[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cały jego rozsądek i żołnierskie doświadczenie buntowały się przeciwko poleceniu
Numedidesa.
Procas odwlókł swój wymarsz o kilka dni, mając nadzieję, że król po namyśle odwoła
rozkaz, lecz do obozu nie dotarły żadne nowe wieści, więc nie odważył się dłużej czekać. I
tak pewnego pięknego wiosennego poranka Amulius Procas przekroczył ze swoją armią
Alimane. Rzeka, której poziom opadł już po wiosennych roztopach, nie była przeszkodą dla
chorągwi rycerzy w lśniących zbrojach, tarczowników w kolczugach i łuczników w
skórzanych kaftanach. Przebrnęli przez nurt i podjęli marsz krętą drogą wznoszącą się ku
przełęczy Saxula, a po jej przebyciu w pierwszej kolejności ruszyli w kierunku obozu
buntowników na równinie Pallos.
Dopiero rankiem oficerowie dowiedzieli się o otruciu swego dowódcy. Pośpiesznie
zgromadzili się w namiocie Conana. Dexitheus wziął puchar i ostrożnie powąchał resztki
napoju Alciny.
Ten trunek orzekł zawiera sok purpurowego lotosu ze Stygii. Wedle
wszelkich zasad nasz generał powinien już być martwy jak król Tuthamon. Mimo to żyje,
choć wygląda jak trup z otwartymi oczami.
Publius zamyślił się i powiedział:
Być może morderca użył tylko tyle trucizny, ile potrzebne było do powalenia
zwykłego człowieka, a nie wziął pod uwagę wzrostu i tężyzny Conana.
To ta suka o zielonych oczach! zawołał Trocero. Nigdy jej nie ufałem, a jej
zniknięcie ostatniej nocy tylko potwierdza jej winę. Gdybym dostał tę wiedzmę w swoje ręce,
spaliłbym ją na stosie!
Dexitheus obrócił się ku hrabiemu.
Zielone oczy, rzeczesz? spytał szybko. Kobieta o zielonych oczach?
Tak, jak szmaragdy, ale co z tego! Z pewnością widziałeś nałożnicę Conana,
piękną Alcinę.
Dexitheus potrząsnął głową z miną świadczącą o złym przeczuciu.
Słyszałem, że nasz generał zabrał ze sobą tancerkę z winiarni w Argos mruknął.
Starałem się jednak nie zważać na taką nieobyczajność, Conan zaś taktownie trzymał ją z
dala od mych oczu. Biada naszej sprawie! Sam Mitra objawił mi we śnie, aby strzec się
zielonookiego cienia, stojącego blisko naszego dowódcy. Nie wiedziałem, wtedy, że zło już
stąpa pomiędzy nami. Biada mi za to, że zaniedbałem zwierzyć się moim towarzyszom!
Dość! uciął Publius. Conan żyje i możemy dziękować bogom, że nasza
piękna trucicielka to partaczka w tym fachu. Niech nikt prócz giermków Conana nie wchodzi
do tego namiotu. Musimy powiedzieć ludziom, że zaniemógł nieco, i sami dalej
odbudowywać nasze siły. Musisz przejąć dowodzenie, Trocero.
Poitański hrabia z powagą skinął głową.
Zrobię, co będę mógł, skoro jestem zastępcą dowódcy. Ty, Publiusie, musisz
rozesłać zwiadowców, abyśmy wiedzieli wszystko o ruchach Procasa. Muszę iść. Już czas na
poranny apel. Będę ćwiczył naszych chłopców tak ostro jak Conan, a nawet bardziej!
Do czasu gdy Procas rozpoczął inwazję, Lwy posiadały już liczne czujne oczy i
nasłuchujące uszy krążące po górach i nad brzegiem Alimane. Do przywódców powstańczej
armii, jak zwykle odbywających swe narady w namiocie Conana, rychło dotarły raporty o
liczbie najezdzców. Trocero, z siwizną gęściejszą niż przed tygodniem i ze śladami
zmęczenia na twarzy, spokojnie zapytał Publiusa:
Co nam wiadomo o sile przeciwnika?
Publius pochylił głowę, by zsumować liczby na woskowych tabliczkach. Gdy podniósł
wzrok, w jego oczach była obawa.
Przewyższa nasze siły co najmniej trzykrotnie powiedział ciężko. To czarny
dzień, przyjaciele. Niewiele możemy zrobić poza stawieniem ostatecznego oporu.
Bądz dobrej myśli, Publiusie! pocieszał go hrabia, poklepując skarbnika po
plecach. Dobrze, że nie jesteś generałem, bo w przeciwnym razie szybko przekonałbyś
żołnierzy, iż są pokonani, jeszcze przed rozpoczęciem walki. Odwrócił się do Dexitheusa.
Jak z naszym generałem?
Odzyskał świadomość, lecz jak dotąd nie może się poruszyć. Sądzę, że wyżyje,
chwała niech będzie Mitrze.
Jeśli nie będzie mógł wsiąść na konia, gdy zagra trąbka bojowa, ja uczynię to za
niego odparł Trocero. Czy mamy jakieś wiadomości od Prospera?
Publius i Dexitheus potrząsnęli głowami.
A więc musimy sobie poradzić z tym, co mamy. Trocero wzruszył ramionami.
Wróg nadejdzie dopiero jutro, a zatem teraz musimy zdecydować: walczyć czy uciekać?
Od strony górskich szczytów nadciągała konnica i piechota Legionu Pogranicznego.
Poprzedzały ich luzne gromady zwiadowców i harcowników. Za nimi jechał na swym
rydwanie Amulius Procas. Powstańcy rozwinęli szyki bojowe na środku równiny.
Powietrze znieruchomiało, jakby zastygło w oczekiwaniu. Szeroki front przeważającej
liczebnie Aquilońskiej armii nie pozwalał hrabiemu Trocero na jakikolwiek manewr
okrążający ze skrzydeł. Rozerwanie centrum oznaczałoby natychmiastowe unicestwienie sił
rebeliantów. Hrabia wiedział też, że nie ma szans na żaden udany odwrót osłaniany ciągłymi
kontratakami straży tylnej. Taki manewr mógł być wykonany tylko przez dobrze
wyćwiczonych i zdyscyplinowanych żołnierzy. Ludzie, którymi dysponował Trocerro,
rozczarowani tym, co spotkało ich nad Alimane, otrzymawszy rozkaz odwrotu po prostu
rozpierzchliby się, każdy na własną rękę, a Aquilońska lekka jazda zmasakrowałaby
uciekających. Byłby to prawdziwy koniec powstania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]