[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potworów.
Scrooge, blady jak płótno, odwrócił się, lecz obawiając się obrazić ducha, który może był
ojcem tych istot, usiłował powiedzieć, że to są przedziwne dzieci; kłamstwo jednak byłoby zbyt
rażące  wybełkotał zatem tylko:
 Czy to twoje dzieci?
 To są dzieci ludzkości!  odparł duch, spoglądając na nieszczęsne istoty z głębokim
współczuciem.  Przychodzą one do mnie z błaganiem o obronę przed ich ojcami. To jest 
dodał, wskazując na chłopca  Ciemnota, a dziewczynka nosi miano Nędza. Strzeż się obu jak
ognia oraz tego wszystkiego, co od nich pochodzi, a przede wszystkim strzeż się chłopca, gdyż
na jego czole wypisane jest straszne słowo: Zguba. Możesz się ich wyprzeć  ciągnął dalej duch,
37
podnosząc głos i wyciągając rękę w kierunku miasta  możesz oburzać się na tych, co to mówią,
możesz ich spotwarzać i potępiać: ale jeżeli nie postarasz się o usunięcie tych klęsk, biada ci!
 Czy nie ma ratunku dla tych stworzeń?  wyszeptał Scrooge.
 Tak  odparł duch z ironią, przypominając mu jego własne słowa  są przecież więzienia, są
domy poprawcze!
Wybiła północ.
Scrooge szukał oczyma ducha, lecz nie mógł go dojrzeć.
Z ostatnim uderzeniem zegara przypomniał sobie zapowiedz Jakuba Marleya. Wtedy,
podniósłszy oczy, spostrzegł nowego ducha. Miał on postawę majestatyczną, uroczystą, był
przybrany w długi, do ziemi sięgający płaszcz z kapturem. Zbliżał się do Scrooge a powoli,
ociężale, jak tuman mgły.
38
Rozdział 4
Ostatnie spotkanie z duchem
Gdy widmo zbliżało się do Scrooge a, on upadł przed nim na kolana. Przybysz wnosił ze sobą
coś bardzo tajemniczego i groznego.
Długi, czarny płaszcz, podobny do całunu, szczelnie spowijał całą postać ducha, nawet głowę
i twarz, wystawała z niego tylko jedna wyciągnięta ręka. Gdyby nie ta ręka, trudno byłoby
dojrzeć postać w nocnej ciemności.
Znalazłszy się tuż przy duchu, Scrooge zauważył jego niezwykły wzrost i poczuł, że ogarnia
go niewypowiedziana trwoga. Tajemniczy przybysz wciąż milczał, stał w miejscu bez żadnego
ruchu.
 Zdaje się, że mam przed sobą ducha przyszłych świąt Bożego Narodzenia?  wyszeptał
nieśmiało Scrooge.
Duch nic nie odpowiedział, ale wciąż trzymał wyciągniętą rękę.
 Pokażesz mi rzeczy, które staną się dopiero w przyszłości? Czy nie tak?  zapytał Scrooge.
Duch kiwnął potakująco głową. Taką tylko otrzymał odpowiedz.
Scrooge już przywykł do obcowania z duchami; jednak w obecności tego milczącego widma
doznawał takiego strachu, że nogi się pod nim chwiały. Nie mógł więc podążać za duchem.
Zauważywszy to, zjawa zatrzymała się, jakby chcąc mu dać przyjść do równowagi.
Zmieszało to Scrooge a jeszcze bardziej.
Za każdym razem, gdy wyczuwał, że oczy widma przenikliwie wpatrują się w niego,
przejmowała go groza i dreszcze niewypowiedzianej trwogi. Pomimo wysiłków, nie mógł nic
rozróżnić pod tą czarną szatą; widział tylko wciąż wyciągniętą rękę widma i niewyrazne zarysy
jego postaci.
 Duchu przyszłości  zawołał wreszcie  napełniasz mnie przerażeniem, jakiego nie
doznawałem wobec twoich poprzedników. Ponieważ wierzę, iż pragniesz mego dobra i szczerze
pragnę poprawić się, dziękuję ci już z góry z całego serca i gotów jestem wszędzie iść za tobą.
Ale dlaczego nie przemawiasz do mnie?
%7ładnej odpowiedzi. Ręka ducha wciąż była wyciągnięta wprost przed siebie.
39
 Prowadz mnie zatem  rzekł Scrooge.  Czas szybko ucieka, a wiem, że jest dla mnie bardzo
drogi. Chodzmy.
Duch ruszył powoli, a Scrooge za nim; zdawało mu się, że cień ducha porywa go i
podtrzymuje.
