[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciebie! - skarciła ją Rowena. Jednocześnie pomyślała, że to
bardzo dobrze, iż markiz już wyjeżdża. Wróci do świata, do
którego zawsze należał, i jeśli jeszcze kiedyś sobie o nich
przypomni, będzie to dla niej ogromnym zaskoczeniem. Nie
mogła pozbyć się wciąż powracającej myśli, że będzie szukała
jego nazwiska w kronice towarzyskiej w prenumerowanej
przez ojca The Morning Post". Spodziewała się jednocześnie,
iż to, że markiz przebywał u nich tak długo, zrobi na
okolicznych mieszkańcach duże wrażenie. Być może nawet te
rodziny, które dotychczas za bardzo się ceniły, aby korzystać z
usług jej ojca, teraz zmienią zdanie. Jednak cokolwiek by nimi
kierowało, Rowena będzie szczęśliwa, ponieważ ich pieniądze
pokryją koszty nauki Marka.
Dziś rano markiz wręczył jej czek na sto gwinei i ona ten
czek przyjęła, chociaż coś wewnątrz niej buntowało się na
myśl, że nie mogą sobie pozwolić na jego odrzucenie. Tak
bardzo by chciała okazać markizowi, że jego pieniądze nie
mają dla nich większego znaczenia, ale prawda była inna.
Rozpaczliwie tych pieniędzy potrzebowali i Rowena czuła się
zobowiązana do wyrażenia mu swojej wdzięczności.
Markiz słuchał jej z dziwnym wyrazem twarzy i w pewnej
chwili powiedział:
- Proszę o tym zapomnieć, Roweno! Zapomnieć o
urażonej ambicji! Zapomnieć o wdzięczności! I cieszyć się,
przynajmniej przez chwilę, że jesteś bogata,
Podniosła na niego wzrok i zaprotestowała:
- Nie jestem niewdzięczna. Okazał się pan człowiekiem
niezwykle wspaniałomyślnym i jeśli uda mi się umieścić
Marka w jakiejś przyzwoitej szkole, będzie to pana zasługa.
- Mam zamiar porozmawiać o tym z pani ojcem.
- Dlaczego? - zdziwiła się Rowena.
Markiz nie odpowiedział i Rowena pomyślała, że uznał jej
ciekawość za impertynencję. Ale powiedziała sobie, że
widocznie markiz jest protektorem wielu szkół i że warto
będzie skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia.
Chociaż uznała jego wyjazd za pożądany, a całą tę
krzątaninę wokół przygotowań do wspólnej kolacji za
absurdalną, tego wieczoru znacznie dłużej niż zwykle
szykowała się do zejścia na dół. Miała tylko dwie wieczorowe
suknie. Aksamitną należącą jeszcze do matki, nosiła w sezonie
zimowym; drugą, z muślinu, latem. Uszyła ją sobie sama,
wybierając najtańszy materiał, jaki można było znalezć w
pobliskim miasteczku. Kolor idealnie pasował do błękitu jej
oczu. I chociaż ganiła się za rozrzutność, w wiejskim sklepiku
kupiła parę metrów wstążki, aby wymienić stare przybranie
aksamitnej sukni i nieco ją w ten sposób odświeżyć.
Rowena nie miała żadnej biżuterii, ale zanim poszła na
górę, aby się przebrać, zerwała w ogrodzie dwa białe pączki
róży. Przypięte do stanika sukni dodały jej elegancji, a
roztaczając dookoła subtelną woń, podniosły uroczysty nastrój
wieczoru. Była pewna, że markiz uzna jej uczesanie za
staromodne, jednak nie zmieniła fryzury. Wyszczotkowała
tylko starannie włosy, aż stały się jeszcze bardziej miękkie i
lśniące.
Z rozbawieniem zauważyła, że Hermiona miała we
włosach różową wstążkę kokieteryjnie związaną, na kokardę.
Przypuszczała, że siostra kupiła ją idąc na lekcje do
emerytowanej nauczycielki, która mieszkała w maleńkim
domu na skraju wioski. Była prawie pewna, że Hermiona
dokonała tego zakupu na kredyt i że zaraz po wyjezdzie
markiza sklepikarz prześle im rachunek.
Zrobiliśmy wszystko, aby sprawić mu przyjemność,
pomyślała, kiedy usiedli do stołu. Zastanawiała się, czy
markiza, który był zawsze otoczony wytwornym
towarzystwem, nie będą śmieszyły ich nieudolne wysiłki.
Czasami podejrzewała, że markiz ich lekceważy - przepaść,
jak ich dzieliła, była ogromna.
Rowena niewiele mówiła przy stole. Przez cały czas czuła
obecność markiza i w duchu przyznawała, iż trudno byłoby
znalezć drugiego tak przystojnego i atrakcyjnego mężczyznę.
Nie ulegało wątpliwości, że markiz również zrobił wszystko,
aby ten ostatni w ich domu posiłek pozostał na zawsze w ich
pamięci. Podano szampana i Rowena nie spuszczała z Marka i
Hermiony oka, bojąc się, żeby nie wypili zbyt wiele i nie
zachowywali się zanadto swobodnie. Dobrze wiedziała, że to
musujące wino potrafi ośmielić każdego.
Kiedy oczekujący w pobliżu Johnson ponownie napełnił
kielich swego pana, markiz, wziąwszy go do ręki, uroczyście
zabrał głos:
- Chciałbym wznieść toast. Przede wszystkim za doktora
Winsforda, któremu winien jestem wdzięczność nie tylko za
uratowanie życia, ale również za gościnę pod jego dachem; a
następnie za moją wspaniałą i prześliczną pielęgniarkę
Rowenę!
Jego słowa ogromnie Rowenę zaskoczyły. Poczuła, że się
czerwieni, i nie mogła sobie tego darować. Tymczasem
markiz odwrócił się w stronę Hermiony, która cały czas
patrzyła na niego z uwielbieniem, i rzekł:
- Za przyszłą artystkę, której uroda i talent zawsze będą
walczyły ze sobą o palmę pierwszeństwa. - Po czym,
zwracając się do Marka, z uśmiechem dodał: - Oraz za
jezdzca, któremu życzę, aby pewnego dnia pokonał
przeszkodę godną jego umiejętności.
Mark i Hermiona byli tym toastem zachwyceni i kiedy
skończyli pić szampana, Rowena wstała od stołu, mówiąc:
- Myślę, tatusiu, że najwyższy czas, abyśmy teraz
zostawili ciebie i jego lordowską mość samych,
- Ja również muszę już iść - rzekł doktor Winsford,
spojrzawszy na zegarek. - Mam jeszcze dwa wezwania do
pacjentów.
- Och, tatusiu! - z wyrzutem zawołała Rowena.
- Musi mi pan wybaczyć - powiedział doktor do markiza.
- Ale moi pacjenci czekają i nie chciałbym ich zawieść.
- Oczywiście - zgodził się markiz.
- Byłbym ci wdzięczny, Hermiono, gdybyś pojechała ze
mną - dodał doktor Winsford, zwracając się do młodszej córki.
- Nie mogę pozostawić konia przed domem państwa Blakes
[ Pobierz całość w formacie PDF ]