzyjającą porę.
- Gdzie jest to okropne dziewczynisko? - zapytał Fairchild, stając za jego plecami. -
Cały dzień się gdzieś chowa.
- Kąpie się - poinformował Adam.
- Mam nadzieję, że ma przekonywujące wytłumaczenie. - Z naburmuszoną miną
Philip położył dłoń na klamce.
- Wytłumaczenie czego? - zainteresował się Adam.
- Zaginięcia moich butów.
- Wątpię, żeby je miała.
- Skandal! - zagrzmiał Fairchild. - Człowiek wbija się w garnitur, dusi krawatem, a tu
nagle się okazuje, że nie ma butów.
- A pytałeś może Cardsa? - podsunął Adam.
- Cards nie dałby rady wcisnąć swych wielkich angielskich stóp w moje buty. -
Zmarszczył czoło. - Z drugiej strony, to przecież on miał mój smoking.
- Otóż to.
- Ten człowiek to prawdziwy kleptoman - skarżył się Fairchild. - Na twoim miejscu,
Adamie, sprawdziłbym, czy nie zginęły mi slipki. Za pół godziny podajemy w salonie
koktajle, nie spóznij się.
Adam poszedł się przebrać. Wiązał właśnie krawat, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Zanim zdążył się odezwać, w drzwiach stanęła Kirby. Ubrana w obcisły kombinezon z
połyskliwego, miękko układającego się czarnego materiału, wyglądała wyjątkowo ponętnie.
Pięć złotych łańcuszków, otaczających jej talię, dodawało jej egzotycznej elegancji.
Zwiadoma wrażenia, jakie na nim zrobiła, uśmiechnęła się lekko, po czym przybrała kuszącą
pozę.
- Witaj, sąsiedzie.
Kołysząc biodrami, podeszła do niego. Ująwszy ją pod brodę, Adam uniósł jej twarz.
Makijaż zdradzał rękę artystki, doświadczonej w optymalnym doborze kolorów. Róż,
podkreślający owal twarzy, nałożony był perfekcyjnie, zaś szminka idealnie dobrana do
odcienia jej karnacji.
- Wyglądasz już lepiej - ocenił.
- Stać się na lepsze komplementy.
- Jak się czujesz?
- Czułabym się dużo lepiej, gdybyś przestał się tak ciągle dopytywać o moje zdrowie,
jak gdybym cierpiała na jakąś śmiertelną chorobę. - Zarzuciła mu ramiona na szyję. - I gdybyś
mnie pocałował, jak należy.
Pochyliwszy się najpierw musnął wargami jej powieki, następnie skronie, a dopiero
potem dotknął jej ust.
- Kocham cię - wyszeptała, nie otwierając oczu. - Nie wiem, czy wystarczy mi życia,
żeby ci to dostatecznie okazać.
- Mamy przed sobą jeszcze wiele lat. - Odsunął ją lekko, aby móc podnieść do ust jej
dłonie. - Całe życie razem.
- Niestety będziemy musieli chyba zaraz zejść do salonu, bo Harriet i Melly powinny
się zjawić lada chwila - westchnęła.
- Szczerze mówiąc, wolałbym tu z tobą zostać i kochać się do samego świtu.
- Nie kuś mnie, jeśli nie chcesz, żebym rzuciła ci wyzwanie - ostrzegła ze śmiechem. -
Poza tym odkąd powiedziałam Harriet, że pomogłeś mi z Tycjanem, uważa cię za ósmy cud
świata i nie chciałabym, żebyś stracił w jej oczach, spózniając się na kolację.
- W takim razie chodzmy czym prędzej - zdecydował, podając jej ramię.
Z pozoru Kirby wydawała się kipieć energią, jak zwykle żartowała, droczyła się z
ojcem, żywo uczestniczyła w dyskusji na temat współczesnej sztuki, jednakże Adam z
niepokojem obserwował ślady silnych przeżyć, jakie dostrzegał na jej twarzy mimo
starannego makijażu. Mimo najlepszych starań, nie była w stanie ukryć przed nim bladości
policzków ani lekkich cieni pod oczami.
- Adamie. - Harriet ujęła go pod rękę, gdy przechodzili z jadalni do salonu. - Nie mogę
się doczekać, kiedy wreszcie zobaczę portret Kirby.
- Już wkrótce - zapewnił. - Gdy tylko gotowy, będziesz pierwszą osobą, której go
pokażę.
- Domyślam się, że nie uda mi się więcej wytargować, prawda? - westchnęła. - Usiądz
przy mnie - poleciła, rozkładając suto marszczoną spódnicę na sofie. - Kirby pozwoliła mi z
tobą poflirtować.
Uwagi Adama nie uszedł delikatny rumieniec, który wypłynął na policzki Melanie,
zawstydzonej bezpośredniością matki.
- Chyba nie potrzebujemy jej zezwolenia? - roześmiał się, całując dłoń Harriet.
- Czy zechcesz przyjąć naszyjnik z krokodylich zębów jako dowód mojej
wdzięczności?
- Na litość boską, mamo! - wtrąciła się Melanie.
- Czemu niby Adam miałby przyjąć takie okropieństwo?
- Bo jest dobrze wychowany - odparowała.
- Adam zgodził się, żebym jako pierwsza pokazała portret Kirby w naszej galerii.
Chcę mu się jakoś odwdzięczyć.
Adam spojrzał na nią z podziwem. Harriet wykazała się imponującym refleksem.
Domyślił się, że Melanie nie ma pojęcia o niezwykłym hobby matki i Philip Fairchilda. Nie
miał wątpliwości, że nawet gdyby ją wtajemniczono, nie wykazałaby tyle zrozumienia, co
Kirby.
- Panie Fairchild, pański jastrząb wygląda bardzo obiecująco - odezwał się wreszcie
Rick, który od początku kolacji nie wypowiedział ani słowa.
- Ach, dziękuję! - uradował się Fairchild i zaczął długi, szczegółowy wykład na temat
zastosowania suwmiarki w procesie rzezbienia.
- No to Rick wpadł po uszy - zawyrokowała Kirby.
- Papa nie ma litości dla osób, które wykażą zainteresowanie jego pracą.
- Nie wiedziałam, że wuj Philip zajął się rzezbą - wtrąciła się Melanie.
- Tylko nie wdawaj się z nim w rozmowę na ten temat, bo nigdy się nie wyrwiesz z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]