Nie można powiedzieć, że weszli do miasta  to raczej miasto, wyrósłszy jakby spod ziemi,
otoczyło ich nagle szumem i gwarem. Od razu znalezli się w samym sercu Londynu, na giełdzie,
wśród tłumu kupców, spiesznie przechodzących tam i z powrotem, brzęczących pełnymi
kieszeniami złota i srebra, zbierających się w niewielkie grupy w celu odbycia narad lub zawarcia
transakcji. Wszyscy oni byli bardzo zajęci; spoglądali na zegarki lub, zamyśleni, bawili się
kosztownymi brelokami itp. Obraz ten Scrooge znał doskonale, widywał go bardzo często.
Duch zatrzymał się przy niewielkiej grupce ludzi. Scrooge zauważywszy, że jego ręka tę
właśnie grupkę wskazuje, przybliżył się i usłyszał następującą rozmowę:
 Nie  mówił wysoki, tłusty jegomość, z dużym podbródkiem  wiem tylko tyle, że umarł.
 Kiedy?  zapytał inny.
 Podobno wczoraj w nocy.
 Jaki powód? Co mu się stało?  zagadnął trzeci, racząc się obficie tabaką ze srebrnej
tabakiery. Sądziłem, że on już nigdy nie umrze.
Bóg raczy wiedzieć, co mu było - odparł pierwszy, ziewając przeciągle.
 Ciekawa rzecz, co zrobił z pieniędzmi?  zapytał jegomość z purpurową twarzą i naroślą
tłuszczu na końcu nosa, przypominającą korale indyka.
 Nie wiem, doprawdy  odparł jegomość z dużym podbródkiem.  Może zapisał swoim
wspólnikom... To wiem, że nie ja będę jego spadkobiercą.
Dowcip ten przyjęto wybuchem śmiechu.
 Zdaje mi się  ciągnął dalej jegomość z podbródkiem  że będzie miał marny pogrzeb.
Jestem pewien, że wystrój kościoła i karawanu niedrogo będą kosztowały, bo nie znam nikogo,
kto by chciał pójść za jego trumną. A gdybyśmy tak bez zaproszenia odprowadzili go do grobu?
 Jeżeli wyprawią porządną stypę, to nie mam nic przeciwko temu  wtrącił jegomość w
okularach.  Za takie poświęcenie coś się przecież należy.
Gromadka znów się roześmiała.
 Jak widzę, jestem najbardziej bezinteresowny  odezwał się jegomość z podbródkiem. 
Nigdy nie chodzę na cmentarz i nie ubiegam się o stypy, ale jeżeli który z was wybierze się na
ten pogrzeb, ja chętnie będę mu towarzyszyć. Prawdę mówiąc, poniekąd sympatyzowaliśmy ze
sobą. Przy spotkaniu zawsze wymienialiśmy choć kilka słów. No, tymczasem do widzenia, moi
panowie.
Gromadka rozeszła się i zniknęła w tłumie, a Scrooge, który poznał wszystkich
rozmawiających, zwrócił oczy na ducha, jak gdyby oczekując wyjaśnienia tego, co usłyszał.
Zamiast odpowiedzi, duch pomknął na ulicę i palcem wskazał dwóch rozmawiających
mężczyzn.
Scrooge znów nadstawił uszu, w nadziei, że teraz zagadka się rozwiąże.
Obu mężczyzn wskazanych przez ducha znał dobrze. Byli to bogaci i bardzo wpływowi
giełdziarze. Scrooge usilnie zabiegał o pozyskanie ich szacunku i zaufania, oczywiście w
znaczeniu czysto giełdowym.
 Witam pana  mówił jeden z nich  jak zdrowie?
 Niezgorzej  odparł zapytany  a pańskie?
 Dziękuję, dobrze. A starego kutwę powołano nareszcie do obrachunku.
 Słyszałem o tym. Ale nieznośne zimno dziś mamy...
 Przecież to właściwa pora... święta Bożego Narodzenia. Pan nie jezdzi na łyżwach?
40
 Co mi po tym? Mam co innego na głowie. Do widzenia.
 Do widzenia.
Ani słowa więcej. Takie było ich przywitanie, rozmowa i pożegnanie.
Scrooge a z początku dziwiło, że duch przywiązuje wagę do tak w gruncie rzeczy błahych
rozmów, lecz przeczuwając, że czyni to nie bez celu, zaczął się nad nimi zastanawiać.
Było niemożliwe  rozmyślał  żeby rozmowy dotyczyły Jakuba Marleya, jego dawnego
wspólnika, chociażby z tego tylko względu, że Marley umarł już dawno. Zmierć jego należała do
przeszłości, a ten duch przecież miał związek jedynie z przyszłością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • themoon.htw.pl
  •