[ Pobierz całość w formacie PDF ]

osiągają rozmiary, pozwalające wykorzystać je do budowy okrętów. Podczas pobytu w
Turanie Crotalus poznał również tajemnice szkutnictwa, które obecnie przekazał naszym
cieślom okrętowym. Mag twierdzi też, że potrafi rozkazywać wiatrom. Co więcej, zarzeka się,
że za pomocą swoich czarodziejskich obrzędów zdoła kierować naszą flotą w mgle, bitewnym
dymie, podczas sztormów i na płyciznach.  Poseł zamyślił się na chwilę.  Jeśli wszystkie
jego sposoby okażą się skuteczne, wykorzystując siłę mojego ludu i skarb, który nam
pozostawiłeś, przed nastaniem końca roku będziemy rozporządzać gotową do wypłynięcia
flotą.
 Czy mogę zapytać, czego zażądał Zembabwańczyk za pomoc Hyrkanii?  Conan
zmarszczył brwi i zatopił wzrok w kubku z piwem.  Czyżby Crotalus po prostu pragnął
wypróbować swoje zaklęcia? Wiem z doświadczenia, że czarnoksięskie plemię zawsze ma
jakieś sekretne zamysły.
Poseł wzruszył ramionami.
 Zembabwańczyk otrzymał na swoją prośbę dostęp do najściślejszych kręgów
hyrkańskich mistyków, aczkolwiek nie sądzę, by nasza rodzima mądrość przewyższała to, z
czym on do nas przybył. Crotalus jest również bliskim przyjacielem i doradcą Antulli, którego
w ubiegłym miesiącu ogłoszono w Karapesku ushikaganem wszystkich południowych
stepów.  Adi Bukbul uśmiechnął się porozumiewawczo.  Prawdę mówiąc,
Zembabwańczykowi nie podobał się pomysł przymierza z tobą, lecz Antulla uparł się i wysłał
mnie tutaj. To chyba dowód, że nie rozkazuje mu żaden cudzoziemski czarownik.
 Czy Crotalus mówił wam o galerach, na których wiosłują olbrzymie potwory, ukryte pod
pokładami? Zajmował się tym niedawno na polecenie Turańczyków. Może buduje wam flotę
po to, by wyżywić swoje bestie?
 Wierz mi, Amro, nie ufam cudzoziemskiemu czarnoksiężnikowi ani trochę bardziej niż
ty.  Adi Bukbul zbył obawy swojego gospodarza niedbałym machnięciem ręki. 
Widziałem jednak na własne oczy, że jego plany się sprawdzają. Obejrzałem wiele
dziesiątków stępek położonych pod nowe okręty. Pierwsze galery zostały już zwodowane. Na
rzekach w głębi lądu trwają potajemne prace nad ich wyposażeniem. To duże, dobrze
uzbrojone trójrzędowce, przeznaczone do przewożenia nie smoków, lecz wolnych
hyrkańskich wioślarzy i wojowników oraz koni dla wojska. Wkrótce hordy hyrkańskich
jezdzców spłyną z pokładów na zachodnie równiny. Zamierzamy bowiem nie tylko
przepędzić turańskie gzy z powierzchni Vilayet. Planujemy również podbić tę kolonię, do
której od czasów naszych praprzodków rościmy sobie słuszne prawa. Powiedzmy to sobie
szczerze, Amro: zamierzamy zniszczyć Imperium Turanu; potrzebujemy w tym dziele
wsparcia Czerwonego Bractwa.
Prowadzone w podobnym duchu negocjacje trwały przez kolejne dni. Stronę morskich
grabieżców reprezentowali Conan i Santhindrissa. Hrandulf i inni wodzowie morskich
plemion spotkali się z hyrkańskim posłem jedynie dla dopełnienia formalności. Ten wolny
wyspiarski lud łączyły z hyrkańskimi klanami dalekie więzy pokrewieństwa, rozumiano
jednak, że w każdym pakcie zawartym przez Czerwone Bractwo znajdzie się miejsce dla
morskich plemion i że nic nie zagrozi ich wolności.
Z kolei najważniejszym celem Conana było uznanie pirackiej domeny za samodzielne
państwo. Upierał się przy nie ograniczonych prawach handlowych, przywileju napadania na
statki neutralnych królestw, wolności portów i umowie o wiecznym pokoju z Hyrkanią.
Liczył nawet, że być może zdoła wywalczyć uznanie pirackich okrętów za niezależne
jednostki floty wojennej Cesarstwa Hyrkanii. Jak każdy prawdziwy handlarz końmi, Adi
Bukbul uchylał się przed natychmiastowym uznaniem któregokolwiek z punktów przymierza.
Tymczasem spod pokładu hyrkańskiej galery wyładowano wytrzymałe niskie koniki, na
których poseł i jego świta mogli popisywać się jezdzieckimi umiejętnościami, galopując po
okolicznych urwiskach i wzgórzach. Nieco pózniej Conanowi udało się zaprosić swojego
gościa na pokład szybkiej łodzi żaglowej  na wyprawę wokół skalistych brzegów siedziby
piratów. Jednak na morzu Adi Bukbul czuł się o wiele gorzej niż w końskim siodle. Zbladł i
wiercił się niespokojnie, gdy tylko wypłynięto na wody djafurskiej cieśniny. Conan musiał
długo manewrować, by powrócić do portu. Na szczęście okazało się, że nie była to strata
czasu. Po drodze udało się mu wydębić od zzieleniałego i dygoczącego jak osika posła
ustępstwa w wielu nie rozstrzygniętych wcześniej sprawach.
Gdy dyplomatyczna misja dobiegła końca, Adi Bukbul uścisnął Conana na pożegnanie,
zabierając ze sobą na pokład długi zwój, na którym pełnym zawijasów hyrkańskim pismem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •